27 stycznia manifestowali zwolennicy ustawy „Małżeństwo dla wszystkich”, teraz trwa debata w parlamencie. Prawica zgłosiła do projektu ponad pięć tysięcy poprawek.
Podobno Francja łatwiej wychodzi na ulicę, by walczyć przeciw czemuś niż o coś. Manifestacja poparcia dla projektu ustawy o małżeństwach jednopłciowych nie wyłamała się z tego schematu. Była dwa razy liczniejsza niż ostatnia z 16 grudnia – ale i tak trzy razy mniejsza od demonstracji przeciwników ustawy sprzed dwóch tygodni.
27 stycznia w Paryżu siąpi deszcz, jest trochę powyżej zera. Na Denfert-Rochereau gromadzi się, według danych policji, 125 tysięcy manifestujących. Celem przemarszu jest Bastylia. Już na samym początku jedyna prowokacja tego dnia – flaga rozpostarta na kościele integrystów Saint-Nicolas-du-Chardonnet z hasłem „A jutro poślubię kozę”. W odpowiedzi tłum wykrzykuje w kierunku czterech mężczyzn w czarnych habitach: „Zajmijcie się księżmi pedofilami!”
Wiele osób deklaruje, że są tutaj, by zaprotestować przeciwko zawoalowanym homofobicznym hasłom lansowanym na demonstracji przeciwników ustawy. „Manifestowanie przeciwko prawom innych – to oburzające!”, cedzi przez zęby Florian, student. „Chcemy powiedzieć, że nasza miłość jest silniejsza niż nienawiść tych, którzy zmobilizowali się, by inni nie mieli tych samych praw jak oni”, podkreśla Cyril, członek Inter-LGBT. „Usprawiedliwiają się intelektualną argumentacją. Prawda jest jednak taka, że boją się homoseksualizmu”, zapewnia 47-letnia Anna. „Jestem katolikiem, wierzącym i przyszedłem tu powiedzieć, że zaszokowała mnie postawa Kościoła”, wyjaśnia 78-letni Hervé.
Średnia wieku na demonstracji to trzydzieści lat. Są tu jednak wszyscy, również celebryci – jak dawna gwiazda piłki nożnej Lilian Thuram, współzałożyciel domu mody Yves-Saint Laurent Pierre Bergé, aktorka i producentka Eva Darlan czy Karine Le Marchand prowadząca słynny program telewizyjny „Miłość jest tuż obok”.
W pochodzie idzie lewica i ekolodzy, celebrując jedność, przynajmniej przez ten jeden dzień. „To jedyny raz kiedy lewica jest zjednoczona, trzeba z tego korzystać. Zjednoczona lewica jest w stanie zatrzymać prawicę” – mówi Philippe Poutou z Nowej Partii Antykapitalistycznej. Gdy wkrótce zza chmur wygląda słońce, słychać wszędzie okrzyki „nawet niebo jest z nami!”.
Przeprowadzony między 22 a 24 stycznia przez IFOP sondaż pokazuje, że 63 procent Francuzów popiera projekt ustawy, a 49 procent jest za adopcją dzieci przez pary homoseksualne. Manifestacja zwolenników nie ma, jak się okazuje, większej stawki politycznej – rząd już zapowiedział, że podtrzyma projekt, a opinia publiczna mu sprzyja. „W tym zakresie nie ma jakichkolwiek podziałów na lewicy. Nie rozróżniamy homo, hetero czy bi: mają te same prawa, te same obowiązki, te same szanse”, stwierdza Jean-Luc Mélenchon, polityk skrajnej lewicy.
W środku pochodu na platformie jedzie kolektyw feministyczny Les Gouines (to odpowiednik wulgarnej wersji słowa „homo”), który broni prawa lesbijek do in vitro, rozczarowany, że kwestię tę wyrzucono z projektu ustawy. Dziewczyny zaczynają odgrywać zbiorowy poród. Każda uczestniczka ukrywa pod swetrem czerwony balonik, aż do „rozwiązania”. „To akcja symboliczna – wyjaśnia Stéphanie, twórczyni projektu – Równość wobec prawa oznacza umożliwienie zapłodnienia in vitro lesbijkom”. Na moście Sully, naprzeciwko pomnika Dziewicy, dziewczyny krzywią się, udają parcie i krzyczą „Poród bez bólu, co za idiotyzm – to boli!”. Następnie niebo zapełnia się czerwonymi balonikami przy dźwiękach muzyki Pointer Sisters: „Send him back, why don’t you send my baby back?”.
W tłumie jest również wiele osób heteroseksualnych, plakatów: „Hetero-solidarni wychodzą z szafy”. 48-letnia Isabelle, architekta, za nic w świecie nie przegapiłaby tej manifestacji: „Byłam tu już za pierwszym razem i oto jestem ponownie. Mój najlepszy przyjaciel Gilles zmarł na AIDS dwadzieścia lat temu. Dla niego to prawo byłoby czymś niesamowitym. Ale jestem tu również dla innych. Chciałabym, aby mieli te same prawa. Chcę również wymazać to, co powiedzieli wszyscy przeciwnicy projektu. Wychodzę z siebie, gdy słyszę o ich pomyśle na to, czym jest rodzina. Jestem wszak mamą trojga dzieci”.
Dwa kroki dalej idą Cathy (67 lat) i Dominique (63 lata): „Nasza siostrzenica zaszła w ciążę metodą in vitro wraz ze swoją partnerką – to czarująca para. Dzieci potrzebują jedynie miłości. Kropka”. 65-letni mer Pont-d’Ouilly Marcel Lecoq tak uzasadnia swoją obecność: „Trzeba łączyć ludzi, a nie wykluczać. Jestem żonaty. Mam wnuczki. Jeśli będą lesbijkami, nie chciałbym żeby doświadczyły nierówności”. Tuż obok idzie 20-letni Simon, który nie kryje swoich prawicowych przekonań: „Tak, tak, jestem hetero i głosuję na prawicę, i co z tego? – śmieje się. – Nie szokuje mnie fakt, że wszyscy homo się żenią czy chcą wychowywać dzieci”. Kiedy pochód staje przed Bastylią, setki przyozdobionych w trzykolorowe szarfy socjalistycznych deputowanych, mężczyzn hetero, żonatych i ojców rodziny całuje się w usta – to tzw. buziak solidarności z homoseksualistami.
W czasie debaty nad projektem w parlamencie 30 stycznia były prawicowy premier François Fillon, oceniając klimat wokół prac nad ustawą, powiedział: „Dla więzi społecznych to jest niezdrowa przemoc: z jednej strony homofobia, z drugiej zaś antyklerykalizm. Obywatele są równi, co jednak nie pociąga za sobą równości pomiędzy parami homoseksualnymi i heteroseksualnymi.” „Czas różowych trójkątów się skończył”; „Pociąg historii odjeżdża, a wy po raz kolejny zostaniecie na stacji” – replikowali deputowani lewicy. Debata potrwa do 10 lutego. Nie będzie lekko – emocje sięgają zenitu, a prawica zgłosiła do projektu ponad 5300 poprawek (przy czym sama ustawa ma tylko 18 artykułów). Lewica pozostaje jednak nieprzejednana – w środę rządząca koalicja, tak jak zapowiadała, odrzuciła wniosek o referendum. Wszystko wskazuje na to, że ustawa już w kwietniu wejdzie w życie.