Premier Aleksandar Vučić pozostawił swoich oponentów daleko w tyle. Prawdopodobnie wybory rozstrzygną się w pierwszej turze.
Bilbordy i plakaty z wizerunkiem premiera Aleksandara Vučicia z Serbskiej Partii Postępowej czają się wszędzie. Zaklejone są nimi wszystkie miasta od Suboticy po kosowską Mitrowicę. W czwartek, czyli na dzień przed rozpoczęciem ciszy wyborczej, na okładkach popularnych dzienników pojawiły się reklamy serbskiego premiera. Na reklamy pozostałych kandydatów można natknąć się sporadycznie.
Vučić zakleił plakatami całą Serbię, wykupił reklamy we wszystkich dużych dziennikach, a w państwowej telewizji mówiono niemal wyłącznie o nim. Wszystko po to, by nie pozostawić żadnych wątpliwości co do tego, kto zwycięży 2 kwietnia. I rzeczywiście mu się to udało.
Według ostatniego sondażu Demostatu na Vučica chce zagłosować 56,2 procent respondentów. Pozostali kandydaci mogą liczyć na mniej niż 10 procent głosów, przy czym drugie miejsce zajmuje komik Luka Maksimović. Na czwartym miejscu plasuje się prawnik i rzecznik praw człowieka Saša Janković, który jest kandydatem liberalnym. Według sondażu, frekwencje wyniesie 57 procent.
– Jeśli ludzie zobaczyliby, że jest jakiś kandydat, który może zebrać chociaż 20 procent, to wtedy byłaby szansa, by przeciwstawić się Vučicowi. Takiej osoby jednak nie ma – mówi politolog i aktywista Dobrica Veselinović.
Dlatego kluczowym pytaniem tych wyborów jest nie to, kto je wygra, tylko co przyniesie wygrana Vučica.
Między Europą a Rosją
Vučić został premierem w 2014 roku, gdy jego Serbska Partia Postępowa otrzymała niemal 50 procent głosów. Dwa lata później, na skutek przyspieszonych wyborów, partia ta ponownie uzyskała podobną liczbę głosów i utrzymała większość w parlamencie.
Chociaż w latach dziewięćdziesiątych Vučić był ministrem informacji w nacjonalistycznym rządzie Slobodana Miloševicia i objęty był zakazem wjazdu do Unii Europejskiej, dzisiaj mówi się o nim jako o liderze cieszącym się największym poparciem europejskich elit wśród państw bałkańskich. Takie opinie nasiliły się po marcowej wizycie kanclerz Niemiec Angeli Merkel w Belgradzie. Vučić mówił wówczas, że Niemcy stają się kluczowym partnerem dla Serbii i świetnie rozumieją konieczność podjętych przez jego rząd reform.
– Vučić stara się utrzymywać jak najlepsze relacje z Niemcami. Myślę, że to ulubiony przywódca Merkel na Bałkanach – mówi redaktor naczelny portalu XXZ Petar Luković.
Poza konsekwentnym powtarzaniem, że to integracja europejska jest kluczowa dla Serbii, poglądy polityczne Vučicia nie są jednoznaczne. Premier zabiega też o poparcie Rosji. Tuż przed wyborami, 27 marca, pojechał do Moskwy, gdzie spotkał się z prezydentem Władimirem Putinem. Putin życzył sukcesu obecnemu rządowi, na którego czele stoi Vučić.
– On próbuje balansować. Mieć Rosję jako przyjaciela, a jednocześnie wstąpić do Unii Europejskiej – uważa Luković.
czytaj także
Pozorowany konflikt
Do samego końca nie było jasne, czy wybory odbędą się w Kosowie. Mimo że Serbia nie uznaje Kosowa, to jednak stosunki między państwami powoli się normalizuję. Kolejnym elementem tego procesu jest właśnie przeprowadzenie wyborów na terenie Kosowa. By uniknąć potencjalnych konfliktów i problemów zostaną one przeprowadzone nie przez stronę serbską, a OBWE.
Przyglądając się ostatnim wydarzeniom można było odnieść wrażenie, że do wyborów w Kosowie nie dojdzie. Kilka dni temu Vučić chciał odwiedzić Kosowo. Prisztina wydała na to zgodę, ale pod warunkiem, że premier Serbii wjedzie bez ministra obrony i spraw wewnętrznych i tylko na trzy godziny. W mediach oburzony premier powiedział, że nie będzie słuchał rozkazów Prisztiny i anulował wizytę. Władze Kosowa tłumaczyły swoją wstrzemięźliwą decyzję ostatnimi prowokacjami ze strony Serbii. Jedną z nich było wysłanie do Mitrowicy pociągu pomalowanego w kolory narodowe z napisem „Kosowo jest serbskie”.
– Patrząc na relacje kosowsko-serbskie trzeba zdawać sobie sprawę, co jest rzeczywistym działaniem, a co grą na użytek wewnętrzny – wyjaśnia Luković.
Dziennikarz przekonuje, że retoryka antykosowska służy wyłącznie do gry wewnętrznej, a mianowicie do zyskania poparcia wyborców o poglądach nacjonalistycznych, dla których kwestia Kosowa jest znacząca, a także by wyciszyć głosy, które słychać między innymi w Mitrowicy, że dla dobrych relacji z Unią Europejską Vučić porzucił Serbów mieszkających w Kosowie i układa się z Prisztiną.
O tym, że Vučiciowi zależało na tym, by w wyborach wzięła udział też serbska ludność zamieszkująca Kosowo, świadczy aktywnie prowadzona kampania wyborcza w tym państwie.
– Wydał zbyt wiele pieniędzy na kampanię w Kosowie, by uważać, że mu nie zależy na wyborach – mówi jeden z kosowskich dziennikarzy i dodaje, że dzięki głosowaniu w Kosowie Vučić może zawalczyć o dodatkowe trzydzieści tysięcy głosów.
Premier próbuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – wytrącić argumenty partiom nacjonalistycznym, a jednocześnie pozyskać dodatkowe głosy spoza Serbii.
Serbski Orban?
Chociaż prezydent ma w Serbii mniej władzy niż premier, to ma duże znaczenie symboliczne. Vučić chce mieć jedno i drugie. Mówi zresztą o tym wprost w jednym ze swoich spotów wyborczych. W kabinie kłóci się dwóch pilotów i samolot lata zygzakiem po niebie. Pod koniec reklamy Vučić wyjaśnia, że lepiej trzymać się jednego, wyznaczonego kursu. Tym, kto ma go wytyczyć i zapewnić, że Serbia będzie nim podążać, jest właśnie on.
– Republika Serbii ma słabe instytucje państwowe, a wraz z nimi mechanizmy kontroli i równowagi. Polityka jest bardziej skupiona na personaliach. Vučić to rozumie – mówi Dobrica Veselinović.
czytaj także
Luković uważa, że po wygranej zostanie powołany słaby premier, który będzie całkowicie podporządkowany prezydentowi. Vučić będzie koncentrował władze w swoich rękach. Veselinović, który jest zaangażowany w masowe protesty przeciwko kontrowersyjnej zabudowie brzegu płynącej przez Belgrad Sawy, skarży się, że przeciwnicy Vučicia spotykają się z nieprzyjemnościami. Veselinović twierdzi, że jest śledzony i ma utrudniony dostęp do mediów.
– Jeśli Vučić będzie miał jeszcze większą władzę, to presja na oponentów politycznych nasili się jeszcze bardziej. Będzie coraz mniej przestrzeni dla społeczeństwa obywatelskiego, a tym samym dla demokracji – dodaje politolog i nie wyklucza, że zwycięstwo w niedzielnych wyborach może skończyć się w Serbii scenariuszem podobnych do tego znanego z Węgier, gdzie premier Viktor Orban skoncentrował władzę wokół siebie i podporządkował sobie państwo.
Chorwacka polityka coraz bardziej przypomina polską i węgierską