Świat

Dymek: Prezydentki

Czy w wyścigu o amerykańską prezydenturę w 2016 roku zostanie złamane kolejne tabu i do Białego Domu wreszcie wystartuje kobieta? Kandydatki już są, dwie.

Batalia o demokratyczną nominację w prezydenckim wyścigu do Białego Domu w 2016 roku będzie pojedynkiem wyjątkowo ciekawym. Chodzi o utrzymanie urzędu dla demokratów po ośmiu latach sprawowania go przez Baracka Obamę – pierwszego niebiałego prezydenta, noblistę, autora jednej z najodważniejszych reform XXI wieku, czyli objęcia wszystkich dotychczas nieubezpieczonych Amerykanek i Amerykanów – a mowa o dziesiątkach milionów – finansowaną z budżetu ochroną zdrowia. Jednocześnie jednak prezydenta, który miliony zawiódł, wielu obietnic nie spełnił, administrował w ciągłym klinczu z wyjątkowo skonfliktowanym Kongresem i w końcu stał się prezydentem jednej sprawy – reformy ubezpieczeń zdrowotnych, czyli Obamacare właśnie. Obama wszedł do Białego Domu na hasłach zmiany, paradoksalnie jednak wyborcom trzeba obiecać kolejną dużą zmianę, by kolejny demokrata lub demokratka mogła wygrać wybory w 2016 roku.

Prezydentka, a nawet dwie

Taka zmianą byłoby na pewno złamanie kolejnego tabu i wystawienie kobiety, pierwszej potencjalnej prezydentki. Kandydatki już są, dwie.

I choć kampania oficjalnie jeszcze nie ruszyła, obie zaczęły do wyścigu szykować się dużo wcześniej, obie też – zanim jeszcze w ogóle zaczęła się dyskusja o ich szansach i strategii – spisały swoje polityczne credo i nakreśliły wizję prezydentury.

Jak? Nie wprost, oczywiście, ale i tak zdecydowanie. Elizabeth Warren i Hillary Clinton napisały pamiętniki.

Była pierwsza dama i szefowa dyplomacji pisze o „trudnych wyborach” (książka nosi tytuł Hard Choices), a demokratyczna senatorka o „szansie, by walczyć” (Fighting Chance). Jakie to książki? Po pierwsze, długie i przegadane. Co jasne, książki pisane przez polityczki i polityków, szczególnie te obliczone pod kampanię, to w dużej mierze dzieła ghostwriterów, doświadczonych autorów czy autorek, w mniejszym lub większym stopniu piszących za tych, którzy ostatecznie taki pamiętnik sygnują. Tu nie musiało tak być, obie polityczki (Warren jako specjalistka od prawa i gospodarki, była wykładowczyni Harvard Law School, Clinton jako doświadczona dyplomatka i prawniczka) umieją przekazać swoje myśli, niełatwo więc zgadywać, w jakim stopniu to one same upierały się przy tak nieznośnie długiej formie, a jak na ostateczny kształt wpłynęły decyzje doradców czy specjalistek od komunikacji politycznej. Efekt jest jednak taki, że od obu dostajemy kilkusetstronicowe tomy, których lepsze momenty toną w morzu dygresji i nie zawsze koniecznych szczegółów. Polityczne linie pozostają jednak klarownie wyłożone i to one są tu chyba najciekawsze. A czasem też przy okazji udaje się przemycić kilka ciekawych historii.

Polityczna kariera pewnego tostera

Warren to doświadczona naukowczyni, specjalizująca się przede wszystkim w problematyce bankructwa osób prywatnych. I to właśnie od zajmowania się z dramatami amerykańskich rodzin, które przygniotły długi i kredyty, zaczęła się polityczna kariera pani senator. A przynajmniej tak nam o tym mówi ona sama. A kluczową rolę odgrywa tu… toster.

Warren opowiada anegdotę, jak to kiedyś, gdy więcej czasu zajmował jej dom, dzieci i życie prywatne, spaliła firanki (nie pierwszy raz i nie ostatni – Warren powtarza, że nawet, gdy była jeszcze kurą domową, to nie była w tym mistrzynią stanu), a właściwie spalił je za nią wadliwy toster. Mała kuchenna katastrofa naprowadziła Warren na pomysł pewnej analogii, która będzie towarzyszyła jej karierze (i nam, czytelniczkom i czytelnikom) przez cały czas.

Bo jeśli kupisz toster – zaczyna się to rozumowanie – i wybuchnie on na twoich oczach albo spali kuchnię, to co możesz zrobić? Możesz go zareklamować w sklepie i dostać zwrot pieniędzy. Możesz wysłać skargę do jednego z urzędów lub organizacji chroniących interesy konsumentów i prawdopodobnie firma produkująca tostery prędzej czy później dostanie od tych instytucji nieprzyjemny telefon lub pismo, które wezwie ją do naprawy produktu lub wycofania całej serii. Jeśli masz odrobinę czasu i pieniędzy, możesz też wstąpić na drogę sądową, i jeśli wina leżała po stronie produktu (a nie tylko ukrytego w tobie piromana), prawdopodobnie wygrasz i dostaniesz odszkodowanie. Organizacje i agendy pilnujące standardów bezpieczeństwa cały czas zresztą dbają, żeby to wszystko nie było konieczne, i żeby tostery po prostu nie wybuchały bez przyczyny.

No więc, jak to jest – pyta Warren – że tak banalna rzecz jak toster jest pilnowana przez szereg instytucji, które chronią klientów i klientki, a coś niepomiernie ważniejszego dla naszego życia jak kredyty, hipoteki i spłaty rat za dom czy samochód już nie?

To rażąca niesprawiedliwość o konsekwencjach dużo bardziej dramatycznych niż spalone firanki.

Wadliwie skonstruowane kredyty, rozsypujące się na oczach klientów plany spłat i wybuchające niespodziewanie koszta dodatkowe, ukryte opłaty oraz szybujące w górę odsetki to oczywiście tło kryzysu z 2008 roku i bańki, która wtedy pękła, ale Warren patrzy na to z innej perspektywy. Ludzie bankrutowali i dawali się złapać na nieuczciwe oferty na długo przed tym, nim w ogóle była mowa o kryzysie. Bankructwa gospodarstw domowych stały się poważnym problemem przynajmniej dwie dekady wcześniej. A wszystko przez brak troski o najsłabszych, którzy nie kupowali trzeciego domu na Florydzie, ale na przykład byli zmuszeni do kupna auta czy drogiego sprzętu, gdy tracili pracę i zaczynali własną działalność, którą potem też musieli zamknąć, bo okazywało się, że odsetki od kredytu za starego pick-upa rosną szybciej niż ich zyski. Więcej nawet – szybciej, niż mogli podejrzewać w najgorszych koszmarach, i szybciej niż w najbardziej pesymistycznym scenariuszu byłby w stanie przyznać to bank, który dał kredyt. Tymi ludźmi po prostu trzeba było się zająć.

Troska i populizm

I tak, od uniwersyteckiego kampusu do Senatu i doradzania Obamie w sprawach nadzoru bankowego, Warren przeciąga nas przez wszystkie perypetie, które ją doprowadziły do Waszyngtonu. Od pierwszych opracowań teoretycznych, przez plany naprawcze, po wymyślenie i powołanie rządowej agencji pilnującej rynku kredytowego – Consumer Financial Protection Bureau – według jej pomysłu. Za tym wszystkim stoi jasno podane przekonanie: Ameryka jest silna siłą klasy średniej, bogacenie się na kredyt jest szkodliwe dla „middle-income Americans”, jak się teraz mówi, a gospodarka potrzebuje nie rewolucji, ale sprawnego wepchnięcia jej na dobre i stabilne tory kapitalizmu zorientowanego na konsumentów i pracowników, nie prezesów i spekulantów.

Tylko tyle i aż tyle, bo to kwintesencja politycznej poprawności dzisiejszych demokratów, ale i najbardziej odważny plan, jaki zawiedziona klasa średnia, targana różnymi – nie tylko finansowymi, ale i obyczajowymi, a także związanymi z imigracją – dylematami, jest dziś w stanie kupić.

To maksimum populistycznego – w amerykańskim rozumieniu, czyli lewicowego i zorientowanego na „zwykłego człowieka” – programu, jaki dziś demokraci mogą i chcą przedstawić.

A sama Warren, skromna – dziesiątki razy przypomina w książce, jak bardzo zawstydzają ją doświadczeni wyjadacze z Kongresu – i troskliwa pani profesor, świetnie ten pomysł reprezentuje.

Dyplomaci i jastrzębie

Jak bardzo kontrastuje z tym pomysł Hillary Clinton? Tak bardzo, jak to możliwe w ramach jednej partii. Hard Choices zaczyna się od historyjki, jak Clinton musi ukrywać się przed reporterami na tylnym siedzeniu swojego vana, prawie jak nękana przez paparazzich gwiazda Hollywood. Dlaczego? Bo już prawie była prezydentką. A pisze, jakby wybory 2012 roku wygrała, choć po drodze pojawił się ten szkopuł, że jednak nominację demokratów i w końcu prezydenturę utrzymał po pierwszej kadencji Obama. Clinton na tylnym siedzeniu samochodu wyjeżdża z domu, by spotkać się z nowo wybranym prezydentem i mu pomóc. Bo, jak to przedstawia, przed Barackiem stoją duże wyzwania – jakby on sam i ktokolwiek inny tego nie wiedział – a to za nią stoją ludzie, prawdziwi Amerykanie i Amerykanki, którzy ją poparli i chcieli jej w Białym Domu, a teraz muszą przez kolejne lata trawić znowu  to samo danie. Rozmowa się udaje, oboje piją białe wino, a Hillary przyznaje się nawet, że na jej biurku do dziś stoi wspólna fotografia z rodziną Baracka i Michelle. Konflikt, który trwał w trakcie kampanii, zostaje zażegnany, Barack może spokojnie wejść w drugą kadencję.

Nadęte? Bardzo. Przesadzone? Niekoniecznie, przecież Hillary, całkiem dosłownie, nie wychodzi z Białego Domu od lat.

Najpierw była pierwszą damą u boku Billa, za czasów Obamy przez kilka lat kierowała Departamentem Stanu, w każdej z tych ról uczestniczyła i doradzała w najważniejszych decyzjach amerykańskiego rządu. Trudne wybory i wielka polityka to jej codzienność.

Struktura książki daje temu wyraz. Tytuły kolejnych rozdziałów to kolejne geopolityczne dylematy: „Afganistan: zakończyć wojnę”, „Rosja: reset i regres” albo „Irak: sankcje i sekrety”. W każdym z tych konfliktów, które relacjonuje Clinton, była szefowa dyplomacji – co naturalne – odegrała pewną rolę, miała jakiś ważny pomysł, podjęła ważną decyzję. Pamiętnik, który jednocześnie może być prezydenckim exposé w każdej dziedzinie (bo mowa tu i o gospodarce, i o zmianie klimatycznej, i o prawach człowieka), to PR-owo i politycznie odważny pomysł.

Jedna partia, dwie wizje

W przeciwieństwie do Warren, która opisuje rzeczy z osobistej perspektywy i często odwołuje się do emocji, wzniosłych momentów i anegdot znanych tylko jej, Clinton z Hard Choices to Clinton publiczna. Nic więc prostszego dla jej krytyczek i krytyków, by zweryfikować jej wizję polityki zagranicznej (i jej własnej kadencji w roli architektki tej polityki), za pomocą faktów z tamtych lat. Czy w sprawie choćby arabskiej wiosny Clinton może mieć czyste sumienie? W pamiętniku łatwo sprzedać historie młodych aktywistek i aktywistów, którzy z poświęceniem walczą o demokrację na Bliskim Wschodzie, trudniej jednak byłoby się przyznać, że tych samych dyktatorów, których oni chcieli obalić, Clinton nazywała „przyjaciółmi rodziny”. Jeśli dojdzie do kampanii z jej udziałem, wszyscy jej przeciwnicy będą ten pamiętnik czytać wyjątkowo uważnie i wyciągną każdy potencjalnie zapalny czy kompromitujący fragment.

Między Hard Choices a Fighting Chance jest też jeszcze jeden interesujący kontrast. Elizabeth Warren pisze, jakby każde spotkanie z władzą było dla niej wstydliwym i bardzo osobiście wymagającym coming-outem. Warren tak bardzo nie chce ujawnić osobistych ambicji politycznych (co zastanawiające jak na senatorkę i liderkę w partii), że opisuje wszystkie swoje polityczne spotkania z perspektywy stremowanej uczennicy, nie gospodarczego i prawniczego autorytetu. Jest w tym trochę gry, choć niewykluczone, że Warren naprawdę musiała się swojej tremy oduczyć i trwało to latami. Clinton to dla odmiany salonowa lwica i rozgrywająca wszystkich dyplomatycznych i oficjalnych spotkań, w jakich uczestniczy. Z kim ona nie rozmawiała i z kim się nie spotykała! Prezydenci i prezydentki, przewodniczący ONZ, NATO, UE, noblistki i nobliści, działacze i działaczki praw człowieka, weterani Kongresu i weterani wszystkich możliwych wojen ostatniego wieku. Wiadomo, czemu tak pisze.

Clinton jest przecież uosobieniem nowego podejścia demokratów, które wykuło się trakcie ostatniego dziesięciolecia, zdominowanego przez wojny i kryzysy geopolityczne. Clinton wie, że wojny nie można „oddać” republikanom.

Nie można znów dopuścić do tego, że – jak za Bushów, seniora i juniora – to konserwatyści mają monopol na patriotyzm, to oni latają myśliwcami nad Zatoką Perską, przypinają medale, i – co mniej medialne, ale ważne – mają za sobą autorytety i ekspertów od polityki zagranicznej. Clinton rozgrywa dokładnie te atuty, którymi jeszcze parę lat temu próbował wygrać z Obamą – ostatecznie dokładnie na tym froncie położony przez samobójcze bramki swojej współkandydatki Sary Palin – John McCain, sam weteran wojenny i rozeznany w polityce zagranicznej autorytet dla patriotycznie zorientowanych milionów. Była sekretarz stanu jest na tle Obamy takim właśnie „jastrzębiem”, ale również – jak Warren – politycznie poprawnym i agresywnym na skalę tylko swojej partii. To dziś oznacza poparcie dla silnej obecności militarnej Amerykanów na Bliskim Wschodzie, ale i popieranie dążeń demokratycznych społeczeństw Afryki Północnej i Półwyspu Arabskiego. Przyjaźń z Izraelem, ale i umiarkowane stanowisko wobec Iranu, które może kiedyś zakończyć impas między reżimem ajatollahów a USA. Wreszcie chłód wobec Rosji, ale i wysokie wymagania wobec Europy w ogóle. Na tle Warren Clinton na pewno będzie chciała się pokazać jako ekspertka i mistrzyni gier na wysokim szczeblu.

Coś więcej niż pierwsza dama

Co tak różne kandydatury oznaczają dla wyścigu o nominację? Pojedynek będzie niewątpliwie ostry i nieoczywisty. Czy Clinton i Warren będą walczyć także za pomocą ciosów poniżej pasa (bynajmniej nie zarezerwowanych dla mężczyzn, kto nie widział, niech zobaczy trzeci sezon House of Cards, by przekonać się, jak to może wyglądać), tego nie wiemy. Wiemy za to na pewno, że w końcu o najwyższy urząd w Ameryce będzie na serio starać się kobieta. I to nie wybrana z klucza „paprotkowego” – klęska Pailin powinna była otrzeźwić w tej kwestie obie partie – ale wyrazista i o daleko idących politycznych ambicjach. Może nawet obiecująca tak wyczekiwaną zmianę? Pojawienie się kobiety w Białym Domu nie w roli pierwszej damy, to już zmiana. A jeśli się nie uda? Można dalej pisać. Nakłady obu książek pokazują, że ze wszystkiego da się zrobić 500-stronicowy bestseller.

 

**Dziennik Opinii nr 67/2015 (851)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij