W Rosji wszystko wydaje się dziś możliwe – od przewrotu pałacowego na szczycie przez masowe rozruchy – aż po wieloletnią stagnację.
W Rosji nie widzimy własnego, nieraz wyostrzonego, czasem karykaturalnie wypaczonego, ale jednak odbicia. Traktując tamten kraj i tamto społeczeństwo jako zewnętrze naszego świata, Podziemie u bram Kryształowego Pałacu, nienawidzące go i zarazem bezskutecznie do niego aspirujące – nie chcemy i nie potrafimy zauważyć, pod jak wieloma względami (szwankująca ostatnio) zachodnioeuropejska cieplarnia i skuty autokratycznym lodem moloch podlegają podobnym procesom. Krótko mówiąc: choć na różnych wózkach, jadą w podobnym kierunku.
Państwo, które skrywa swą niemoc, symulując potęgę w obliczu innych (w przypadku Rosji dodajmy: równie jak ono niedemokratycznych) sił, mniej lub bardziej konkretnych „rynków”, technokracji czy gospodarczych oligarchii. Instytucje solidarności społecznej i wyrównywania szans – z oświatą publiczną na czele – których sukcesywny demontaż i degradacja zawracają nas w kierunku Spencerowskiej z ducha, konkurencyjnej walki jednostek i rodzin o przetrwanie we wrogim otoczeniu.
Wspólnota narodowa, która coraz wyraźniejszy brak pomysłu na swą tożsamość i zanik więzi rekompensuje brutalnym wykluczaniem „odmieńców”. To wszystko w Rosji widać jaskrawiej; bez osłonek hipokryzji.
Redystrybucji bogactwa z dołu do góry nie obudowuje się narracją o firmach „zbyt wielkich, by upaść”; nielegalnym imigrantom urządza się pogromy, a nie zamyka w „obozach przejściowych”; niepokorne artystki, ekologów czy dziennikarzy zamyka się w baraku łagru, a nie celi śmiechu. I to wszystko naprawdę robi różnicę – ale nie powinno nas wpędzać w samozadowolenie ludzi lepszego świata, którzy tygiel buzującego Podziemia obserwują z niejaką fascynacją, a czasem przyjemnym lękiem widzów horroru z bezpiecznego kinowego fotela, pewnych, że ich tak naprawdę to wszystko nie dotyczy.
W Rosji wszystko wydaje się dziś możliwe – od przewrotu pałacowego na szczycie przez masowe rozruchy aż po wieloletnią stagnację. Trudno wieszczyć, co z tego byłoby najlepsze dla świata; o tym, co nastąpi, rozstrzygną najpewniej sami Rosjanie. Ja sam w jutrzenkę lepszego świata z Rosji nie wierzę – a historyczne doświadczenie kazałoby się jej raczej obawiać. Ale wielkie dzieło literackie o późnym kapitalizmie, powieść o tym, że „wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu” między Kremlem a Gazpromem, z Pussy Riot w tle – jeśli samo naszego świata nie zmieni, to przynajmniej pozwoli go lepiej zrozumieć. Co jest dla zmiany warunkiem koniecznym.
Tekst ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” z 15 listopada 2013.