Nic się nie zmieni, jeśli w centrum debaty będzie ciągle kategoria „przestępstwa”.
Zmiany legislacyjne, mające na celu zwalczanie handlu ludźmi, odbijają się negatywnie na życiu pracowników i pracownic świadczących usługi seksualne. W ciągu ostatniej dekady fakt ograniczania praw i swobód osobistych prostytutek został szeroko udokumentowany. I choć wezwania do zmiany polityki nieustannie płyną ze strony sekspracownic, aktywistów walczących o prawa człowieka, naukowczyń i całego szeregu działaczy, szefowie rządów na całym świecie nie są skorzy do reform. Jak często podkreślają analitycy, państwa skutecznie egzekwują prawo zakazujące handlu ludźmi głównie wtedy, kiedy próbują ograniczać imigrację.
Chcąc zrozumieć, dlaczego osoby sprzedające usługi seksualne podlegają coraz większej stygmatyzacji i kryminalizacji, musimy spojrzeć w przeszłość, przeanalizować historyczny rozwój polityki nakierowanej przeciwko handlowi ludźmi. Tak długo, jak w centrum tej debaty będzie stawiana kategoria „przestępstwa”, nie sądzę, żeby cokolwiek mogło się zmienić. Tylko skupienie się na prawach osób poszkodowanych i strukturalnych przyczynach problemów społecznych jest w stanie poprawić obecną sytuację.
Jak ratowano kobiety przed „białym niewolnictwem”
Źródeł współczesnych regulacji mających zwalczać handel ludźmi można doszukiwać się w ideologii „zniesienia prostytucji” (prostitution-abolitionism) popularnej pod koniec XIX wieku. W kampaniach społecznych z tego okresu świat „białego niewolnictwa” przepełniony był seksualnymi zagrożeniami czyhającymi na białe kobiety, które w każdej chwili mogły zostać uwiedzione i wykorzystane przez demonicznych ciemnoskórych mężczyzn. W czasie rozkwitu brytyjskiego imperializmu ksenofobia i rasizm w połączeniu z poczuciem klasowej wyższości tworzyły solidny fundament dla tego rodzaju retoryki.
W połowie XIX wieku pozycją obowiązkową w większości kodeksów miejskich był zapis zakazujący „nagabywania”, wymierzony bezpośrednio w prostytutki. W późniejszym okresie działacze próbujący zlikwidować prostytucję połączyli siły z ruchami, które obrały za cel walkę z grzechem i moralnym upadkiem. To wtedy powstały zręby strategii, będącej podstawą polityki realizowanej dziś między innymi przez Szwecję. Zgodnie z jej założeniami wszystkie prostytuujące się kobiety są przymuszane do świadczenia usług seksualnych, a więc powinny być traktowane jak ofiary, nie przestępczynie. Przeciwnicy legalizacji prostytucji protestowali wtedy przeciwko „podwójnym standardom moralności seksualnej, wynikającym z przejęcia władzy nad kobiecym ciałem”. Zabiegali również o „rozszerzenie definicji handlu ludźmi tak, żeby uwzględniała ona i penalizowała zaangażowanie osób trzecich, pomocników”. Podobnie jak dzisiaj, za tego rodzaju podejściem stała rzekomo troska i współczucie wobec poszkodowanych. Cóż, rzeczywistość pokazuje, że skutki są dokładnie odwrotne. Kryminalizacja „udziału osób trzecich” zepchnęła świat usług seksualnych do podziemia, a osoby je świadczące skazała na zupełną izolację. Bo współwinnym przestępstwa może zostać nie tylko wspólnik porywacza, ale również właścicielka mieszkania, w którym sprzedawane są usługi seksualne, członkowie rodziny, właściciele agencji towarzyskich, a nawet same sekpracownice pomagające sobie nawzajem.
Masowe zamknięcia domów publicznych zbiegły się w tym czasie ze wzrostem cen nieruchomości. Tym samym prawna sytuacja prostytutek stała się zależna od polityki developerów i zagospodarowania terenów miejskich. Ale to nie jedyna metoda represji z tamtych czasów. W roku 1910 Stany Zjednoczone zatwierdziły White Slave Traffic Act znany również jako Mann Act. Na mocy nowego prawa ustanowiono między innymi centralną bazę danych, w której zbierano informacje na temat „rozpoznanych prostytutek”. Akty prawne przyjęte na początku XX wieku przyczyniły się również do wzmocnienia pozycji Federalnego Biura Śledczego (FBI). Prawo, które miało posłużyć do zwalczania handlu ludźmi, zostało wykorzystane do rozbudowania władzy policji. Amerykańskie podejście bardzo szybko znalazło swoich naśladowców na całym świecie. W efekcie prostytucja zeszła do głębokiego podziemia, a warunki pracy stały się bardziej niebezpieczne. Odsetek morderstw, których ofiarami były sekspracownice zaczął w tym czasie rosnąć, podobnie jak poziom policyjnej brutalności.
W roku 1949 zapanowała ponadnarodowa zgoda co do tego, że osoby zaangażowane w rynek komercyjnych usług seksualnych są kryminalistami, a sama prostytucja jest czymś złym ze swej istoty. ONZ przyjął wówczas „Konwencję w sprawie zwalczania handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji”. Z rosnącym zaniepokojeniem wokół prostytucji i handlu ludźmi mieliśmy też do czynienia po upadku bloku wschodniego. Zauważyła to Kamala Kempadoo w artykule Trafficking for the Global Market: State and Corporate Terror: „Wydaje się, że napływ kobiet z byłych krajów ZSRR na zachodnioeuropejski rynek usług seksualnych spowodował, że rządy w Europie na nowo skupiły swoją uwagę na problemie handlu ludźmi. Pod wieloma względami to ożywienie przypominało krucjaty z przełomu XIX i XX wieku. Wezwanie do ratowania życia białych kobiet uruchomiło mobilizację na światową skalę.”
Walka o prawa sekspracownic
Pod koniec lat 70. ruch na rzecz praw pracowniczych w seksbiznesie sformułował przełomowy postulat, że osoby świadczące usługi seksualne za pieniądze są pracownicami i pracownikami, dlatego przysługiwać powinny im prawa człowieka, swobody obywatelskie i przede wszystkim prawa pracownicze. Dało to początek sojuszowi między sekspracownicami i aktywistami zabiegającymi o prawa człowieka. W latach 80. zawiązał się Międzynarodowy komitet na rzecz praw prostytutek. Analizy powstające w obrębie tego środowiska zakorzenione były w teorii redukcji szkód i postulacie sprawiedliwości społecznej. W pracach akademickich wygłaszanych podczas konferencji wykazywano błędy i wady strategii stawiających sobie za cel zdelegalizowanie prostytucji. Częścią tej krytyki było również zabieganie o możliwość reprezentowania własnych interesów przez same sekspracownice – co dało z kolei początek platformie Network of Sex Work Projects.
W latach 90. XX wieku, kiedy większą wagę zaczęto przywiązywać do kwestii związanych z migracją i prawami sekspracownic, działacze zajmujący się prawami człowieka oraz prawami osób świadczących usługi seksualne przygotowali Standardy postępowania z ofiarami handlu ludźmi. Ich celem była zmiana strategii walki z handlem ludźmi, polegająca na włączeniu do ochrony wszystkich migrantów zarobkowych, w tym pracowników i pracowniczki seksualne. Pod koniec dekady rozpoczął się proces tworzenia nowego protokołu ONZ o handlu ludźmi. Do prac zaproszone zostały grupy wywodzące się zarówno ze środowiska praw człowieka i sekspracownic, jak również zwolennicy abolicji rynku usług seksualnych. Między nimi doszło do otwartego konfliktu.
Abolicjoniści nie uważali problemu pracy przymusowej za wystarczająco istotny, żeby włączyć go w ramy protokołu. Chcieli natomiast wykorzystać dokument ONZ jako narzędzie, które pozwoliłoby zlikwidować prostytucję raz na zawsze. Ostatecznie udało się osiągnąć kompromis. W Protokole o zapobieganiu, zwalczaniu oraz karaniu za handel ludźmi uwzględniono wykorzystywanie pracowników za pomocą siły, oszustwa lub innej formy przymusu. Co ważne, w protokole umyślnie nie zostało zdefiniowane „wykorzystywanie seksualne”, co pozostawia poszczególnym państwom wolną rękę w ocenie zachowań. Na tej podstawie można zatem utrzymywać, że prostytucja sama w sobie jest nielegalnym wykorzystywaniem seksualnym, lecz można też uważać, że jest legalna, a karalne powinny być tylko przypadki wykorzystywania pracowników i pracownic. Obydwie te postawy są w zupełnej zgodzie z dokumentem ONZ.
Strategie walki z handlem ludźmi ujęte w dokumentach Organizacji Narodów Zjednoczonych okazały się więc bezskuteczne w rozwiązywaniu problemów sekspracownic, migrantów i innych wykorzystywanych osób. Powodują, że państwa honorujące protokół o handlu ludźmi mogą zadbać o ochronę praw osób poszkodowanych, choć wcale nie muszą. Natomiast kryminalizacja nielegalnego przekraczania granic i ich strzeżenie są już obowiązkowe. Handel ludźmi ciągle traktowany jest jako problem kryminalny, uzasadniający naloty na miejsca, w których sprzedaje się seks i przetrzymuje imigrantów. Negatywne skutki obecnej polityki punktuje między innymi Marjan Wijers: „Dbamy o to, żeby kobiety były moralnie czyste, a narodowe granice szczelne. Ten sposób postawienia sprawy nie tylko utrudnia podjęcie jakichkolwiek sensownych działań, przez które moglibyśmy zwalczać naruszenia praw człowieka, lecz sprawia więcej szkody niż pożytku prawdziwym, żywym ludziom”.
Pod presją koalicji sprzeciwiających się prostytucji wiele krajów prowadzi dziś własną polityką przeciwdziałania handlowi ludźmi, często skupioną wyłącznie na seksbiznesie. Na przykład w Stanach Zjednoczonych lobby abolicjonistów w sojuszu z religijnymi fundamentalistami zabiegało, żeby wszystkie osoby sprzedające usługi seksualne uznać za ofiary handlu ludźmi. Byłby to prosty sposób na rozprawienie się z jakimikolwiek próbami legalizacji prostytucji w przyszłości, a przy okazji pozbawienie praw pracowniczych osób uprawiających seks za pieniądze. Z tego środowiska wyszedł również pomysł, by na poziomie prawa oddzielić ofiary sprzedawane w celach seksualnych od tych, które wykorzystywane są w inny sposób. US Trafficking Victims Protection Act (TVPA) po części odzwierciedla tę propozycję. Handel ludźmi w celach seksualnych zdefiniowany jest tam jako „rekrutowanie, przetrzymywanie, transportowanie, czerpanie korzyści lub kupowanie osoby w celu sprzedaży usług seksualnych”. W dokumencie nie znajdziemy nic o użyciu siły, oszustwie, ani przymusie. W amerykańskim prawie karnym nie wyróżniono jeszcze „handlu ludźmi w celach seksualnych”, ale zapisy z TVPA ubiły grunt pod tą ewentualną zmianę.
Uwaga prawodawców w Stanach Zjednoczonych skupia się w znacznie większym stopniu na walce z komercyjnym seksem, niż na przeciwdziałaniu przemocy w ramach branży usług seksualnych. Działania policji nie są jedynym frontem walki z prostytucją. Państwa otrzymujące amerykańskie środki pomocowe były zmuszane do akceptacji Anti-Prostitution Loyalty Oath, czyli formalnego zobowiązania się do niezgody na legalizację prostytucji. Na poziomie krajowym mamy za to do czynienia z ciągłym oczernianiem organizacji zrzeszających pracownice i pracowników sprzedających seks. Sekspracowników regularnie wyklucza się też z prac nad zmianą rozwiązań prawnych.
Stan gry
Przedstawiciele dzisiejszego ruchu (neo)abolicjonistycznego z uznaniem wypowiadają się o „nordyckim modelu” walki z prostytucją. W Szwecji klienci kupujący usługi seksualne popełniają przestępstwo. Powiększanie listy podmiotów uznawanych za kryminalistów prowadzi tylko do większej izolacji sekspracownic. Zgodnie z filozofią abolicjonistów osoby świadczące usługi seksualne nie powinny być karane za to, co robią. Warto jednak zauważyć, że „model nordycki” został zaadaptowany głównie w miejscach, gdzie prostytucja była legalne. Był on więc sposobem na zwiększenia obszaru kryminalizacji w świecie płatnego seksu. Kiedy prostytucja i handel ludźmi zaczynają być postrzegane jako problemy natury kryminalnej, rośnie akceptacja dla stosowania przemocy w walce z nimi. Ten sam mechanizm jest widoczny w przypadku kontroli granic przed „nielegalnymi” migrantami. Z podobnym podejściem mieliśmy do czynienia na początku XIX wieku, kiedy delegalizowano burdele. Przez cały następny wiek osoby sprzedające seks były izolowane od społeczeństwa, a warunki ich pracy znacznie się pogorszyły.
Sekspracownice wielokrotnie już tłumaczyły, że dekryminalizacja sprzedaży usług seksualnych jest jednym z niezbędnych warunków, które trzeba spełnić, jeśli chce się efektywnie walczyć z problemem prostytucji. Nie są one zupełnie osamotnione w promowaniu tego podejścia. Wspierają je między innymi Human Rights Watch, Globalna Komisja ds. HIV i Prawa, Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. prawa do zdrowia, Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju, ONZ Kobiety i inne międzynarodowe organizacje.
Nie jest tak, że obecna polityka przeciwdziałania handlowi ludźmi nie ma żadnych pozytywnych skutków. Na pewno pomogła osobom, które zakwalifikowały się do pomocy. Niektóre ofiary handlarzy otrzymały odpowiednie visy, świadczenia i pomoc humanitarną. Sęk w tym, że ta sama polityka wyrządza jednocześnie wiele szkód, co potwierdziły między innymi badania przeprowadzone przez Global Alliance against Traffic in Women. Z punktu widzenia prawnoczłowieczego, każde prawo skoncentrowane na „przestępstwie”, a pomijające prawa człowieka i strukturalne przyczyny problemów społecznych, uderza najmocniej w ludzi biednych i bezbronnych. Dzisiejszy system przeciwdziałania handlowi ludźmi zmusza ludzi do konkurowania o sprawiedliwość. Jedne wykluczone grupy kwalifikowane są jako ofiary i mogą na nim skorzystać, a inne spychane są na margines, gdzie nie czeka już na nich żadna pomoc.
***
Carol Leigh jest artystką i aktywistką działającą na rzecz praw sekspracownic. Jest członkinią COYOTE (Call Off Your Old Tired Ethics) oraz założycielką ACT UP (AIDs Coalition To Unleash Power) i SWOP-USA (Sex Workers Outreach Project). W latach 70. wymyśliła i wypromowała termin „sekspraca”. Organizuje festiwal San Francisco Sex Worker Film & Arts Festival. Od 2003 roku zarządza badaniami nad konsekwencjami amerykańskiej polityki mającej na celu zwalczanie handlu ludźmi. W ciągu ostatnich lat pracuje nad publikacją: Collateral Damage: Sex Workers and the Anti-Trafficking Campaigns .
Tłumaczył Dawid Krawczyk
**Dziennik Opinii nr 104/2015 (888)