Strajkują już kolejarze, piloci, a nawet śmieciarze. EURO2016 zaczyna się nie do końca po myśli organizatorów.
Demonstracje na ulicach Paryża oraz wszystkich większych miast nie ustają. Studenci, młodzież i związki zawodowe zapowiadają (w szczególności CGT, FO, FSU, Solidaires, l’Unef, l’UNL oraz Fidl), że nie przerwą protestów, dopóki rząd nie wycofa się z reformy kodeksu pracy. Opinia publiczna zarzuca rządowi, że nie ma mandatu społecznego do wprowadzania tak znaczących zmian. Minister pracy Myriam el Khomri broni się, twierdząc, że dzięki reformie „rząd zagwarantuje społeczeństwu ochronę socjalną na miarę XXI wieku”. Społeczeństwo francuskie jednak zdecydowanie nie chce tych zmian, zwłaszcza że reforma rynku pracy jest kolejną ważną reformą po tzw. loi Macron, czyli ustawie ministra gospodarki Emanuela Macrona z 2015 roku, którą rząd przeforsował z pominięciem parlamentu.
O co poszło?
Nowy kodeks, który zdaniem minister pracy Myriam el Khomri ma uelastycznić francuski rynek pracy, wejdzie w życie prawdopodobnie w przyszłym roku. Rząd nie dopuścił jednak do głosowania tej ważnej reformy w Zgromadzeniu Narodowym, ponieważ według wyliczeń zabrakłoby mu 40 głosów do uzyskania niezbędnej większości. Z obawy przed zablokowaniem zmian premier Valls zdecydował się użyć artykułu 49-3 francuskiej konstytucji, który pozwala stanowić prawo z pominięciem parlamentu. Jest to prerogatywa, którą francuskie rządy posiadają od 1958 roku, czyli od ustanowienia V Republiki. Jedną z podstawowych zasad francuskiego systemu prawnego jest nie tylko silna pozycja prezydenta, ale także rządu, który może korzystać z tego zapisu konstytucyjnego praktycznie bez ograniczeń, o ile opozycja nie zablokuje go w ciągu 48 godzin. Dwóm ugrupowaniom prawicowym (Partii Republikańskiej oraz Unii Demokratów Niezależnych), do których przyłączyli się tzw. frondyści z Partii Socjalistycznej (PS), zabrakło zaledwie dwóch głosów, aby skorzystać z tzw. cenzury administracyjnej i zablokować użycie artykułu 49-3. Zgodnie z prawem, gdyby prawicowej opozycji oraz niezadowolonym socjalistom z PS udało się zablokować reformę rynku pracy, socjalistyczny rząd Vallsa by upadł.
Kością niezgody i jednocześnie najistotniejszą zmianą w nowym prawie pracy jest zapis wprowadzający tzw. zwolnienia pracowników z przyczyn ekonomicznych. Do tej pory tego typu zwolnienia musiały być negocjowane nie tylko ze związkami zawodowymi, ale również z przedstawicielami administracji centralnej, a kwoty odszkodowań dla pracowników były ustalane przez sądy pracy składające się z elektorów – mężów zaufania. Teraz zwolnienia z przyczyn ekonomicznych będą możliwe bez tych utrudnień, o ile firma udowodni znaczący i trwający przez minimum kwartał spadek zysków lub zamówień. Pracodawca będzie również miał większą swobodę redukowania pensji pracowników oraz decydowania co do dat i długości ich urlopów. Odszkodowania w przypadku zwolnień ekonomicznych będą wypłacane na bazie stażu pracy (od 3 do 15 pensji). Związki zawodowe nie akceptują tego zapisu, obawiając się manipulowania danymi księgowymi przez zarządzających i osłabienia pozycji pracownika względem pracodawcy.
W pierwszej wersji projektu nowego kodeksu rząd zaproponował wydłużenie czasu pracy do 40 godzin tygodniowo. Jednak zapis ten został wykreślony praktycznie od razu po zaprezentowaniu projektu opinii publicznej. Firmy będą za to mogły negocjować ze związkami zawodowymi tzw. widełki, czyli skrócenie lub wydłużenie godzin w przypadku zwiększenia lub zmniejszenia aktywności firmy. Nie więcej niż do 46 godzin tygodniowo przez 6 tygodni.
Ogromnym problemem francuskiego rynku pracy są tzw. umowy krótkoterminowe (CDD), które w przypadku prac fizycznych, zawierane są nawet na krócej niż miesiąc. Obecnie 80% zawieranych umów o pracę to właśnie CDD. Z kolei pracownicy, którzy weszli na rynek pracy 10–15 lat temu, dysponujący kontraktami długoterminowymi (CDI), najczęściej w administracji państwowej, mają silną pozycję i są praktycznie niezwalnialni nawet w przypadku popełniania poważnych błędów w sztuce.
Rząd chciał zmniejszyć liczbę kontraktów terminowych, proponując ich dodatkowe opodatkowanie. Jednak po zderzeniu się z ostrym sprzeciwem związku zawodowego pracodawców (MEDEF) postanowił wycofać się z tej zmiany. Minister el Khomri tłumaczy się z rezygnacji tego zapisu „wolą partnerów społecznych” i ich „większym rozeznaniem w kwestiach zatrudniania”.
461 euro dla zbuntowanych
W Paryżu i we wszystkich dużych miastach we Francji od 31 marca trwają demonstracje, które doczekały się już nazwy, nuit debout (czyli noce na stojąco). Studenci, licealiści, a także wykluczeni społecznie protestują przeciwko nowemu kodeksowi pracy. Demonstracje często kończą się utarczkami z policją. Ruch protestu, porównywany często z hiszpańskimi protestami Indignados, buntuje się przeciwko złej sytuacji na rynku pracy, 3,5 milionowemu bezrobociu i brakowi perspektyw dla ludzi młodych. Rząd nie wie, jak z nimi rozmawiać. Po chybionej propozycji legalizacji marihuany, która miała „uciszyć” młodych, rząd zaproponował dodatkowe wsparcie finansowe dla wykluczonych społecznie.
We Francji dużym problem jest zjawisko tzw. odłączenia się, którego ofiarami padają młodzi ludzie przerywający edukację przed ukończeniem 18 roku życia i niedecydujący się na podjęcie pracy. System edukacji we Francji jest tak skonstruowany, że bardzo trudno jest im ponownie rozpocząć naukę i nadrobić stracony czas. W niektórych rejonach, zamieszkałych głównie przez biedniejszych, w tym przez imigrantów, odsetek tzw. odłączonych, sięga nawet 30 proc. Dla osób między 16 a 25 rokiem życia, które nie uczą się ani nie pracują, rząd przewidział wsparcie w wysokości 461 euro wypłacane miesięcznie maksymalnie przez rok oraz pomoc administracyjną w znalezieniu pracy.
Młodzi ludzie jednak nie zawieszają protestów „nuit debout”, nie chcą słuchać ani minister el Khomri, ani premiera Vallsa, uważając, że rząd nie ma legitymacji społecznej do reformowania rynku pracy, a omijając procedury demokratyczne i nadużywając artykułu 49-3 francuskiej konstytucji, traktuje społeczeństwo w sposób niezwykle arogancki. Strajki i demonstracje zapowiedziane przez związki zawodowe i młodzież raczej szybko się nie skończą.
Nie tylko młodzież
Od kilku tygodni nasilają się również protesty i akcje związków zawodowych. Do najbardziej widowiskowych należą te organizowane przez związek CGT, który w radykalny sposób manifestuje swój sprzeciw wobec nowego kodeksu pracy, organizując blokady strategicznych dla kraju instalacji energetycznych. Na dwa dni przed otwarciem organizowanych w tym roku we Francji mistrzostw Europy w piłce nożnej strajk ogłosili także piloci Air France popierani przez stewardessy i stewardów (strajk przewidziany w dniach 11–14 czerwca), a protesty maszynistów pociągów podmiejskich oraz szybkich kolei TGV trwają z większa lub mniejszą częstotliwością już od kwietnia (w tym tygodniu została anulowana 1/3 połączeń). Od czasu do czasu nie funkcjonuje również metro paryskie. Od dwóch tygodni przez związkowców blokowane są rafinerie (trzy z pięciu rafinerii koncernu Total) i porty, którymi płynie do Francji ropa naftowa. Przed stacjami benzynowymi ustawiają się długie kolejki zniecierpliwionych kierowców. W 20% stacji na północy i północnym-zachodzie Francji w ogóle brakuje paliwa. Paryżanie, aby zatankować, wyjeżdżają za miasto. Rząd Manuela Vallsa został podstawiony pod ścianą przez CGT w elektrowniach atomowych, które również są blokowane. Obawa przed blackoutem narasta, a rząd zdecydował się na użycie strategicznych rezerw, aby zachować ciągłość dostaw energii elektrycznej.
Swój sprzeciw wyrażają również związkowcy sektora edukacji oraz taksówkarze (ci ostatni jednak protestują głównie przeciwko aktywności Ubera we Francji). Wisienką na torcie protestujących związkowców jest przyłączenie się do strajków służb porządkowych wywożących śmieci. Śmieciarze prawie we wszystkich dzielnicach Paryża pozostawiają na ulicach góry odpadów, co nie jest najlepszą wizytówką miasta, gdzie już dziś na stadionie Stade de France odbędzie się mecz otwarcia mistrzostw Europy w piłce nożnej. Jacques Lamber, szef komitetu organizacyjnego Euro2016, 8 czerwca na konferencji prasowej w Saint Denis przyznał, że „nic do końca we Francji nie idzie po myśli organizatorów” – ci najbardziej obawiają się strajków francuskiej kolei oraz linii lotniczych.
Kolejne wielkie demonstracje przygotowane przez jednoczące się związki CGT, Solidaires, FSU, UNEF, LDIFs i UNL przewidziane są w Rennes, Nantes i Paryżu 14, 23 oraz 26 czerwca.
Czytaj także
Jędrzej Brzeziński, Czy lud francuski wstąpi na barykady?
**Dziennik Opinii nr 161/2016 (1361)