Pomimo surowego prawa młodzi Francuzi są mistrzami Europy w spożyciu marihuany. Jednak widoki na zmianę polityki narkotykowej w tym kraju są dość mgliste.
W 1976 roku w historycznym „Apelu 18 jointów” lewicowa gazeta „Libération” wezwała rząd do legalizacji marihuany. Od tego czasu lewica dwukrotnie była u władzy, jednakże marihuana wciąż pozostaje nielegalna.
W ostatnich dwunastu miesiącach konsumowało ją 3,8 miliona Francuzów. 1,2 miliona spośród nich to tzw. regularni konsumenci, którzy palą co najmniej dziesięć razy w miesiącu. To najwięcej w Europie. Mimo to polityka francuskich rządów, niezależnie od tego, czy ministrem spraw wewnętrznych jest przedstawiciel prawicy czy lewicy, pozostaje represyjna. Ta bierność polityków zachęciła jednak Francuzów do wzięcia sprawy w swoje ręce. I tak powstały Społeczne Kluby Konopne (Les Cannabis Social Clubs), które przywędrowały do Francji z Hiszpanii. Ich celem jest legalizacja tej używki.
Jak pokazuje najnowsza książka Alexandre’a Grondeau Generacja H, palacze marihuany nie kojarzą się już we Francji z rasta słuchającymi reggae. Dziś są to inżynierowie, policjanci, adwokaci, lekarze. Popularność i duże spożycie marihuany nie przekładają się jednak na zmiany w sferze politycznej. Być może dzieje się tak z uwagi na wyniki badań opinii publicznej – według sondażu przeprowadzonego przez Harris Interactive w październiku zeszłego roku 65 procent Francuzów jest przeciwnych depenalizacji marihuany, choć prawie 77 procent uważa dotychczasowy system za nieefektywny.
Społeczne Kluby Konopne mają postawić francuskie władze przed faktem dokonanym: kiedy państwo nie chce zmienić swojej polityki, zmieńmy ją sami na poziomie lokalnym. Członkowie klubów – przedsiębiorcy, szkoleniowcy, pracownicy uniwersyteccy – płacą wpisowe i podejmują się uprawiania marihuany na własny użytek. W tej chwili takich klubów jest już we Francji 425, a konsumujących w ten sposób marihuanę Francuzów – 5000–5700. Pojawia się jednak coraz więcej chętnych. A od zaangażowania coraz większej liczby ludzi zależy powodzenie całego przedsięwzięcia.
W latach 70. władze Holandii zaczęły tolerować sprzedaż marihuany w mieszkaniach (przez tzw. house dealers), gdyż w ten sposób rynek tego narkotyku opuścił ulice, co wpłynęło jednocześnie na obniżenie jego publicznej szkodliwości. Następnie house dealerzy zaczęli otwierać bary, choć nie mieli do tego żadnych podstaw prawnych. I w tym przypadku tolerancja zwyciężyła, a coffee shopy pozwoliły wyraźnie rozgraniczyć rynek marihuany od twardych narkotyków. Od 35 lat działalność coffee shopów jest restrykcyjnie regulowana przez przepisy krajowe (żadnych reklam, zakaz sprzedaży nieletnim, możliwość posiadania maksymalnie 5 gram). Ta historia pokazuje, że bez oddolnej inicjatywy państwo nigdy nie zalegalizowałoby marihuany. I to właśnie w tym Społeczne Kluby Konopne we Francji szukają swojej szansy.
Jednakże francuskim politykom daleko do pragmatyzmu Holendrów. Lewica nie zamierza bowiem zmieniać dotychczasowej polityki w tym zakresie. Co ciekawe, rząd właśnie zaakceptował projekt tzw. sali zastrzyków kontrolowanych w Paryżu, potocznie zwanej salą strzału („salle de shoot”), w której ma się odbywać podawanie twardych narkotyków pod kontrolą lekarską. Mimo to w kwestii masowego produktu, jakim jest we Francji marihuana, rząd nie ma innej propozycji niż represja.
Celnicy francuscy mogą zatrzymać posiadacza nawet niewielkiej ilości marihuany, a za zgodą prokuratury zażądać natychmiastowej zapłaty grzywny. Od września do grudnia 2012 r. sto podobnych „transakcji celnych” przyniosło władzom ponad 17 tysięcy euro zysku. Inną metodę stosuje się w Marsylii, gdzie policjanci patrolują miejsca, gdzie sprzedaje się marihuanę, tropiąc szczególnie przyjezdnych i obserwując pozostawione przez nich na noc auta. Następnie robią im gruntowną kontrolę, nierzadko znajdując „towar”. Ma to zniechęcić potencjalnych nabywców trawki. Jak mówi prokurator Sylvie Moisson w wywiadzie dla „Libération” z 8 lutego: „Handel środkami odurzającymi jest rynkiem. Tak więc atakujemy rynek”
Powyższe akcje mogą się z perspektywy władz wydawać pożyteczne, ale taka walka ze środkami odurzającymi nie przynosi żadnych efektów. Te nieskoordynowane działania, wymagające zresztą masowej mobilizacji policji, powodują jedynie przenoszenie się czarnego rynku z jednego miejsca na drugie. Dilerzy zacierają ręce, bo prędzej czy później i tak odzyskają klientów.
Za rządów Sarkozy’ego liczba aresztowanych za posiadanie marihuany się podwoiła, sięgając 140 tysięcy zatrzymań w ciągu roku. Nie jest jednak tajemnicą, że penalizacja i poziom konsumpcji narkotyku nie są w żaden sposób powiązane. Pomimo więc surowego prawa i jego egzekwowania młodzi Francuzi w wieku 15–24 lata są mistrzami Europy w spożyciu marihuany. W dużo bardziej tolerancyjnej Holandii jest prawie dwa razy mniej konsumentów w stosunku do liczby mieszkańców. Do tego w Holandii stawia się na prewencję; we Francji w ogóle ten temat się pomija.
Członków Społecznych Klubów Konopnych obowiązują pewne reguły: żadnej sprzedaży czy też zachowań mogących zdyskredytować ruch. W każdym klubie jest ich nie więcej niż dwudziestu – rekrutacja odbywa się z polecenia dotychczasowych członków. Wszystko bowiem opiera się na ich zaufaniu i solidarności.
Jakie jest ryzyko? Artykuł 222–235 francuskiego Kodeksu karnego przewiduje za uprawianie marihuany na własny użytek karę do 3 lat pozbawienia wolności i do 750 tysięcy euro grzywny, pomijając możliwość zakwalifikowania klubów jako zorganizowanej grupy przestępczej. Członkowie klubów argumentują, że uprawiają sami trawkę, by nie wspierać czarnego rynku, a ich produkt jest dużo zdrowszy niż ten nieznanego pochodzenia z ulicy. Liczą też na to, że w parlamencie znajdą się zwolennicy legalizacji marihuany.
Niewielu deputowanych jest jednak zainteresowanych tą kwestią. W październiku minister edukacji Vincent Peillon otworzył debatę o depenalizacji marihuany jako innej metodzie walki z handlem narkotykami. Minister dziwił się opóźnieniom Francji w tym zakresie i wskazywał, że dotychczasowe sposoby zwalczania tego zjawiska były nieskuteczne. Kres tej debacie położyło oświadczenie kancelarii premiera: „Premier i pan Peillon rozmawiali telefonicznie (…) i nie będzie żadnej depenalizacji marihuany”. W 2006 roku Partia Socjalistyczna włączyła do swojego programu „regulację” kwestii sprzedaży marihuany przez państwo, co było na owe czasy niezwykle postępowe. Jednak także tamte plany zostały szybko pogrzebane.
W ostatnich dniach, na konferencji poświęconej prewencji recydywy, minister sprawiedliwości Christiane Taubira zaproponowała depenalizację marihuany z uwagi na przeciążenie sądów karnych. Jako argument podała, że w 2010 r. wyroki skazujące dotyczące zażywania marihuany stanowiły 8,5 procent wszystkich spraw. Nie ma jednak pewności, czy Partia Socjalistyczna poprze swoją minister. Lewica wciąż się boi, że zostanie uznana za nieodpowiedzialną i „zbyt tolerancyjną”.
Społeczne Kluby Konopne chcą całkowicie wyjść z ukrycia 4 marca. W prefekturze w Tours zostanie wtedy zgłoszony statut Federacji Francuskich Społecznych Klubów Konopnych. Jeśli nie dojdzie do żadnej interwencji policji, wszystkie pozostałe kluby zrobią to samo 25 marca.
Wojna czy regulacja? Narkotyki w Ameryce Południowej
Zapraszamy na spotkanie z Eduardo Vergara, szefem Asuntos del Sur, najbardziej wpływowego think-tanku w Ameryce Południowej.
4 marca, poniedziałek, godz. 19.00, Foksal 16, II p., Warszawa