Pod koniec roku w Paryżu ma zostać podpisane nowe międzynarodowe porozumienie w sprawie ochrony klimatu.
Marcin Gerwin: Pod koniec tego roku w Paryżu ma zostać podpisane nowe międzynarodowe porozumienie w sprawie ochrony klimatu Ziemi. Co ma być jego celem?
Wojciech Kość: Celem tego porozumienia jest ograniczenie ocieplania się klimatu do 2°C w porównaniu do czasów sprzed rewolucji przemysłowej. Ma to nastąpić do roku 2100. Cel ten wynika z wielu lat badań nad zmianami klimatu. Świat nauki jest w zasadzie zgodny co do przyczyn zmian klimatycznych, z których główną jest działalność człowieka i emisje gazów cieplarnianych do atmosfery. Próg 2°C został uznany za bezpieczny – taki, który nie powinien spowodować znaczących negatywnych zmian, jak znaczące podniesenie się poziomu oceanów, pustynnienie czy częstsze występowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych.
Trudno jednak przewidzieć, co faktycznie zostanie osiągnięte w Paryżu. Wynika to z tego, że negocjuje około 190 krajów, które są oczywiście połączone w pewne grupy regionalne – jest Grupa Afrykańska, Unia Europejska itd. Jest także generalny podział na państwa rozwinięte i rozwijające się. Mimo że cel negocjacji wynika z efektów badań naukowych nad klimatem, same negocjacje są jednak sprawą polityczną. Utrudnia to osiągnięcie celu wyznaczonego przez naukę.
Czego dotyczą negocjacje?
Obejmują one przede wszystkim trzy kwestie. Pierwsza to zapobieganie dalszemu ocieplaniu się klimatu, głównie przez redukcję emisji gazów cieplarnianych. Druga to adaptacja do zmian klimatycznych, które już mają miejsce, i tych, które dopiero nadejdą – ponieważ nawet najambitniejszy program ograniczania emisji przyniesie efekty dopiero po jakimś czasie. Trzecia kwestia to tzw. climate finance, a więc sprawa nakładów finansowych potrzebnych krajom rozwijającym się, aby skutecznie wprowadzać w życie programy zapobiegania i adaptacji. Pozostałe kwestie zawsze jakoś łączą się z tymi trzema najważniejszymi. Na przykład mechanizm loss and damage, czyli kompensacja strat, jakie ponoszą kraje na skutek zmieniającego się klimatu i spowodowanych tym zjawisk takich jak tajfuny czy powodzie, którym zasadniczo nie da się zapobiec.
Wszystkie te kwestie mają zostać rozstrzygnięte w 2015 roku, z kulminacją w czasie konferencji klimatycznej, która odbędzie się w na przełomie listopada i grudnia w Paryżu. Tam zapadną decyzje, kto i w jakim aspekcie ustąpi, żeby porozumienie mogło zostać podpisane. Jest jednak całkiem prawdopodobne, że będziemy wówczas słyszeli te same opinie, co obecnie – że porozumienie nie jest wystarczająco ambitne, żeby zatrzymać wzrost temperatury.
Co powinno zawierać porozumienie, aby zakładany cel ochrony klimatu można było rzeczywiście zrealizować?
Powinno określać drogę do obniżenia emisji gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla – tzw. dekarbonizację gospodarki, czyli wyeliminowanie paliw kopalnych z miksu energetycznego. Rozważane są różne opcje, nawet ograniczenie emisji do zera do 2050 roku, co jednak jest celem bardzo ambitnym i wydaje się niemożliwe do zrealizowania, biorąc pod uwagę powolny postęp w negocjacjach. Bardziej realny jest scenariusz znaczącego (40-70 procent) ograniczenia emisji do roku 2050 i następnie do zera w roku 2100.
Drugim bardzo ważnym elementem, który musi znaleźć się paryskim porozumieniu, jest określenie sposobu finansowania obniżenia emisji na świecie (a więc zapobiegania dalszemu ocieplaniu się klimatu) oraz sposobu finansowania adaptacji do zmian klimatu, zwłaszcza w państwach rozwijających się, w których dochód per capita jest dużo niższy niż w Europie, w Japonii czy w Stanach Zjednoczonych. Wiele z tych krajów leży w takich rejonach naszego globu, gdzie gwałtowne zjawiska pogodowe – łączone przez naukowców ze zmianami klimatycznymi – występują znacznie częściej niż np. na naszej szerokości geograficznej. Żeby porozumienie było pełne, musi zawierać ten element finansowy, co na niedawno zakończonej konferencji w Limie okazało się przeszkodą nie do przeskoczenia. Kraje rozwijające się niemal jednogłośnie mówią, że pieniądze, które miały dla nich płynąć na ten cel, są niewystarczające. Kraje rozwinięte unikają dookreślenia sposobu, w jaki miałyby przekazywać pieniądze, a trzeba pamiętać, że w 2009 roku, w czasie konferencji klimatycznej w Kopenhadze, zobowiązały się m.in. do przekazywania 100 mld dolarów rocznie do roku 2020 na zapobieganie i adaptację.
Należy dodać, że konferencja w Limie przyniosła jedno bardzo ważne rozstrzygnięcie: ustalono, że wszystkie kraje – bez podziału na gospodarki rozwinięte i rozwijające się – zobowiązane są do walki z ocieplaniem się klimatu.
Oczywiście w ramach swoich możliwości, niemniej jednak przyjęto, że starania o zatrzymanie wzrostu temperatury są odpowiedzialnością wszystkich. To spory krok naprzód.
Jakiś scenariusz trzeba będzie jednak przyjąć.
Utrzymanie wzrostu temperatury w granicach 2°C ma nastąpić do 2100 roku. Żeby to zrobić, emisje muszą się zmniejszać odpowiednio wcześniej. Na tę chwilę nie mogę odpowiedzieć, która ścieżka zostanie przyjęta, bo w ramach negocjacji klimatycznych trwa wielki spór o to, jakie sposoby obniżania emisji przedstawią poszczególne kraje w ramach tzw. krajowych deklaracji klimatycznych (intended nationally determined contributions). W teorii mają być przedstawione do marca, ale jest to tylko data sugerowana – kolejny przykład na to, jak trudne i jednocześnie mało efektywne są negocjacje. Mówiąc skrótowo, Unia Europejska chciałaby przedstawienia konkretnych progów obniżenia emisji, natomiast państwa mniej zamożne nie chcą, aby było to precyzyjnie dookreślone, bo wymaga to wielkich inwestycji, o (współ)finansowaniu których z kolei kraje rozwinięte mówią niechętnie.
Jakie jest w sprawie tego porozumienia stanowisko Polski?
Polska jest państwem członkowskim Unii Europejskiej, której mandat negocjacyjny ustala Komisja Europejska, z wyjątkiem spraw związanych z finansowaniem. Generalnie więc Polska przyjeżdża na konferencję klimatyczną po wcześniejszym uzgodnieniu stanowiska wewnątrz wspólnoty. Stanowisko Unii koncentruje się na zapobieganiu zmianom klimatu, czyli ograniczaniu emisji. Oczywiście zanim Unia wypracuje swoje stanowisko, poszczególne państwa członkowskie spierają się w sprawie celów polityki klimatycznej, zarówno w kontekście porozumienia globalnego, jak i w kontekście polityki wewnątrzunijnej. To, z czym przyjeżdża UE na kolejne szczyty klimatyczne, jest więc efektem kompromisu, który wypracowują wszystkie państwa członkowskie. Jeżeli chodzi o Polskę, to liczy się przed wszystkim to, jaką politykę prowadzimy wewnątrz Unii, ponieważ pochodną tej polityki jest stanowisko UE na kolejne konferencje klimatyczne.
I jak Polska zapatruje się na ochronę klimatu?
Z racji tego, że większość naszej energii pochodzi z węgla, Polska jest sceptyczna. Mogliśmy to zobaczyć w czasie październikowego szczytu unijnego, na który pani premier Kopacz pojechała z takim bojowym nastawieniem, że naszym stanowiskiem, które nie podlega absolutnie żadnym negocjacjom, jest nieponoszenie żadnych dodatkowych kosztów związanych z realizacją celów klimatycznych (czyli głównie dalszego obniżania emisji). Polska dostała to, co chciała, czyli utrzymanie darmowych emisji dla sektora energetycznego aż do 2030 roku oraz niewiążące na poziomie krajowym cele dotyczące udziału energii odnawialnej i zwiększania efektywności energetycznej.
Czy Polska nie powinna zacząć więcej korzystać z odnawialnych źródeł energii?
Z pewnością. Żadne silne uzależnienie nie jest korzystne, a my jesteśmy uzależnieni od węgla, z którego produkowane jest około 80 energii.
Zmiana miksu energetycznego, przede wszystkim przez zwiększenie udziału energii odnawialnej, oznacza stworzenie nowych miejsc pracy, rozwój nowych technologii oraz szansę na koniec polityki konkurowania niskimi kosztami pracy.
Utrzymywanie status quo nie daje impulsu do modernizacji polskiej gospodarki. Bardzo dobrze opisał to Maciej Bukowski w raporcie „Niskoemisyjna Polska 2050” – zmiana w sposobie wytwarzania energii, zwiększanie efektywności energetycznej np. w transporcie dałyby silny impuls modernizacyjny, bez którego Polska ryzykuje wpadnięcie w pułapkę średniego rozwoju. Oznacza to, że rozwój naszego państwa spowolni do tempa, które uniemożliwi dogonienie państw najwyżej rozwiniętych. Nasz rozwój mógłby być szybszy, gdybyśmy zmienili myślenie na temat wytwarzania energii.
Nie tylko w Polsce uzależnienie energetyczne postrzegane jest jako znaczące ryzyko. Niektóre państwa bałtyckie czy Bułgaria są całkowicie zależne od gazu z Rosji. Wielka Brytania większość gazu importuje z Norwegii i również w Londynie uważa się, że nie jest to korzystna sytuacja, nawet jeśli oba kraje pozostają w doskonałych stosunkach.
Które państwa, spośród tych, które biorą udział w negocjacjach klimatycznych, podchodzą do tego na serio?
To zależy, z której strony się na to patrzy. Z jednej strony liderem jest Unia Europejska. Wiele jej państw członkowskich popiera politykę klimatyczną, zmniejszanie emisji i rozwój energetyki odnawialnej. Unia bardzo mocno się stara, jednak wychodzi z innej pozycji, bo jeżeli przyjmiemy perspektywę państw takich, jak np. Indie, które są znacznie niżej w rankingach rozwojowych, np. Human Development Index, to zobaczymy, że ich podejście do polityki klimatycznej po prostu musi być inne. Państwa te muszą zapewnić sobie energię dla rozwoju, a prowadzenie polityki klimatycznej w stylu Unii Europejskiej byłoby dla nich wyzwaniem ponad siły. Stąd cały spór o finanse w ramach negocjacji klimatycznych.
Poważne zmiany dokonały się jednak ostatnio w Stanach Zjednoczonych i w Chinach. Wciąż jeszcze wielu dziennikarzy przeciwstawia te kraje Unii Europejskiej, twierdząc, że tam palą tylko węglem, trują i mają za nic całą politykę klimatyczną. Tymczasem przed konferencją w Limie podpisane zostało porozumienie w sprawie przeciwdziałania zmianom klimatu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Chinami, a wcześniej prezydent Obama przedstawił plan ograniczenia emisji. Chiny z rozmaitych względów inwestują w energetykę odnawialną, chociażby ze względu na bardzo zanieczyszczone powietrze w miastach. USA i Chiny, które do tej pory uchodziły za hamulcowych, dokonały więc znacznego postępu. To niewątpliwie sukces globalnej polityki na rzecz ochrony klimatu.
Wojciech Kość – dziennikarz zajmujący się m.in. energią, ochroną środowiska i polityką klimatyczną. Redaktor magazynu „Shale Gas Investment Guide”, korespondent serwisu ENDS Europe w Europie Środkowo-Wschodniej. Prowadzi bloga na tematy zwiazane ze zmianami klimatu: www.climatewarsaw.com.
***
Artykuł powstał w ramach projektu Europa Środkowo-Wschodnia. Transformacje-integracja-rewolucja, współfinansowanego przez Fundację im. Róży Luksemburg