Poznajcie Miriam Weeks. Żeby sfinansować studia, Miriam zaczęła pracować w przemyśle porno.
Poznajcie Miriam Weeks. Jesienią zeszłego roku została studentką Duke University. Specjalizuje się w socjologii i studiach kobiecych. Duke to jedna z bardziej prestiżowych i najdroższych uczelni w Stanach. Coś jak uczelnie Ivy League, tylko nie w Nowej Anglii, a na Starym Południu, w Durham w Karolinie Północnej. Koszt utrzymania się studentki na Duke wynosi około 60 tysięcy dolarów rocznie – ponad 40 tysięcy samo czesne, plus akademik i koszty życia. Miriam, choć pochodzi z rodziny z klasy średniej (ojciec – lekarz wojskowy) nie stać było na samodzielne pokrycie kosztów studiów. By mogła studiować na wymarzonej uczelni, musiałaby zaciągnąć kredyt studencki, którego spłata zajęłaby jej prawie całe dorosłe życie zawodowe.
Miriam wybrała więc inną drogę. Zaczęła pracować w przemyśle porno. Od listopada do marca w czasie każdej przerwy w zajęciach wyjeżdżała do Kalifornii nagrywać filmy, występując pod pseudonimem Belle Knox. Wiosną tego roku jeden z kolegów Miriam z uczelni publicznie zdemaskował jej tożsamość jako aktorki porno. Poskutkowało to niezwykłą falą agresji w sieci, na wszystkich platformach społecznościowych, gdzie Knox i Weeks były obecne. Dziewczyna jednak się nie załamała i nie wycofała w kąt. W serii artykułów i wywiadów telewizyjnych sama ujawniła swoją tożsamość, broniąc przy tym racjonalności i prawomocności wyboru pracy w porno, a także praw sekspracownic i sekspracowników, którzy, jak podkreśla, nie powinni być w żaden sposób dyskryminowani i zawstydzani z powodu ciężkiej, legalnej pracy, którą wykonują. Wygłaszając te sądy, Weeks cały czas identyfikuje się jako feministka.
Jej przypadek stanowi ciekawy przyczynek do dyskusji (którą na naszych łamach zapoczątkował niedawno Dawid Krawczyk) na temat statusu sekspracy i sekspracowników (obu płci) we współczesnych krajach rozwiniętych, zwłaszcza sekspracownic branży porno. Ale nie tylko. Historia Knox/Weeks pokazuje także fundamentalne współczesne problemy ekonomiczne amerykańskiej klasy średniej i irracjonalny kształt finansowania edukacji wyższej w Stanach. Bo choć Knox broni swojego wyboru i przemysłu porno w ogóle, przyznaje też, że gdyby nie prawie 250 tysięcy dolarów, które będzie ją kosztować edukacja w Duke, nigdy nie podjęłaby pracy w tej branży.
Pornografia w służbie kobiet?
Tuż po „zdemaskowaniu” Weeks napisała tekst, w którym przechodzi do ofensywy. Deklaruje w nim: „Nie wstydzę się pracy w porno. Wręcz przeciwnie, spełniam się w niej. […] Kręcenie porno przynosi mi niewyobrażalną radość. […] nigdy nie czułam się tak upodmiotowiona i szczęśliwa, robiąc cokolwiek innego.
Gdy w świecie wokół nas kobietom odmawia się wyboru, ja, pracując w branży porno, mam wrażenie całkowitej kontroli nad własną seksualnością.
Jako biseksualna kobieta z wieloma seksualnymi dziwactwami czuję się tu w pełni akceptowana”.
Dalej podkreśla kilkakrotnie, że podjęła świadomy wybór, że nie czuje się ofiarą, że nie ma wrażenia, by jej praca „degradowała” ją w jakikolwiek sposób. Że stopień odrzucenia pracownic branży porno pokazuje, w jak wciąż patriarchalnym, opartym na lęku przed kobiecą seksualnością społeczeństwie żyjemy. Kobiety ciągle zamknięte w nim są w dychotomii „matki-dziwki”.
„Kobiety mają być jednocześnie czyste i skromne, a przy tym w tym samym czasie seksualnie pociągające i atrakcyjne. […] To norma, której nikt nie może sprostać” – pisze Weeks. Wobec sprzecznych komunikatów wysyłanych przez kulturę Weeks – jako kobieta i feministka – w porno odnajduje przestrzeń, w której jej seksualność i kobiecość są w pełni akceptowane.
Weeks zadebiutowała w produkcji z cyklu Facial Abuse – serii przedstawiającej sceny brutalnego seksu, nierzadko będące fantazją o zmuszaniu do seksu i gwałcie. Zagrała w większej liczbie takich filmów. Broni jednak też tego doświadczenia, prawa kobiet do posiadania, przeżywania i inscenizowania również masochistycznych, brutalnych fantazji. „Tylko dlatego, że występuję w scenach ostrego seksu, nie jestem złą feministką” – pisze.
Czy to naiwna wizja? Z pewnością tak. Ale co ważne i co budzi wielki szacunek, Weeks bierze pełną etyczną odpowiedzialność za swoje działania. W dalszych wystąpieniach publicznych broni się przed próbami infantylizacji, łatką „ofiary” czy „zagubionej emocjonalnie młodej osoby”, jaką próbują jej przypiąć ciocie i wujkowie dobra rada z lewa i prawa, czy to z chrześcijańskich, czy z feministycznych pozycji. Trudno jej nie kibicować w tej walce z upupianiem, tak jak trudno było nie kibicować Sashy Grey, gdy podobnie upupić i zwiktymizować w swoim talk-show próbowała ją Tyra Banks.
A jednak z narracją Weeks/Knox jest kilka problemów, których nie można tu nie wypunktować.
Twarz pornobiznesu
Jej wystąpienia krytykuje wielu innych pracowników branży porno. Można oczywiście zrzucić te krytyki na karb zazdrości o nagłą medialną karierę koleżanki, ale wśród głosów krytycznych są też celne uwagi. Knox pracuje w branży pięć miesięcy, nie zna jej dobrze, nie funkcjonuje w niej na co dzień, jest więc zrozumiałe, że dla wielu pracowników branży fakt, że to ona stała się nagle ich medialną reprezentantką może być frustrujący.
Knox miała też dużo szczęścia, że trafiła w pracy na ludzi, którzy zawsze szanowali jej granice, a niekoniecznie jest to doświadczenie wszystkich pracownic (i pracowników) branży. Wreszcie ze swoim wykształceniem i perspektywami na przyszłość Knox jest osobą skrajnie uprzywilejowaną na tle średniej w tej branży, która do pracy (zwłaszcza jeśli chodzi o aktorki) przyciąga osoby z trudnych środowisk, ubogie, często wywodzące się z mniejszości etnicznych, którym praca w porno nie gwarantuje perspektywy awansu do klasy średniej.
Od lat w przemyśle porno – głównie za sprawą internetu i możliwości darmowego dostępu do treści, jakie ten stwarza – rośnie nacisk na obniżanie pensji aktorów. Obecnie zaczynająca pracę w branży młoda dziewczyna za jeden film dostaje od 900 dolarów (film nagrywany z inną kobietą) do 2000 (jeśli film łączy się ze scenami seksu zbiorowego, analnego itp.). Za przeciętny film przedstawiający „zwykły”, genitalny stosunek z męskim aktorem stawka dla kogoś, kto nie ma statusu gwiazdy, to na ogół 1200 dolarów. Praca w branży wcale nie zapewnia bardzo wysokich dochodów ani ich regularności. Ta rzeczywistość nie jest niestety obecna w tym, co o świecie porno mówi i pisze Weeks/Knox.
„Wszystko to pokazuje, jak cholernie drogi jest college”
A jednak to praca w porno okazała się – jak wynika z zapewnień dziewczyny – jedyną dostępną drogą zapłaty za studia. Jak zauważyła Weeks w wywiadzie dla telewizji Fox, jedyną alternatywą dla niej – osiemnastolatki bez żadnego doświadczenia i bez wykształcenia – były prace za płacę minimalną. Kelnerki, baristki, recepcjonistki w hotelu itp. Jak wspomina, w liceum pracowała jako kelnerka i zabierało jej to mnóstwo czasu, odbywało się kosztem szkoły i wpędziło ją w regularną depresję – znosiła to psychicznie dużo gorzej niż pracę w porno.
W dodatku takie prace nie dałyby jej dochodu pozwalającego przejść przez studia. Zresztą jak pokazują badania amerykańskiego doktoranta Randy’ego Olsona, wpojone nam przez amerykańskie filmy przekonanie, że można bez niczyjej pomocy skończyć studia, pracując po godzinach w pizzerii albo w lecie jako ratownik czy sprzedawca lodów, jest dziś mitem. Przeciętna wysokość czesnego od 1979 roku regularnie rośnie (w ciągu ostatnich 30 lat cena ukończenia czteroletniego college’u wzrosła o około 300%), pogarsza się też ich stosunek do płacy minimalnej (na którą na ogół mogą liczyć studenci). Według badań Olsona, by pokryć koszty przeciętnego czesnego, w 1979 roku wystarczyło 182 godziny pracy za ówczesną płacę minimalną (czyli praca na niepełny etat w wakacje). Dziś potrzeba 991 godzin za dzisiejszą płacę minimalną – czyli pół roku pracy na pełen etat. Można oczywiście zaciągnąć kredyt studencki, tylko że to oznacza więź z bankiem praktycznie na całe życie. Obecnie nawet Amerykanie po pięćdziesiątce nadal spłacają kredyty zaciągnięte kiedyś na edukację. Swój dług studencki wciąż spłacać ma ojciec Weeks. A wobec kurczenia się klasy średniej i zamrożenia średniej płacy (liczonej w realnej sile nabywczej) na poziomie tej z czasów Nixona będzie to wyglądało jeszcze gorzej.
W wywiadzie dla mobilnej wersji „Playboya” Weeks powiedziała: „Cała moja historia pokazuje, jak cholernie droga jest szkoła”. Pokazuje też kryzys klasy średniej (jeśli lekarz wojskowy nie jest klasą średnią, to kto), która nie jest dziś w stanie nawet odtworzyć swojego statusu w następnym pokoleniu. W tym sensie wybór branży porno mógł się wydawać Weeks ekonomicznie racjonalny. Zwłaszcza, że to jedyna branża, gdzie kobiety zarabiają więcej od mężczyzn, o czym w dość gorzkim wideo z okazji Dnia Równej Płacy przypomina Sasha Grey.
Pornomainstreaming i przekleństwo ekonomii
W eseju Pornografia w służbie kobiet Angela Carter zastanawiała się, czy porno jest jak śpiew słowika, czy jak piosenka. To znaczy, czy działa na zasadzie czegoś, co instynktowne, czego człowiek w ramach swojej kulturotwórczej praktyki nie może zmienić, czy też podlega takim modyfikacjom. Brytyjska pisarka, autorka Czarnej Wenus, opowiedziała się za tą drugą opcją, wskazując, że nawet jeśli dziś większość przekazów porno jest mizoginiczna i uprzedmiotawiająca kobiety, to możemy sobie wyobrazić inną pornografię. Choćby przez zmianę praktyk odbiorczych można tu zrobić wiele.
W tę tradycję wpisuje się obrona porno, jaką podejmuje Weeks. I ja osobiście z nią sympatyzuję. Nie ma jednej pornografii, jest wiele pornograficznych praktyk. Jest pornografia gorsza i lepsza, emancypacyjna i konserwatywna. A nawet nie tyle „jest”, co „staje się”, bo w ramach praktyk odbiorczych możemy nadawać pornograficznym treściom różne znaczenia, niekoniecznie zgodne z intencjami ich producentów. Dlatego sympatyzuję z walką Weeks o jej prawo do bycia pornografką-feministką, o jej godność jako pracownicy tej właśnie branży, przeciw różnym próbom jej upupienia.
Trudno nie zgodzić się, że nikt automatycznie nie powinien być stygmatyzowany dlatego, że jest sekspracownikiem czy aktorką porno. Nie tylko w sensie moralnym, ale też np. w języku fałszywej psychologicznej troski, automatycznie czyniącej z każdego pracownika/pracownicy branży nieświadomą swojego statusu ofiarę.
Na razie Weeks wydaje się dobrze wychodzić na całej aferze. Opinia publiczna zobaczyła dobrze wykształconą, świadomą swoich racji aktorkę porno. Wpisuje się w to procesy „pornomainstreamingu”, który należy uznać za ogólnie pozytywny. Seks i jego przedstawienia nie są tabu, nie funkcjonują w osobnej niszy „pornografii”, zostają uznane za część kultury. Pracownicy branży przechodzą do mainstreamowego kina (grająca u Soderbergha Sasha Grey, obsadzany przez Catherine Breillat Rocco Siffreddi) lub sami stają się ikonami popkultury, jak Ron Jeremy, którego ekranowa persona dorównuje największym w dziejach niepornograficznego kina. Weeks mówi w wywiadach, że marzy o karierze zajmującej się prawami kobiet prawniczki. Gdyby z aktorki porno stała się aktywistką czy polityczką, byłby to kolejny ważny krok w kierunku zdjęcia fałszywego odium z pracownic branży.
Mam jednak z narracją Weeks/Knox jeden problem. Nawet jeśli porno nie jest jak pieśń słowika, to znajduje się w klatce ekonomicznych zależności i nierówności, które na różne sposoby (choć nigdy absolutnie) determinują wybory osób zaangażowanych w to pole.
Nie odbierając nikomu prawa do realizowania się w karierze w pornobiznesie, wierząc, że dla wielu może to być droga spełniającej kariery i absolutnie szanując wszystkich i wszystkie, które się na nią decydują, chciałbym, by jak najmniej ludzi wybierało taką pracę tylko dlatego, że nie stać ich na studia.
Tak samo jest z każdą inną pracą, chciałbym po prostu, by studenci i studentki po ogólniaku mieli realne szersze pole wyboru niż branża porno. Co odsyła nas do dyskusji np. o wysokości płacy minimalnej czy rządowego wsparcia dla studentów.
Czytaj także:
Dawid Krawczyk, Wszyscy nienawidzą szmat
Tomasz Stawiszyński, Czy można wynająć ludzkie ciało?
Melissa Gira Grant, Z miłości do perwersji