Wstrząśnienie mózgu, połamane żebra, nosy i wybite zęby – tak prywatna firma ochroniarska potraktowała rosyjskich ekologów.
11 maja aktywiści po raz kolejny zebrali się w obwodzie woroneskim na demonstracji przeciwko wydobyciu metali kolorowych i szlachetnych. 13 maja zaczęli głodówkę. Domagają się wstrzymania eksploracji złóż, zrównoważonego rozwoju i działań na rzecz przyciągania rolnictwa i turystyki zamiast dalszej rozbudowy przemysłu ciężkiego, który dominuje w całym Centralno-Czarnoziemnym Regionie Ekonomicznym w zachodniej Rosji.
Wydobycie niklu wywoła społeczny wybuch?
W 2012 roku został ogłoszony konkurs na eksplorację złóż metali kolorowych i szlachetnych (przede wszystkim miedzi, niklu i platyny) znajdujących się w regionie nowochopiorskim. Zwyciężył metalurgiczny kompleks wchodzący w skład Uralskiej Kompanii Górniczo-Metalurgicznej, której dyrektorem generalnym jest Andriej Kozicyn, osiemdziesiąty ósmy najbogatszy Rosjanin według rankingu „Forbesa”.
Aktywiści wystosowali petycję do Władimira Putina, w której prosili – po pierwsze – o anulowanie konkursu, który miał być przeprowadzony z naruszeniem prawa, a wartość niektórych złóż miała być zaniżona nawet do trzydziestu razy. Drugim postulatem był zakaz wydobycia metali w miejscach gęsto zaludnionych. Ekolodzy wskazywali, że wydobycie metali może doprowadzić do zanieczyszczenia środowiska, zagrożenia dla zwierząt i spłycenia pobliskiej rzeki – Chopioru.
Mieszkańcy obwodu wielokrotnie protestowali przeciwko niszczeniu środowiska. „Obywatelskie akcje protestu przeciwko wydobyciu niklu w Czarnoziemie zaczęły się w lutym [2012 roku – przyp. P.P.] i w ciągu kilku miesięcy z pojedynczych pikiet przekształciły się w wielotysięczne akcje”, piszą autorzy petycji do Putina. Podają jako przykład Borisoglebsk, w którym żyje około sześćdziesięciu pięciu tysięcy mieszkańców, a na protest przeciwko wydobyciu niklu przyszło od pięciu (dane policji) do dziesięciu tysięcy (dane organizatorów). „Taka dynamika wzrostu społecznego niezadowolenia może doprowadzić do poważnych konsekwencji – wybuchów społecznych” – ostrzegają.
Policja bezsilna wobec przemocy ochrony
Przez dwa dni strażnicy próbowali – mniej lub bardziej udanie – blokować wjazd na ogrodzony drutem i metalowym płotem teren, gdzie zaczęto prace. Według aktywistów zabudowa terenu jest nielegalna. Wieczorem do grupki osób blokujących prace geologów przyjechały trzy samochody prywatnej firmy ochroniarskiej „Patrul”. Po krótkiej rozmowie ochroniarze zaczęli bić aktywistów. Postępowali bardzo brutalnie. Na jednym z nagrań widać leżącego na ziemi ekologa, z którego ust leci krew.
Strażnicy odepchnęli stojących obok policjantów, następnie złapali trzy osoby, wciągnęli je na ogrodzony teren i zaczęli je bić. Jednego po chwili przerzucono przez ogrodzenie. W wyniku całej akcji ponad dziesięć osób odniosło poważne obrażenia. Najbardziej poszkodowany trafił do szpitala. Przedstawiciele mediów nie zostali do niego dopuszczeni.
Przemoc bezkarna
To nie pierwszy raz, gdy używa się przemocy w stosunku do obrońców środowiska. Najgorszą sławą cieszy się obrona chimkińskiego lasu z 2008 roku. Przedstawiciele ruchów ekologicznych domagali się wówczas zaprzestania budowy autostrady z Moskwy i Petersburga, a tym samym wycinki podmoskiewskiego lasu. Niedawno zmarły Michaił Biekietow, założyciel „Chimkińskiej Prawdy”, tego samego roku został brutalnie pobity, a w rezultacie stracił głos, amputowano mu nogę i kilka palców. Sprawców nigdy nie znaleziono.