Rok temu rozpoczęły się w Moskwie masowe protesty społeczne. Jak wyglądał ten rok z perspektywy rosyjskich „oburzonych”?
Pod koniec listopada 2012 roku w Moskwie w popularnym opozycyjnym klubie Zawtra odbywa się spotkanie z działaczami ruchu protestu, w tym liderem Frontu Lewicy Siergiejem Udalcowem. Na sali zebrało się około pięćdziesięciu osób. Wyglądają, jakby przyszli na festyn z piwem i kiełbaskami, a nie na poważną dyskusję o polityce. W sali panuje półmrok, w głębi sali stoi mikrofon. Atmosfera przypomina oczekiwanie na występ typu stand-up. Przemawia Udalcow. Podczas swojego wystąpienia mówi o kolejnym – już czwartym w tym roku – Marszu Milionów. Tym razem ma się on odbyć pod hasłem „Za wolność waszą i naszą!” i być poświęcony rosnącej liczbie więźniów politycznych, aresztowanych lub skazanych za zamieszki podczas pierwszego Marszu Milionów, który odbył się 6 maja.
Jednak ci, którzy słyszeli Udalcowa przemawiającego ze sceny podczas masowych demonstracji, widzą w nim tylko jego cień. Pozbawiony swojego animuszu, mówiący bez werwy, zrezygnowany, prosi o wsparcie finansowe. Nie jest zresztą jedynym z przemawiających, który się o nie dopomina. Już chyba pogodził się z tym, że na kolejny marsz znowu przyjdzie mniej osób niż na poprzedni. – Nieważne ilu nas będzie – mówi swoim niskim głosem.
Po Udalcowie przemawiają kolejni ludzie z przeróżnych organizacji, ale publika dalej popija piwo i gawędzi, słuchając ich jednym uchem. W końcu Udalcow wychodzi w trakcie jednego z przemówień. Niechętnie rozmawia z dziennikarzami.
W kuluarach różni aktywiści opowiadają o tym, o czym wielokrotnie mówił socjolog Borys Kagarlicki – o arogancji „gwiazd” ruchu protestu. O tym, że góra już dawno straciła kontakt z tym, co dzieje się na dole.
Rok na placach
Od grudnia 2011 roku opozycja przeprowadziła piętnaście dużych akcji. Wszystko zaczęło się dzień po sfałszowanych wyborach parlamentarnych z 4 grudnia. Wtedy na Czyste Prudy po raz pierwszy przyszło kilka tysięcy osób. „W Moskwie nie widziałem czegoś takiego od dziewięćdziesiątego trzeciego roku. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń” – mówił dyrektor Kommersant FM Dmitrij Sołopow.
Protest też zyskał swój kolor. Uczestnicy masowo zaczęli przypinać białe wstążki, symbolizujące uczciwość. Hasła protestujących brzmiały: „Za uczciwe wybory! Za uczciwą władzę!”, a do rządzącej Jednej Rosji przylgnęło określenie „żuliki i wory” – złodzieje i oszuści.
Zaskoczone władze zaczęły masowe aresztowania. Jednak tylko wzmogło to falę niezadowolenia. 10 grudnia na plac Błotny wyszło ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Dwa tygodnie później na prospekcie Sacharowa było ich już ponad sto tysięcy. Podobna liczba ludzi wyszła w lutym przy okazji kolejnego protestu „Za uczciwe wybory”. Kolejnym ważnym punktem rosyjskiej zimy był 5 marca. Wtedy to dzień po wyborach prezydenckich, w których po raz trzeci zwyciężył Władimir Putin, po raz pierwszy próbowano okupować plac Puszkina. Jednak ostatecznie skończyło się to ponownymi aresztowaniami.
6 maja ruch ponownie nabrał rozmachu. Na dzień przed nominowaniem Putina na prezydenta kilkadziesiąt tysięcy osób wzięło udział w pierwszym Marszu Milionów. Organizatorzy chcieli nawiązać do fali protestów, która przeszła przez Egipt i skutecznie obaliła prezydenta Hosniego Mubaraka. Podczas marszu doszło jednak do starcia z policją, w rezultacie czego zatrzymano prawie sześćset osób. To właśnie w związku z tą sprawą przed sądem trwa teraz śledztwo przeciwko Frontowi Lewicy, którego lider Udalcow miał rzekomo przyjmować pieniądze od Gruzinów, aby wywołać masowe zamieszki.
Po 6 maja zaczęły się tak zwane narodowe spacery. Ludzie z białymi wstążkami spacerowali po mieście bez żadnych okrzyków i transparentów, co doprowadzało policję do wściekłości. Ganiani przez nią moskwianie zebrali się na Czystych Prudach, gdzie powstał pierwszy obóz wzorowany na amerykańskim ruchu Occupy. Aktywiści próbowali stworzyć miejsce, w którym panują zasady bezpośredniej demokracji i samoorganizacja. Był to do tej pory pierwszy i ostatni raz, gdy głos każdego z uczestników był tak samo ważny.
W połowie czerwca odbył się kolejny Marsz Milionów. Moskwianie swoją liczebnością pokazali, że nie boją się represji. Widać jednak już było wyczerpanie tej formy protestu. Trzeci Marsz, będący kopią poprzedniego, już nie zyskał takiego poparcia mieszkańców Moskwy.
Poszukiwanie drogi
Do tej pory ruch nie znalazł na odpowiedzi na to, jak wyjść z tego impasu, jak ponownie zyskać przychylność moskwian. Porażką były też wybory do Rady Koordynacyjnej Rosyjskiej Opozycji, która miały dać wybranym kandydatom legitymację do działania. Tak, jak wszyscy się spodziewali, największym wygranym tych wyborów został Aleksiej Nawalny, nacjonalistyczny prawnik walczący z korupcją. Zdeklasował on pozostałych kandydatów. Jednak w wyborach wzięło udział tylko osiemdziesiąt tysięcy osób, co wielu krytykom pozwoliło uznać, że nie może tu być mowy o jakiejkolwiek reprezentacji. Sporo osób zrezygnowało z kandydowania lub od samego początku nie brało udziału w wyborach, nie widząc sensu w istnieniu takiego organu. Inni twierdzą, że wybory zostały sfałszowane i nie można ich traktować serio. Jeszcze dla innych wybory stały się okazją do kolejnego wzmocnienia roli medialnych gwiazd protestu, które wygrały tylko dlatego, że są znane z telewizji, a teraz jeszcze „dostały” dzięki głosowaniu przyzwolenie „reprezentowania” oburzonych według własnego widzimisię.
Jednak niezależnie od samopoczucia „gwiazd” ruch protestu rzeczywiście znalazł się w trudnej sytuacji. Liczba uczestników manifestacji konsekwentnie się zmniejsza. Moskwianie nie chcą już patrzeć na scenę, na której podczas każdego Marszu Milionów występują ci sami ludzie, ani słuchać tych samych przemówień o tym, jak to niby będzie w Rosji bez Putina.
Wiele porażek, ale nie tylko
Przede wszystkim problemem jest brak konsekwencji, bo żaden z postulatów, który podnosiła opozycja, nie został spełniony. Zamiast trwać przy swoich żądaniach zmieniano je przy każdej możliwej okazji. Było to też powodem, dla którego opozycja została uznana za niekonkretną, niewyrazistą i pozbawioną własnego programu. Nawet w Moskwie nie stała się ona realną alternatywą dla partii rządzącej.
A to właśnie tam odbyły się wszystkie główne wydarzenia, skoncentrowana była aktywność polityków i mediów. Tak naprawdę nie udało się oburzonym wyjść poza Moskwę. Był to ruch typowo wielkomiejski. Jednak udało się choć czasami pobudzić do aktywności inne miasta. Tam wyjście na ulice często było aktem znacznie większej odwagi, bo represje poza stolicą zawsze były znacznie większe.
Ciągle też brakuje ruchowi prawdziwych liderów. Choć wśród protestujacych można znaleźć postacie bardzo rozpoznawalne – jak Nawalny, Udalcow czy chociażby celebrytka Ksenia Sobczak – to żadna z nich nie jest w stanie skupić wokół siebie silnego środowiska. Mamy tam raczej do czynienia ze zbiorem politycznych celebrytów, których najmocniejszym zapleczem są ludzie śledzący ich profil na Twitterze, z którymi prowadzą nieskończone dyskusje. Znani opozycjoniści stali się raczej pupilkami mediów niż społeczeństwa. Widać to szczególnie podczas Marszów Milionów, gdzie po rozpoczęciu przemówień znanych twarzy, ludzie stopniowo zaczynają się rozchodzić. A podczas ostatnich wystąpień zostaje garstka najbardziej wytrwałych.
Mimo wszystkich swoich braków ruch ten udowodnił Rosjanom, że władza musi się z nimi liczyć. Protesty uczyniły ze społeczeństwa podmiot, a polityków chociaż w niewielkim stopniu zmusiły do zastanowienia się nad swoimi najbardziej bezczelnymi działaniami. Pokazały społeczeństwu, że mimo zastępów policji można walczyć o swoje prawa i domagać się lepszego życia. Chociaż ten ruch wciąż nie zwyciężył, to zasiał w ospałej od dawna Rosji ziarno buntu i nonkonformizmu. Być może z tego ziarna jeszcze coś wyrośnie.
Debata: Protesty w Rosji – walka o miasto?
O protestach miejskich w Rosji będą rozmawiać działacz lewicowy Ilja Budrajtskis i dziennikarz Roman Pawłowski.
Spotkanie poprowadzi Agnieszka Wiśniewska z „Krytyki Politycznej”.
7 grudnia, piątek, godz. 18.00, Krytyka Polityczna, ul. Foksal 16, II p., Warszawa