Na świecie mamy mnóstwo regulacji dotyczących ochrony środowiska, ale w praktyce oznacza to zabawę w „złap mnie, jeśli potrafisz” – mówi Polly Higgins.
Marcin Gerwin: Proponujesz wprowadzenie nowego prawa na poziomie międzynarodowym, które nazywa się po angielsku ecocide. Można to przetłumaczyć na polski jako „zbrodnia przeciwko środowisku naturalnemu”. Za ecocide uważasz zniszczenie lub utratę ekosystemów, zarówno na skutek działalności ludzi, jak i z innych powodów, na taką skalę, że dobra jakość życia na danym obszarze została w istotnym stopniu ograniczona lub tak się stanie w przyszłości. Proponujesz, aby ecocide zostało dopisane do Statutu Rzymskiego, w którym mowa jest m.in. o zbrodniach przeciwko ludzkości. Dlaczego uważasz, że nowe prawo jest potrzebne? Czy obecne przepisy o ochronie środowiska i przyrody nie są wystarczające?
Polly Higgins: Jako prawniczka (zajmowałam się prawem korporacyjnym) doszłam do wniosku, że obecne regulacje nie spełniają swojej roli. Wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje w Amazonii – zniszczenia są coraz większe. To niezwykłe, że uznaliśmy je za normalne i że traktujemy jako normalne to, że firmy mogą się na nich bogacić. Jest dla mnie całkowicie jasne, że istniejące przepisy nie działają tak, jak powinny. Na świecie mamy mnóstwo regulacji, które dotyczą ochrony środowiska, ale założeniem wielu z nich jest stosowanie kar finansowych, co w praktyce oznacza zabawę w „złap mnie, jeśli potrafisz”. A jeżeli jakaś społeczność, która została najbardziej poszkodowana zniszczeniem środowiska, wejdzie na drogę sądową, efekty tego przychodzą zwykle zbyt późno lub są niewystarczające. Nie ma to dla mnie żadnego sensu.
Kolejną kwestią jest wydawanie pozwoleń na zanieczyszczanie środowiska. Wiąże się z tym tzw. paradoks Jevonsa: jeśli się coś ogranicza, to w rzeczywistości zaczyna to rosnąć. Założeniem wydawania pozwoleń na zanieczyszczanie jest ochrona środowiska, jednak gdy wyda się ich zbyt wiele i wszyscy mają te pozwolenia, wówczas skala zanieczyszczeń rośnie, zamiast się zmniejszać. Pozwolenia na zanieczyszczanie nie rozwiązują problemu u źródła. Oba te podejścia do ochrony środowiska są więc nieskuteczne.
Warto się zatem zastanowić, jak wprowadzić prawny obowiązek troski o Ziemię. I jak mogłoby to działać na najwyższym, międzynarodowym szczeblu. Drobne poprawki tu i ówdzie nie są rozwiązaniem. Potrzebne jest prawo nadrzędne, tak aby troska o ludzi i planetę zaczęła być traktowana priorytetowo. Doszłam więc do wniosku, że potrzebne jest stworzenie międzynarodowego prawa o ecocide. Sprawdziłam, jakie przepisy tworzą inni prawnicy, i okazało się, że nikt się tym nie zajmuje. Wtedy pomyślałam: „OK, więc wypada na mnie” (śmiech).
Czym różni się proponowane przez ciebie prawo od obecnych przepisów?
Ecocide trafia w samo sedno sprawy. Jego podstawowym założeniem jest: po pierwsze nie szkodzić. To jak odcięcie wody, która zalewa mieszkanie. Obecnie jest przyjęte, że można inwestować w przedsięwzięcia, które powodują zniszczenie środowiska na dużą skalę, i czerpać z tego zyski. Natomiast wprowadzenie ecocide oznacza, że kran zostaje zakręcony i strumień pieniędzy nie może być już kierowany na finansowanie takich inwestycji. Rządy będą prawnie zobowiązane do tego, by nie wspierać przedsięwzięć, które mają niekorzystny wpływ na środowisko. Priorytetem stanie się rozwój zielonej gospodarki i innowacje w tym kierunku – celem nie jest więc zamykanie firm.
Ecocide jest nie tylko zbrodnią przeciwko przyrodzie, lecz także zbrodnią przeciwko ludzkości, dlatego że kiedy zostaje popełnione ecocide, w istotny sposób zmniejszają się nasze możliwości życia w pokoju.
Czy mogłoby ono pomóc w ochronie klimatu?
Jeżeli przez zmiany klimatu masz na myśli rosnącą emisję gazów cieplarnianych, to tak, to prawo będzie miało bezpośrednie zastosowanie. Jego wprowadzenie oznacza zatrzymanie inwestycji, które są największym źródłem emisji gazów cieplarnianych. Eksploatacja piasków roponośnych jest tu najbardziej oczywista. Ropa, która pochodzi z tych piasków, jest źródłem emisji nie tylko wtedy, gdy paliwo jest spalane w samochodach. Ogromne ilości gazów cieplarnianych dostają się do atmosfery jeszcze na etapie jej wydobycia i przetwarzania. Jeżeli jakaś firma zdecydowałaby się na dalszą eksploatację piasków roponośnych, wówczas odpowiadałaby za to w sądzie. Ecocide zmienia zasady gry; dzięki niemu można osiągnąć to, czego nie udało się zrobić, przyjmując protokół z Kioto. Nawet gdyby brakowało woli politycznej, ecocide może szybko przynieść rezultaty.
Jak rozumiem, założenie jest takie, że odpowiedzialność za zniszczenie środowiska ponosiliby menadżerowie firm?
W zasadzie chodzi o odpowiedzialność na najwyższym szczeblu. Jeżeli prezes zarządu, głowa państwa, minister czy dyrektor podpisuje się pod projektami, które mogą mieć ogromne konsekwencje przyrodnicze, każdy z nich może odpowiadać za to przed sądem. Ecocide mogłoby także ograniczyć lobbowanie na poziomie ministerstwa. Ministrowie mogliby wówczas powiedzieć: „Słuchajcie, nie mogę nic dla was zrobić, gdyż ogranicza mnie prawo międzynarodowe. Nie mogę dać wam dofinansowania, gdyż w takiej formie wasza działalność jest teraz nielegalna. Nie mogę się zgodzić na wasze propozycje, gdyż mogę być za to pociągnięty do odpowiedzialności przed sądem”. Ecocide pomógłby więc ministrom w podejmowaniu decyzji.
Jak wyglądałoby to w praktyce? Kto mógłby postawić przed sądem na przykład premiera?
W związku z tym, że jest to prawo międzynarodowe, interweniować mógłby Międzynarodowy Trybunał Karny. Ale to ostatnia opcja. Oskarżenie trafiałoby najpierw do sądu na terenie danego kraju, który może tu działać niezależnie. Trybunał wkraczałby dopiero wtedy, gdyby dany kraj nie chciał lub nie mógł podjąć sam działań. Toczy się także dyskusja na temat utworzenia Międzynarodowego Sądu ds. Środowiska, co również mogłoby mieć tu zastosowanie.
Zbieracie obecnie podpisy, by wprowadzić prawo ecocide w Unii Europejskiej.
Zwróciła się do mnie z tym pomysłem grupa obywateli. Zaproponowali, by uruchomić europejską inicjatywę obywatelską. To nowa możliwość w Unii, dzięki której obywatele mogą sami zaproponować prawo, które chcieliby, aby zostało wprowadzone. W ciągu roku musimy zebrać milion podpisów – do 21 stycznia 2014 r. Jeżeli Komisja Europejska zaakceptuje naszą propozycję, wówczas bardzo szybko znajdzie się ona w Parlamencie Europejskim.
Przyjęcie prawa ecocide będzie miało istotne znaczenie nie tylko dla krajów Unii. Jeżeli firma zarejestrowana na terenie Unii Europejskiej dopuści się zbrodni przeciwko środowisku naturalnemu poza Europą, może zostać oskarżona z tego powodu na terenie Unii. Jeżeli prezes jakiejś firmy pochodzi z kraju należącego do Unii, to może zostać oskarżony na terenie Unii, nawet jeżeli pracuje dla firmy, która jest spoza Europy. Prawo to będzie miało zastosowanie także do produktów, takich jak paliwa kopalne, które pochodzą spoza Unii Europejskiej, na przykład ropy z kanadyjskiej prowincji Alberta, która pozyskiwana jest z piasków roponośnych. Korzystanie z niej to właśnie ecocide – zbrodnia przeciwko środowisku naturalnemu.
Tak więc nasze palce mogą sporo zdziałać, klikając na klawiaturze – możemy wejść na stronę endecocide.eu i w minutę czy dwie wyrazić nasze poparcie dla wprowadzenia prawa ecocide w Unii. Możemy też zrobić więcej, powiadamiając naszych przyjaciół i znajomych o tej inicjatywie. To od nas zależy, czy uda się to zrobić.
Polly Higgins – prawniczka, pochodzi ze Szkocji, mieszka w Londynie. Jest autorką książek Eradicating Ecocide i Earth is our Business. Jest przewodniczącą Eradicating Ecocide Global Initiative.
Zobacz więcej:
Eradicating Ecocide Global Initiative