Same wybory nie bardzo ich interesują, bo nie wierzą, że coś może się w ich rezultacie zmienić. Są one raczej pretekstem, by być razem i coś robić.
Oficjalnie wybory w Rosji zakończyły się zwycięstwem rządzącej partii Jedna Rosja, której udało się zwiększyć swój stan posiadania w Dumie Państwowej i zdobyć większość pozwalającą zmienić konstytucję. Rewersem tego zwycięstwa była rekordowo niska frekwencja. Prosty rachunek pokazuje, że zwycięstwo partii rządzącej udało się dzięki głosom zaledwie 10–15% Rosjan.
– Putin dobrze mówił – wszyscy złościli się, złościli, a w końcu wybrali Jedną Rosję – tłumaczy szefowa jednej z komisji wyborczych, a przy okazji też członkini Jednej Rosji Tatiana.
Z 2500 uprawnionych do głosowania w jej komisji głosowało tylko 700. Na Jedną Rosję nieco mniej niż połowa z nich. To rzuca nieco inne światło na wypowiedź Tatiany.
Większość zarówno zwykłych Rosjan, jak i aktywistów do wyborów odnosiło się bowiem dość obojętnie.
– Byłem obserwatorem w 2013 roku w wyborach uzupełniających w Obwodzie Leningradzkim – mówi mi aktywista Jurij. – Fałszerstwa i naruszenia prawa wyborczego oczywiście się zdarzały, ale to nie one miały wpływ na wynik głosowania. Kandydat Jednej Rosji kupował głosy, każdemu wyborcy dawał po 2000 rubli (mniej niż 30 euro), ale nie dało się nikogo złapać za rękę. Po wyborach nikt nie był gotów na żadne działanie, poza ewentualnie uczestnictwem w usankcjonowanym przez władze opozycyjnym mityngu. Ale nawet na tych mityngach po ostatnich wyborach dominowało rozczarowanie, dlatego większość woli po prostu nie robić niczego.
W zasadzie nikt poza konserwatywnymi komentatorami nie przewidywał w tym roku masowych protestów w związku z fałszowaniem wyborów.
– Polityka, która jeszcze była obecna w wyborach z 2011 roku, teraz całkiem z nich uleciała. W wyborach nikt o niczym nie decyduje – podsumował wyniki wyborów inny aktywista Albert.
Wolontariusz organizacji Obserwatorzy Petersburga Sergiej opisuje na swoim blogu, jak udawało mu się wspólnie z innymi obserwatorami kontrolować proces głosowania we wschodniej dzielnicy Peterburga. Jednak przy liczeniu głosów członkowie komisji dopuścili się poważnych naruszeń.
– Zorkin (przewodniczący komisji) trzy razy wynosił z pomieszczenia spis wyborców, dwa razy udało nam się z innymi obserwatorami go cofnąć. Liczenie kart odbywało się niezgodnie z przepisami „kupkami”, kart wyborczych nie oglądali wszyscy członkowie komisji, tylko Zorkin sam przekładał po kilka kart na kupkę danej partii albo danego kandydata. Śledzić to, jak każdy członek komisji liczy swoją kupkę, było bardzo trudno.
Najciekawsze jednak zaczęło się potem, kiedy członkowie komisji zebrali karty i wyszli do pokoju, gdzie nie było żadnych kamer. Gdy obserwatorzy próbowali wejść za nimi, członkowie komisji po prostu uciekli i nie było ich przez trzy godziny.
Policja nie znalazła w tej sytuacji powodu do interwencji.
– Wybory mnie nie interesują, nie interesują mnie nawet ich rezultaty – mówi mi Emma, która pracowała w call-center Obserwatorów. – Przez te dwa dni widziałam za to naprawdę świetne przykłady samoorganizacji, gdzie ludzie na różnym poziomie przygotowania teoretycznego czy praktycznego stawali się jednym organizmem, pracowali na maksa, a gdy ktoś już nie dawał rady – robił kawę albo herbatę i roznosił tym, którzy siedzieli przy telefonach.
Ruch Obserwatorzy Petersburga to inicjatywa oddolna i bez zewnętrznego finansowania, zbudowana tuż przed wyborami przez około 500 ludzi. W dniu wyborów call-center Obserwatorów odebrał ponad 3200 telefonów z lokali wyborczych. Przy czym od godziny 20.00 do 6.00 rano z niedzieli na poniedziałek, czyli w czasie liczenia głosów, call-center padł ofiarą ataku DDOS blokującego pracę linii telefonicznej. Obserwatorom udało sie jednak przerwać blokadę. Organizatorzy ataku pozostali nieznani, jednak to nie pierwszy raz, gdy rosyjska opozycja jest atakowana nieformalnymi sposobami.
– Te wszystkie rozmowy o jawności wyborów, o budowaniu zaufania do nich nie znaczą nic, jeśli obserwatorzy nie dostają kopii protokołów, jeśli można policzyć jedno, a do protokołu wpisać co innego. Mało ważne są też wyniki – uważa koordynatorka Obserwatorów Aleksandra. – Ważne, że udało nam się pokazać, że potrafimy się jeszcze zmobilizować. Solidarnie. Tak wielu ludzi pomagało tu sobie i heroicznie nie spało przez całe doby. Tylko tyle i aż tyle.
**Dziennik Opinii nr 271/2016 (1471)