Dlaczego niepokorni Rosjanie postanowili okupować moskiewskie place i dlaczego mimo pierwszych porażek będą protestować dalej?
– Chcieliśmy pokazać determinację, jakiej nie spodziewa się władza – mówi Ilja, dwudziestoczteroletni lewicowy aktywista, weteran moskiewskich protestów. Jego historia jest opowieścią o tym, dlaczego niepokorni Rosjanie postanowili okupować moskiewskie place i dlaczego mimo pierwszych porażek będą protestować dalej.
20 maja. Na Arbacie, przy pomniku rosyjskiego poety, pisarza i barda Bułata Okudżawy, powstał niedawno trzeci obóz rosyjskiego ruchu Occupy. Na placu jest około stu pięćdziesięciu osób. W większości związani są z „białą szkołą” – organizowanymi tu niezależnymi seminariami, jak twierdzą organizatorzy – najbardziej niezależnym i demokratycznym uniwersytetem w Moskwie. Wśród gości pojawiają się politycy i działacze społeczni. Jeden z nich właśnie przemawia do otaczającej go grupy, nie zważając na niemal trzydziestostopniowy upał, który tego dnia nęka Moskwę. Po drugiej stronie pomnika jeden z aktywistów rozdaje gazety i ulotki. Można się z nich dowiedzieć, co zrobić, gdy złapie cię policja. Za pomnikiem koczują antyestablishmentowi nacjonaliści, którzy nie popierają Putina.
W nocy plac pustoszeje, zostaje tam tylko przystrojony białymi wstążkami i kwiatami Okudżawa. Ruch Occupy stracił już pierwszy impet, ale protestujący moskwianie są bogatsi o nowe doświadczenia.
Z placu pod namiot
6 maja, dzień przed inauguracją prezydentury Władimira Putina, został zorganizowany tak zwany Marsz Milionów, najostrzejszy w historii rosyjskich protestów. Piętnastotysięczny tłum, skandujący „Rosja bez Putina” i „My jesteśmy tu władzą”, próbował przedostać się z placu Kałuskiego na plac Błotny. Gdy okazało się, że część Błotnego jest zablokowana, nieformalni liderzy ruchu, nacjonalista Aleksiej Nawalny i radykalny lewicowiec Siergiej Udalcow, wezwali do siedzącego protestu.
Część ludzi usiadła. Policja zareagowała brutalnie, bijąc pałkami każdego, kto miał nieszczęście znaleźć się w ich zasięgu. Demonstranci nie pozostali dłużni – w stronę służb porządkowych poleciały kamienie, butelki i wszystko, co było pod ręką. – To siedzenie to była bzdura. Dla ludzi to było niepojęte. Po co siedzieć, skoro można próbować się przebić na Błotny? Nawalny z Udalcowem nie zachęcali do tego. Zrobili to anarchiści, którzy przeszli do pierwszych rzędów razem z lewicą. Poparły ich wszystkie strony i udało się przedostać na miting – mówi Ilja.
Na placu Błotnym próbowano ponowić siedzący protest, ale szybko został rozbity. W wyniku zamieszek zostało zatrzymanych ponad czterysta osób. To jednak od tego momentu, według Ilji, wszyscy zrozumieli, że trzeba zbudować własny obóz.
Przez trzy kolejne dni przeciwnicy Putina spacerowali po Moskwie – nie mieli ze sobą transparentów ani nie wykrzykiwali żadnych haseł. Jedynie ubrali się na biało albo mieli przyczepione białe wstążki, które są symbolem najliczniejszej, liberalnej grupy protestujących Rosjan. Wyraźnie zdezorientowani omonowcy biegali za nimi, bo szybko rozpływali się w tłumie.
Pierwszy obóz powstał na Czystych Prudach pod pomnikiem Abaja Kunanbajewa, zaangażowanego społecznie kazachskiego filozofa i poety, który po ponad stu latach od swojej śmierci przypadkowo stał się symbolem rosyjskich oburzonych. Stąd też wzięła się nazwa #Okkupaj Abaj, nawiązująca do demonstracji młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych, Afryce Północnej i Hiszpanii.
Zuccotti Park na Czystych Prudach
Czyste Prudy to idealny plac do protestów. Są tu kawiarnie, toalety i jest blisko do metra, które w razie ataku policji pozwala szybko się ewakuować. W namiotach na Prudach zamieszkało ponad dwieście osób. Zorganizowano kuchnię, przyniesiono generator do ładowania komórek i komputerów. Postawiono także punkt informacyjny, w którym można było dostać książki, gazety, ulotki.
Chociaż wśród protestujących na Czystych Prudach dominującą grupą byli liberałowie, znaczenie lewicowców bardzo wzrosło. To oni naciskali na ogranizowanie zgromadzeń, podczas których każdy mógł decydować o życiu obozu, i seminariów, gdzie dyskutowano na niemal każdy temat – poczynając na ekologii, a kończąc na historiach o obalanych dyktatorach. – Zrobiłem dyskusję o niezależnych związkach zawodowych. Ludzie pytali mnie, czy takie istnieją. Wydawało im się, że wszystkie związki zawodowe wychodzą 1 maja razem z Putinem – opowiada Ilja.
Lewicowi działacze uważają, że seminaria i zgromadzenia nie są w smak liberałom, którzy „mogą wydawać gazetę, którą inni mają czytać, ale nie potrafią prowadzić dialogu z ludźmi”. Ilja jest przekonany, że wielu z protestujących przeciwko Putinowi to potencjalni lewicowcy, ale niezależne media opanowane przez zwolenników wolnego rynku wmawiają im, że nie ma dla niego alternatywy. Dlatego działacze Rosyjskiego Ruchu Socjalistycznego opublikowali własne broszury, gdzie informowali o wydarzeniach, w których warto uczestniczyć podczas #OkkupajAbaj, i prezentowali lewicową publicystykę. – Chcieliśmy pokazać, że ruch białych wstążek i lewicowy program nie mają ze sobą wiele wspólnego – mówi Ilja.
Tu nie ma liderów
16 maja policja rozgoniła obóz na Czystych Prudach pod pretekstem zaśmiecenia i deptania trawy. Na protestujących skarżyli się „okoliczni mieszkańcy”, którzy potem okazywali się członkami partii Putina Jedna Rosja, mieszkającymi kilka kilometrów od pomnika Abaja.
Drugi obóz udało się rozstawić jeszcze tego samego dnia przy metrze Barikadna. Szybko jednak zaczęły się konflikty z policją, która, jak twierdzą protestujący, ukradła pudełko z kilkoma tysiącami dolarów datków na obóz. Policjanci wynajdywali najróżniejsze powody, by usunąć niepokornych obywateli – uznali na przykład za nielegalne rozdawanie jedzenia. Aresztowano kolejnych ludzi. Wśród nich wyznaczonego przez Udalcowa komendanta obozu, działacza liberalnej Solidarności Ilję Jaszyna.
Chociaż ruch protestu najczęściej krytykuje się za brak liderów, dla wielu jego uczestników jest to jego największym atutem. Gdy po aresztowaniu Jaszyna deputowany do Dumy z ramienia Sprawiedliwej Rosji Dmitrij Gudkow zaproponował wybranie nowego komendanta, tłum odkrzyknął mu: „My nie potrzebujemy koordynatorów, tu nie ma liderów!”. „A kto będzie prowadził negocjacje, kontaktował się z prasą, uzgadniał stanowisko?” – zapytał Gudkow. Usłyszał, że może zająć się tym zgromadzenie, które nie potrzebuje zwierzchników.
Niezadowoleni nie znikną
Po rozbiciu obozu na Barikadnej przeniesiono się w końcu na Arbat. Od tej pory ruch Occupy słabnie. Nie udało się odtworzyć infrastruktury i zmobilizować ludzi do masowej okupacji placów. Ilja nie ma jednak wątpliwości, że warto było wychodzić na ulice i okupować place. Wcześniej Moskwa była pod kontrolą policji, teraz inicjatywa jest po stronie ludzi, a zgromadzenia przez moment przeistaczały się w sprawną i efektywną instytucję.
Koniec ruchu Occupy w Moskiwe nie oznacza końca protestów. 12 czerwca, w święto niepodległości Rosji, przejdzie wielki protest – kolejny Marsz Milionów. – Niezadowoleni nie znikną, podobnie, jak doświadczenie, które zdobyli – podkreśla Ilja.