Z Moskwy dla Krytyki Politycznej Wiktoria Bieliaszyn.
Krymska wiosna była w tym roku wyjątkowo chłodna, ale nawet piętnastostopniowy mróz nie powstrzymał Rosjan przed zebraniem się w wieczór niedzieli wyborczej na placu Maneżowym w centrum miasta, by uczcić czwartą rocznicę aneksji Krymu i… wygraną Władimira Putina. Od kilku dni w okolicach Placu Czerwonego krążyli technicy, policjanci i ochrona. Wszystko to w związku z przygotowaniami do mitingu pod hasłem: „Rosja, Sewastopol, Krym”, któremu towarzyszyć miał koncert gwiazd rosyjskiej estrady.
Zaraz po zakończeniu głosowania na głównych ulicach miasta, w metrze i w tramwajach można było zobaczyć tłumy zmierzające w stronę centrum. Część osób dumnie kroczyła z flagami Federacji Rosyjskiej, niektórych zobaczyć można było w białych kamizelkach z napisem PUTIN na plecach, jeszcze inni po prostu wesoło spacerowali w gronie znajomych, pociągając od czasu do czasu z butelek owiniętych w papier.
Żeby dostać się na plac musiałam odstać w kolejce dobre pół godziny, przejść przez bramkę do wykrywania metali, pokazać zawartość torebki, a nawet pożartować z policjantem, który uparcie twierdził, że na pewno mam gdzieś schowany jakiś pistolet, a przynajmniej nóż. Nie miałam.
czytaj także
Miting „Rosja. Sewastopol. Krym” teoretycznie wcale nie miał związku z wyborami. Teoretycznie. Jak się jednak okazało, teoria nijak miała się do praktyki, bo już na początku prowadzący Dmitrij Gubiernirijew powiedział ze sceny: „Dzisiaj obchodzimy czwartą rocznicę powrotu Krymu do Rosji. Dzisiaj wybieramy też prezydenta. Krym wybiera go razem z nami”.
Po serii występów, które komentowane były przez publiczność raczej dość krytycznie („jakie wybory, takie koncerty” żartowano), na scenie pojawił się sam Władimir Putin. Tłum trzydziestu pięciu tysięcy osób zawrzał. Rozległy się głośne krzyki. Skandowano: „Putin, Putin, Putin!”. Krzyczeli starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Krzyczały dzieci, które nie pamiętają rządów innego prezydenta. I choć w tamtej chwili podliczona była dopiero połowa oddanych głosów, ze sceny padły piękne słowa podziękowania. Władimir Putin mówił: „Drodzy przyjaciele, dziękuję wam. Dziękuję wam bardzo za wsparcie. Dziękuję wam za ten wynik. Jesteście naszą drużyną. Ja jestem członkiem waszej drużyny. Wszyscy ci, którzy oddali dzisiaj głos, tę wspólną drużynę tworzą. Uważam, że jest to wyraz uznania dla tego, co zostało zrobione w ciągu ostatnich lat. Uważam, że świadczy to o zaufaniu i nadziei. Nadziei, którą żywią nasi ludzie, że będziemy pracować równie ciężko, równie odpowiedzialnie i jeszcze efektywniej. Dziękuję wam za to, że nasza drużyna jest tak liczna i silna. Czeka nas sukces! Moi drodzy, to bardzo ważne, by pielęgnować tę solidarność. To ona pozwoli nam dalej zmierzać do przodu. Bo żeby zmierzać do przodu, trzeba cały czas czuć z boku łokieć innego obywatela.(…)”.
Słów Putina nie ma po co komentować. Wszyscy wiemy, że te wybory nie mają nic wspólnego z wyborami.
Po tym, jak prezydent zszedł ze sceny, tłum również zaczął się rozchodzić, nie zwracając większej uwagi na dalszą część koncertu.
Do późnych godzin nocnych rosyjska telewizja emitowała programy, w których eksperci wypowiadali się na temat wyborów, krytykowali albo wręcz przeciwnie, z pobłażliwą sympatią mówili o przegranych kandydatach. Chętnie podkreślali na wizji, że sami oddali głos na Władimira Putina, którego od zawsze cenią i popierają. Przedstawiane były również pierwsze oficjalne wyniki. We wszystkich przodował Władimir Putin. Jasne stało się, że w tych wyborach pobił on swój własny rekord, wygrywając z ponad 70% poparciem.
Niedziela dobiegła końca. Nadszedł nowy dzień, a wraz z nim – konferencja prasowa, podsumowująca „Wybory 2018”. Przedstawiciele ruchu „Gołos – za cziestnyje wybory” („Głos – za uczciwe wybory”) już na wstępie zaznaczyli, że z przykrością informują, ale wczorajsze wybory nie były przeprowadzone w sposób uczciwy i zgodny z Konstytucją Federacji Rosyjskiej. W swoich wypowiedziach podkreślali też, że choć w trakcie tych wyborów zaobserwowano znacznie mniej naruszeń i złamania przepisów niż miało to miejsce w latach ubiegłych, nie obyło się bez skandalicznych przypadków. Na stworzonej przez Gołos mapie „pogwałcenia przepisów” odnotowano 2926 zgłoszeń. Wśród nich głównie te dotyczące utrudnianie pracy obserwatorów, ale także administracyjne zmuszanie do głosowania, wrzuty, karuzele, oddawanie głosu w kilku miejscach, oddawanie głosu w cudzym imieniu, angażowanie niepełnoletnich w agitację. Niektóre zgłoszenia już wyjaśniono, innymi zajmie się CIK (Centralna Komisja Wyborcza), jeszcze inne traktuje się jako prowokacje. Roman Udot, jeden z głównych działaczy Gołosu, zwraca uwagę na fakt, że na wiele nieprawidłowości milczącą zgodę wydawała policja, często będąca świadkiem zakłócania przebiegu wyborów.
Bieliaszyn z Rosji: Foteczka przy urnie dla pracodawcy i do domu!
czytaj także
Ze statystyk przedstawionych przez analityka Siergieja Szpilkina wynika, że głos w wyborach prezydenckich oddało 106,4 mln Rosjan w 95650 lokalach wyborczych. Władimir Putin wygrał wybory z rekordowo wysokim wynikiem 76,56%. Do pierwszej trójki załapał się również Paweł Grudinin (11,81%) i Władimir Żyrinowski (5,67%).
Oczywiście nikogo to nie zaskakuje.
Pierwszy kanał rosyjskiej telewizji podał też informację, że na Krymie i w Sewatopolu ponad 90% mieszkańców oddało głos właśnie na Władimira Putina.
Jak można było się spodziewać, wynik wyborów prezydenckich nikogo nie zdziwił. Część Rosjan rzeczywiście ucieszył, co można było zaobserwować już na podstawie ich pierwszych reakcji, zupełnie niewystudiowanych i naturalnych. Część zdenerwował, choć przedstawiciele opozycji sami podkreślają, że niczego innego się nie spodziewali. W rosyjskich mediach przeczytać można optymistyczne artykuły na temat zmian, które zamierza wprowadzić Władimir Putin, niejasnej sytuacji premiera Dmitrija Miedwiediewa, któremu Putin podobno dał do zrozumienia, że nie jest jeszcze pewne, czy wróci on do swoich obowiązków oraz komentarze Rosjan. Tych, którym „kamień spadł z serca”, że Putin wygrał i tych, którzy już teraz porównują Rosję do Korei Północnej. Tych drugich pocieszyć może jedynie obietnica Putina, zapewniającego, że na pewno nie będzie startować w 2030 r., bo nie zamierza „siedzieć tu do setnych urodzin”.
No cóż. Pożyjemy, zobaczymy.