26 marca 2017 w ponad osiemdziesięciu rosyjskich miastach na ulice wyszło łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób – zmobilizował ich film na YouTubie przedstawiający nielegalnie zgromadzony majątek premiera Miedwiediewa.
Aleksiej Nawalny, opozycyjny polityk ubiegający się o fotel prezydencki w wyborach, które odbędą się w 2018 roku, opublikował wideo, w którym zarzuca rosyjskiemu premierowi Dmitrijowi Miedwiediewowi posiadanie ogromnego majątku nielegalnego pochodzenia. Film umieszczony na YouTubie obejrzało już ponad dwanaście milionów widzów. Nawalny wezwał do wyjścia na ulice 26 marca. Choć w większości przypadków władze nie zezwoliły na demonstracje, to w ponad osiemdziesięciu rosyjskich miastach na ulice wyszło łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób. W rezultacie zatrzymano ponad tysiąc z nich, w tym samego Nawalnego.
Paweł Pieniążek: Dlaczego Rosjanie wyszli na ulice?
Ilja Budrajtskis: Opublikowane wideo o skorumpowaniu Miedwiediewa poruszyło ludzi. Poczucie niesprawiedliwości społecznej narasta w społeczeństwie od kilku lat.
Korupcja w Rosji nie pojawiła się przecież wczoraj.
Recepty gospodarcze stosowane przez rząd Miedwiediewa, które mają na celu zażegnanie kryzysu ekonomicznego, są bardziej zuchwałe niż zachodnia polityka cięć. Spada dochód realny, zmniejsza się liczba miejsc pracy, a edukacja i służba zdrowia są komercjalizowane. To właśnie dlatego informacja o nowych jachtach i pałacach urzędników tak ludzi zabolała.
Przy okazji Miedwiediew stał się „słabym ogniwem” systemu. Putin zajmuje się podniosłymi sprawami międzynarodowymi, przeciwstawia się „jednobiegunowemu światu”. Premier natomiast został postawiony w sytuacji, w której ciągle musi się tłumaczyć ze swoich działań. Jego wypowiedź w trakcie spotkania z emerytami: „Pieniędzy nie ma, ale trzymajcie się, życzę wam szczęścia i zdrowia” obejrzały miliony ludzi, a pod opublikowanym wideo pojawiło się mnóstwo krytycznych komentarzy.
Jak Nawalnemu udało mu się zmobilizować tyle osób?
Nawalny świetnie rozumie obecną sytuację społeczną. W ciągu ostatniego pół roku zmienił się sposób, w jaki krytykuje władzę. Nie eksponuje już wyłącznie problemów z korupcją, ale z nadmiernym bogactwem w ogóle. Coraz częściej pada z jego ust teza, że rosyjscy miliarderzy nie są „uczciwymi biznesmenami”, ale osobami związanymi z biurokracją, które w latach dziewięćdziesiątych w nielegalny sposób przejęły własność państwową. W niedawno opublikowanym programie wyborczym Nawalny nie mówi już tak dużo o demokracji, tylko o walce z biedą i koniecznością wzrostu wypłat.
Jak porównać wczorajsze protesty z tymi sprzed pięciu lat z placu Błotnego?
Na wczorajszym proteście licznie pojawiło się nowe pokolenie, młodzież. Na przykład w Moskwie wielu demonstrantów to byli uczniowie ostatnich klas szkoły. Wyszli na ulice, bo poza tym, że nie zgadzają się na niesprawiedliwość, trafia do nich forma przekazu Nawalnego. Wśród młodzieży wideo blogi często cieszą się znacznie większą popularnością niż teksty publikowane w drukowanych czy internetowych mediach. Film o Miedwiediewie z charakterystycznymi żartami i zwrotami świetnie się w to wpasował.
To zmiana pokoleniowa?
Wczoraj na demonstracji spotkały się dwa pokolenia – uczestnicy protestów z lat 2011–2012, którzy aktywizowali się po długiej pauzie, i nowe pokolenie, które otrzymało swoje pierwsze polityczne doświadczenie.
Teraz Nawalny stał się kluczową figurą protestów?
Rzeczywiście w trakcie protestów na placu Błotnym ruch składał się z barwnej mieszanki – liberałów, skrajnej prawicy i skrajnej lewicy. Dzisiaj skupia się on właśnie wokół jednego lidera.
Nawalny na tym buduje swoją strategię wyborczą przed wyborami, które odbędą się w marcu 2018 roku. Wyprowadza ludzi na ulice, żeby wymusić na władzach zarejestrowanie go jako kandydata w wyborach, na co Kreml, jak na razie, kategorycznie się nie zgadza. Nawalny chce zademonstrować swoje wysokie poparcie, by w razie braku rejestracji mieć pole manewru. Na przykład wezwać do pasywnego bojkotu wyborów, a przez co obniżyć frekwencję wyborczą, na którą rosyjski system jest bardzo wyczulony. To mogłoby osłabić legitymację Władimir Putina w trakcie kolejnej kadencji. Jeśli Kreml nie zademonstruje niezbędnej elastyczności, to wybory w 2018 roku mogą doprowadzić do poważnego kryzysu politycznego.
**
Ilja Budrajtskis – publicysta, historyk, redaktor Openleft.ru. Zdjęcia George Malets, dziękujemy za zgodę na ich wykorzystanie.