Sobotni Marsz Milionów w Moskwie ponownie zgromadził tłumy, ale opozycjoniści wciąż nie mają odpowiedzi na pytanie: co dalej?
W sobotę, kilka minut po czternastej czasu moskiewskiego (dwunastej polskiego), ruszył trzeci już Marsz Milionów. Według policji zgromadził czternaście tysięcy osób, według organizatorów – sto tysięcy. Telewizja Dożd’ twierdzi, że prawda jest pośrodku – ponad pięćdziesiąt tysięcy, czyli tyle, ile na poprzednim proteście.
Którędy do centrum?
Opozycja zawsze stara się organizować marsze w samym centrum Moskwy, jednak administracja skutecznie temu przeciwdziała. Znane są przypadki zamykania placów – nagle się okazuje, że wymagają „niezbędnego” remontu. Innym powodem odmowy może być „zbytnie utrudnianie ruchu”. Cel władzy jest jeden: odsunąć protesty jak najdalej od centrum miasta, aby umniejszyć ich znaczenie.
Tak było i tym razem. Opozycja chciała, aby Marsz Milionów przeszedł tą samą trasą co pierwszomajowy pochód związków zawodowych (Dworzec Białoruski – ulica Twierska – plac Borowicki), któremu przewodzili Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew. Wydawało się, że protest w takiej formie musi zostać zaakaceptowany, ale kreatywnej administracji udało się znaleźć powody, aby negocjować jego trasę i formę. Za pierwszym razem wniosek opozycji został odrzucony, ponieważ jeden z organizatorów marszu ma dwa wyroki, co – według nowej ustawy o zgromadzeniach – go wyklucza. Za drugim razem naciskano, aby opozycja wybrała na trasę przemarszu na przykład nieznajdujące się w ścisłym centrum Łużniki. Ostatecznie osiągnięto kompromis – wyznaczono tę samą trasę, po której przeszedł Marsz Milionów 12 czerwca (metro Puszkinska – Bulwarne Kolco – prospekt Sacharowa). Jednocześnie merostwo zgodziło się na maksymalnie dwadzieścia pięć tysięcy uczestników, zamiast pięćdziesięciu tysięcy, co proponowała opozycja.
Czy idzie z nami Gleb Pawłowski?
Tradycyjnie po lewej stronie bulwaru szła lewica. „Rosja bez kapitalizmu!”, „Rewolucja!”, „Rosja bez Putina” – krzyczał tłum. Na czele szedł Front Lewicy z liderem Siergiejem Udalcowem. Wraz z nim – pozbawiony dzień wcześniej mandatu Giennadij Gudkow oraz jego syn Dmitrij i Ilja Ponomariow, którzy wciąż są deputowanymi Sprawiedliwej Rosji. Inną liczącą się siłą po lewej stronie jest Komunistyczna Partia Rosyjskiej Federacji, która po raz pierwszy oficjalnie poparła protest. Wydaje się, że to kolejne działanie Giennadija Ziuganowa mające pokazać, że są jedynym niezależnym ugrupowaniem w Dumie. Po lewej stronie szli także anarchiści, pracownicy uniwersytetów sprzeciwiający się komercjalizacji oświaty, grupa LGBT, a także kolumna Pussy Riot z trzema ogromnymi balonami przypominającymi kolorowe kominiarki.
Po prawej stronie szli liberałowie i nacjonaliści. W tym przypadku niewele się nie zmieniło: byli ludzie związani z tak zwaną „starą opozycją”, między innymi Borys Niemcow, Ilja Jaszyn, Garri Kasparow. Był także najbardziej popularny prawicowy aktywista Aleksiej Nawalny. Pojawili się ludzie z flagami Jabłoka, chociaż ich lider, Grigorij Jawliński, powiedział, żeby nie przychodzić na Marsz. Wśród protestujących znalazł się również politechnolog, dawniej zaufany człowiek Władimira Putina Gleb Pawłowski.
Marszu pilnowało siedem tysięcy policjantów, czyli prawie o połowę mniej niż w czerwcu, ale nie doszło do żadnych poważnych ekscesów. Najbardziej niebezpieczna wydawała się konfrontacja anarchistów z nacjonalistami, zostali jednak szybko rozdzielni. Na widok przelatującego policyjnego helikoptera uczestniczy krzyczeli: „Putin, odlatuj!”, nawiązując do niedawnego wydarzenia, gdy prezydent na motolotni wskazywał drogę młodym żurawiom.
Dopiero na prospekcie Sacharowa lewica i prawica zlały się w jedną masę. Na scenę po kolei wychodzili znani opozycjoniści, między innymi pisarz Dmitrij Bykow, kandydatka na mera Chimek Jewgienija Czirikowa, Giennadij Gudkowow, Ilja Jaszyn, Aleksiej Nawalny, Borys Niemcow, Ilja Ponomariow, Siergiej Udalcow. Pojawił się też Mark Fejgin, adwokat skazanej na dwa lata kolonii karnej Nadieżdzy Tołokonnikowej z Pussy Riot, a także deputowany z KPRF Andriej Kłyczkow.
Te same problemy
Marsz Milionów ponownie zgromadził tłumy. Na pewno jest to wyczyn, którego od dawna nie udało się dokonać w Rosji. Protesty trwają już niemal rok, co oznacza, że nie jest to chwilowe oburzenie, a rzeczywista chęć zmiany systemu. Moskwianie pokazują, że mimo różnic, które ich dzielą, są konsekwentni w realizacji swoich celów. Sukcesem jest także to, że poza głównymi wydarzeniami w Moskwie odbyły się pomniejsze protesty w kilkunastu miastach Rosji (wiąże się to ze znacznie większymi represjami niż w stolicy). Wyjście poza stolicę jest największym problemem ruchu opozycyjnego, więc nawet mało liczne mitingi są ważne.
Opozycjoniści wciąż jednak nie odpowiedzieli na pytanie, co robić dalej. Protest raz na kilka miesięcy, zorganizowany według tego samego schematu, nie sprawi, że Putin sam z siebie „odleci”.