Półdarmowe publikowanie tekstów i wydawanie książek utrzymuje na chodzie kulturę, którą państwo nie jest zainteresowane.
Głębokie cięcia finansów publicznych w Czechach pomagają w samoidentyfikacji nowej klasy społecznej. Jej prowokacyjna nazwa jest właściwie neologizmem złożonym z marksistowskiego terminu dla klasy robotniczej (proletariat) i fachowego terminu odnoszącego się do niepewnej sytuacji (prekarność). Prekariat, jako część klasy pracującej, zaczął się formować wraz ze zmianą ekonomicznego paradygmatu, gdy nastąpiło przejście od zmechanizowanej masowej produkcji fordyzmu do postfordyzmu zorientowanego raczej na sektor usługowy. Jego nieokreślone, płynne warunki pracy przynoszą niepewną egzystencję, życie z dnia na dzień, bez szansy na pełen etat. Prekariat obejmuje tych, których egzystencja składa się z niespójnych doświadczeń zawodowych i życiowych.
W systemie prekariatu na jednostkę jest nieustannie wywierana społeczna presja, stale musi ona bronić swojej użyteczności dla ogółu. Niepewność była zawsze objawem wolności. Jednak współczesne społeczeństwo włączyło te ideały do swojego systemu: żądanie większej autonomii jednostek zostało przełożone na wymuszoną fluktuację pracowników, ciągłe przystosowywanie się do nowych sytuacji. Osobisty wybór niepewności stał się koniecznością.
Zmniejszenie państwowych dotacji na kulturę, zwiększanie VAT-u na książki [w 2012 roku został podwyższony z 10 procent do 14, od 2013 roku jego stawka wyniesie 15 procent – przyp. tłum.] powiększa prekariat wśród czeskich działaczy kulturalnych. Są to przede wszystkim początkujący autorzy, krytycy literaccy, mniejsi wydawcy, organizatorzy festiwali książek i czytania literatury. Oni wszyscy są rozdarci pomiędzy naciskiem mechanizmów gospodarki rynkowej a świadomością kulturowej wartości swojej produkcji. Niewielki jest udział autorów w dochodach ze sprzedaży książek (około 5 procent), nie wypłaca się honorariów autorskich z powodu kiepskiej sytuacji ekonomicznej większości wydawnictw i periodyków literackich, a wydawanie książek finansuje z własnych źródeł autorów.
Cała ta pełna poświęceń praca na zewnątrz sprawia wrażenie, że kultura nigdy nie była w lepszej sytuacji. Rzeczywistość jednak wygląda tak, że państwowe dotacje na kulturę są z roku na rok niższe o kilka milionów koron, a dziś rozważa się nawet połączenie ministerstwa kultury i edukacji, co nie poprawi sytuacji.
Rozdzielaniem państwowych pieniędzy w Czechach pomału zaczyna kierować biblijne powiedzenie „kto nie pracuje, niech nie je”. Hasło to w latach pięćdziesiątych zostało użyte przez Klementa Gottwalda w jego krucjacie przeciwko właścicielom środków produkcji. W swoim czasie tym hasłem posłużył się również Vladimír Holan, wzdychając w poemacie Noc z Hamletem: „Tak, ale czymże jest praca?”
Do dziś brak odpowiedzi na pytanie o esencję pracy intelektualnej, czego skutkiem jest model finansowania literatury. Czy pisanie powieści i nowel, krytyczny namysł nad współczesną literaturą, nauczanie na kierunkach humanistycznych jest pracą w myśl współczesnych paradygmatów ekonomicznych? Czy taka praca zasługuje na państwowe wsparcie? Do czego właściwie służy i dlaczego mielibyśmy ją finansować z naszych podatków? Podobne pytania zadają sobie obywatele przy analizowaniu konieczności budżetowego wsparcia w obszarach, które nazywamy dobrem publicznym.
Szukanie odpowiedzi na pytanie o podstawę relacji kultury i społeczeństwa dało początek koncepcji przemysłów kreatywnych, która co prawda późno, ale w końcu pojawiła się również w Czechach. Zasługi ma w tym m.in. książka Martina Cikánka Kreatywny przemysł – miejsce dla nowej ekonomii (2009), projekt badawczy Instytutu Teatralnego czy aktywność centrum informacyjnego ProCulture. W ten sposób również Republika Czeska respektuje zalecenia Unii Europejskiej, która zachęca państwa członkowskie, aby poświęciły więcej uwagi temu sektorowi.
Przemysły kreatywne zastępują tradycyjne działania państwa socjalnego, które poprzez dotacje starało się zapewnić szerokim warstwom społecznym dostęp do kultury wysokiej, zwalniając ją tym samym z konieczności bycia dochodową.
Jakakolwiek jednoznaczna definicja pojęcia nie istnieje – przemysły kreatywne opuszczają rejony wysokiej i niskiej kultury, tworząc jeden obszar, w którym obok siebie działają komputerowi eksperci, ludzie z branży reklamowej, designerzy, naukowcy i artyści. Właśnie od kreatywności tych ludzi, którą dzielą się ze społeczeństwem, zależy przyszłość postindustrialnej ekonomii. To właśnie kreatywność (w odróżnieniu od statycznego bogactwa) przedstawia niewyczerpane źródło obiecujące niekończący się wzrost ekonomiczny.
To, że ta koncepcja trafiła na podatny grunt, świadczy o tym, że w kulturze w dalszym ciągu nie odróżniamy państwowego sektora od prywatnego, sfery niedochodowej od dochodowej, oferty kulturalnej od przedsiębiorczości. Dobra publicznego nie można wycenić z ekonomicznego punktu widzenia, ale pomaga ono społeczeństwu w efektywnym i sprawnym funkcjonowaniu. Bezpłatna wyższa edukacja, tak samo jak profesjonalizacja kultury, zapewnia obywatelom powszechny dostęp do nich. Jak się okazuje, proces prywatyzacji sektora publicznego nie ma granic, a kultura nie ma przeciwko niemu argumentów – i nigdy w historii nie miała.
Prywatyzację edukacji czy służby zdrowia poprzedzał w miarę długi okres, w którym państwo zapewniało swoim obywatelom realizację ich potrzeb w tych obszarach. Kultura podobne doświadczenia ma tylko z czasów poprzedniego reżimu, kiedy każde działanie było naznaczone wpływem aparatu partyjnego. Pomimo tych złych doświadczeń kultura powinna zacząć stosować argument dobra publicznego. To, czego jesteśmy świadkami w dzisiejszych czasach, kiedy brutalnie tnie się państwowe dotacje dla podmiotów i instytucji kulturalnych, nie jest doświadczeniem specyficznym dla sztuki i kultury. To tylko jedna z wielu aktywności, która musi podporządkować się restrykcyjnemu ekonomicznemu reżimowi. Społeczeństwo w ten sposób pokazuje, jaki jest jego stosunek do działalności artystycznej. Najpierw tworzy instytucje (uczelnie artystyczne, galerie, biblioteki, itd.) umożliwiające profesjonalizację działalności artystycznej, a na koniec umywa ręce.
Nie pozostaje nic innego, jak wskazywać na istnienie takiego rozdźwięku i przekonywać opinię publiczną o społecznej roli działalności kulturalnej. Półdarmowe publikowanie tekstów i wydawanie książek utrzymuje na chodzie kulturę, którą państwo nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowane. Bez legitymizacji udzielonej przez kulturę jednak sobie nie poradzi – o ile nie chce zrezygnować z miana współczesnego państwa.
Nędzny stan czeskiej literatury na wszystkich frontach jest skutkiem, a nie przyczyną marnego finansowania. I o ile istnieje dość zaawansowana krytyka rządowej polityki w szkolnictwie, opiece zdrowotnej, ekonomii, o tyle brakuje analizy krytycznej dominującego modelu polityki kulturalnej. Ta sytuacja jest wynikiem powierzchownego zainteresowania kulturą u czeskich polityków i aktywistów. Dotyczy to zwłaszcza kręgów lewicowych. Niezależnie od ich radykalności, u większości z dużym trudem odnajdziemy wizję pożądanej polityki kulturalnej lub są one bardzo naiwne.
przełożyła Vendula Czabak