Jeśli zastanawiacie się czasem, co napędza nierówności Ameryce – rzućcie okiem na najnowszą transakcję Facebooka.
Jak podaje prasa, Facebook zdecydował się zapłacić 19 miliardów dolarów za kupno firmy Whatsapp, która stworzyła aplikację o tej samej nazwie służącą do wysyłania wiadomości z telefonów i urządzeń mobilnych. To najwyższa kwota zapłacona za start-up, firmę bez modelu wypracowywania zysków, w historii. To o trzy miliardy więcej niż wycena Facebooka, gdy próbowano oszacować jego wartość po raz pierwszy, i dwa razy więcej niż Microsoft zapłacił za Skype’a.
Biorąc pod uwagę ogrom tej kwoty, można by myśleć, że Whatsapp jest sporą firmą. Nic takiego. Zatrudnia 55 osób, w tym dwójkę założycieli Jana Kouma i Briana Actona. Wartość Whatsapp nie pochodzi z produkcji czegokolwiek. By dostarczać swoje usługi, Whatsapp po prostu nie potrzebuje wielkiej organizacji.
Wartość Whatsapp wynika z dwóch rzeczy, a te wymagają pracy zaledwie garstki osób. Pierwszą z nich jest sama technologia – prosta, ale potężna aplikacja do przesyłania wiadomości, zdjęć, głosu i wideo przez internet. Drugą jest sam efekt sieci – im więcej osób jej używa, tym bardziej jest ona potrzebna innym, chcącym lub potrzebujący być z nimi w kontakcie. W tym sensie Whatsapp przypomina Facebooka – jej napędem jest sama chęć podłączenia się.
Liczba użytkowników Whatsapp podwoiła się w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy, do 450 milionów ludzi, i przyrasta w tempie miliona dziennie. W grudniu 2013 roku aplikacja dostarczyła 54 miliardy wiadomości, tym samym osiągając wynik lepszy niż Twitter (którego wycena dziś to około 30 miliardów dolarów).
Jak Whatsapp na tym zarabia? Pierwszy rok użytkowania jest bezpłatny. Potem użytkownicy i użytkowniczki muszą wnieść małą opłatę. Przy takiej skali operacji zarabianie w ten sposób nie jest trudne: nawet drobne kwoty składają się w końcu na wielkie pieniądze. A jeśli aplikacja zdecyduje się na wyświetlanie reklam, to mogą one przyciągnąć więcej oczu niż jakiekolwiek medium w historii. Już teraz aplikacja ma dostęp do bazy danych o swoich klientach, do której wystarczy sięgnąć, by wydobyć niezwykle użyteczne informacje o niemałej części populacji naszej planety.
Ci, którzy w tym biznesie wygrywają, wygrywają spektakularnie. 55 osób zatrudnianych przez Whatsapp jest dziś bogaczami. Założyciele firmy – miliarderami. Inwestorzy, którzy opłacili pierwsze kroki firmy, także zgarnęli niemałą fortunę.
Ale cała reszta nas? Być może wygrywamy w tym sensie, że otrzymaliśmy jeszcze skuteczniejsze narzędzie do komunikowania się ze sobą. Ale wciąż nie mamy gdzie pójść do pracy.
W wyłaniający się przed naszymi oczami modelu gospodarczym nie obowiązuje już dłużej zależność między liczbą klientów i liczbą pracowników potrzebnych do ich skutecznej obsługi. To właśnie nowe technologie pozwalają utrzymać ten stosunek pracowników do klientów na rekordowo niskim poziomie – Whatsapp z jego 55 pracownikami obsługuje pół miliarda klientów.
W tym samym czasie liczba pracowników poczty, operatorek telefonicznych, monterów telekomunikacyjnych i ludzi, którzy serwisują te kilometry kabli – spada. Maleje zatrudnienie w całym sektorze komunikacji, i dzieje się tak z tego samego powodu, dla którego praca w handlu zostaje pożarta przez Amazon, biurowa przez Microsoft, bibliotekarska i redaktorska przez Google.
Wydajność wciąż rośnie, podobnie jak przychody korporacji. Ale praca i zarobki już nie. Musimy jakoś doprowadzić to do porządku – chyba że wymyślimy, w jaki sposób szerzej dystrybuować zyski, bo nasza gospodarka nie wykreuje takiego popytu, by się utrzymać, a społeczeństwo nie znajdzie w sobie tyle spójności, by się nie rozpaść.
przeł. Jakub Dymek
Tekst pochodzi ze strony: http://robertreich.org
Robert Reich – profesor polityki społecznej na Uniwersytecie w Berkeley, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona, magazyn „Time” uznał go za jednego z dziesięciu najskuteczniejszych członków amerykańskiego rządu w ostatnim stuleciu.