Ta historia wyszła na jaw już dawno temu. Trudno zrozumieć, jak kardynał Bergoglio mógł być brany pod uwagę jako kandydat na papieża.
Agnieszka Zakrzewicz: Janowi Pawłowi II zarzuca się, że przemilczał nie tylko grzechy Marciala Maciela Degollado i cały skandal pedofilii, ale także wszystko to, co działo się w Ameryce Łacińskiej z ofiarami dyktatur wojskowych, i że zamiast potępić zbrodnie, ściskał ręce dyktatorów – Augusta Pinocheta, Jorge Rafaela Videli i innych. Te zarzuty są słuszne?
Julio Algañaraz: Dziś o milczenie w sprawie łamania praw człowieka w Ameryce Łacińskiej oskarża się głównie Jana Pawła II, zapominając, że większość zamachów wojskowych miała miejsce za pontyfikatu Pawła VI, który też nigdy nie powiedział ani słowa. Pio Laghi wspominał, że kiedy donoszono Montiniemu o przewrotach militarnych, ten mówił: „Zajmijcie jakieś stanowisko”. „To ty powinieneś zająć stanowisko, w końcu jesteś papieżem” – słyszał w odpowiedzi, mimo to nadal milczał. Zamach w Chile miał miejsce w 1973, w Argentynie w 1976 roku. Pontyfikat Karola Wojtyły rozpoczął się w 1978 roku. Pinochet działał spokojnie przez pięć lat rządów Pawła VI.
Gdyby Paweł VI i oczywiście później Jan Paweł II opowiedzieli się przeciwko przewrotom wojskowym w Ameryce Łacińskiej, uratowaliby życie setek tysięcy ofiar.
Jak Kościół zachował się wobec tego, że w niewyjaśnionych okolicznościach znikało tyle osób? Ginęli także księża, zakonnicy i biskupi podejrzewani o sympatie lewicowe. Kościół też na to nie reagował?
W Argentynie osoby zaczęły znikać w 1976 roku. Na początku zdesperowani bliscy – wśród nich ja jako wuj młodej dziewczyny – przychodzili do kościołów. Liczyli, że z pomocą księży uda im się dowiedzieć, co się dzieje z desaparecidos.
Niedługo po przewrocie wydarzyła się rzecz groźna. W odwecie za atak na siedzibę policji specjalnej wojskowi dokonali masakry w kościele Świętego Patryka w dzielnicy Belgrano w Buenos Aires. Zamordowali trzech księży i dwóch seminarzystów. Ofiary to: Alfredo Leaden, Alfredo Kelly, Pedro Duffau, Salvador Barbeito, Emilio Barletti. Masakra miała miejsce czwartego lipca 1976 roku. Ofiarami byli członkowie zakonu ojców pallotynów, uważani za postępowych, a nawet za marksistów. To była egzekucja przeprowadzona pod osłoną nocy przez pięcioosobowe komando. W 1986 roku argentyński dziennikarz Eduardo Kimel opublikował książkę La masacre de San Patricio (Masakra u Świętego Patryka), w której twierdzi, że zbrodnia została dokonana przez oficerów i żołnierzy (Perníasa, Aristegui, Cubala, Vallejosa) z przyzwoleniem władz wojskowych oraz Kościoła.
Po masakrze w kościele Świętego Patryka hierarchia argentyńska wyraziła zdziwienie i odprawiła nabożeństwo za dusze zmarłych, w którym uczestniczyli także zabójcy. Krąży anegdota, że Pio Laghi udzielił im nawet komunii.
Kościół w Argentynie zareagował bardzo ulegle, Watykan natomiast nie powiedział ani słowa.
To było przyzwalające milczenie, bo Kościół argentyński był wtedy bardzo silny i wpływowy i gdyby zareagował na masakrę, nie dałby wojskowym wolnej ręki.
Zostało zamordowanych także dwóch biskupów. Jednym z nich był Enrique Angelelli, arcybiskup La Rioja. Wystąpił on w obronie dwóch zaginionych księży, był więc niewygodny. Czwartego sierpnia 1976 roku, gdy jechał samochodem wraz z księdzem Arturem Pinto, jego auto fiat 125 – któremu drogę zajechała ciężarówka wojskowa – uległ wypadkowi. Dopiero po latach odkryto prawdę, że Angelelli i Pinto zostali zabici. Miałem okazję rozmawiać w Rzymie z kardynałem Raulem Franciskiem Primatestą, arcybiskupem Cordoby. Zapytałem go podczas konferencji prasowej, czy Angelelli został zabity? Odpowiedział mi: „Nie mów takich rzeczy, to był wypadek”.
Musiało upłynąć dużo czasu, zanim można było powtórnie zbadać zwłoki i zebrać zeznania świadków. Dziś oficjalne wiadomo, że biskup został zamordowany.
Rok później, jedenastego lipca 1977, także inny biskup, Carlos Horacio Ponce de León, zginął w wypadku samochodowym, którego okoliczności nie do końca są jasne. Przyczyną było również zderzenie z samochodem wojskowym. Biskup wiózł dokumentację osób zaginionych w jego diecezji. Podczas „brudnej wojny” zginęło co najmniej dwudziestu niewygodnych księży, na co hierarchia w gruncie rzeczy nie zareagowała.
Kardynał Jorge Mario Bergoglio, arcybiskup Buenos Aires, przewodniczący Konferencji Episkopatu Argentyny – a także kardynał, który na konklawe po śmierci Jana Pawła II otrzymał bardzo wiele głosów i nadal jest uznawany za jednego z papabilich – swego czasu był oskarżany o to, że zdradził dwóch swoich zakonników, jezuitów Orlanda Yorio i Francisca Jalicsa, którzy zostali porwani i torturowani. Co mówi się o tym w Argentynie?
Kiedy wybuchł ten skandal, Bergoglio był prowincjałem jezuitów. Obaj porwani zakonnicy pracowali z biednymi w jednej ze wspólnot podstawowych w dzielnicy Bajo Flores w Buenos Aires. Byli podejrzewani o sympatyzowanie z teologią wyzwolenia. Przeszkadzali wojskowym, których zdaniem prowadzili działalność rewolucyjną i podburzali ludzi.
Bergoglio zawsze twierdził, że to nieprawda.
W rzeczywistości są świadkowie i dokumenty, które mówią, że to właśnie on doniósł na nich reżimowi wojskowemu.
Oddziały specjalne uprowadziły dwóch zakonników, nie zabiły ich jednak, gdyż podobno sam Bergoglio się temu przeciwstawił, bojąc się konsekwencji.
Cała historia wyszła na jaw już dawno temu i w związku z tym trudno zrozumieć jak kardynał Bergoglio mógł być brany pod uwagę jako kandydat na papieża i otrzymać tyle głosów. Jezuici całkowicie się od niego odwrócili.
Odwiedziłem kiedyś zakon jezuitów w Rzymie i podczas luźnej rozmowy z przełożonym zapytałem, ilu mają kardynałów. Wymienił wielu, dodając jednak, że jezuici są zakonnikami i nie ubiegają się o honory, to papież ich nominuje. Powiedziałem wtedy, że my, Argentyńczycy, mamy kardynała Bergoglio, który jest jezuitą, i zapytałem, czy często gości w ich klasztorze. Przełożony zakonu popatrzył na mnie lodowatym wzrokiem i odparł tylko, że kardynał Bergoglio nigdy nie chodzi tymi korytarzami. To mówi wszystko.
Orlando Yorio i Francisco Jalics zostali w końcu zwolnieni i otrzymali zgodę na opuszczenie Argentyny. Yorio już nie żyje, Jalics natomiast w 1995 roku wydał książkę Ejercicios de meditación (Ćwiczenia medytacyjne), w której opowiedział wszystko.
Jorge Mario Bergoglio został natomiast nominowany arcybiskupem Buenos Aires i prymasem Argentyny – po śmierci kardynała Antonia Quarracino i z jego namaszczeniem.
W 1979 roku, gdy w ESMA – Szkole Mechanicznej Marynarki Wojennej – zamienionej w centralę tortur i nielegalne więzienie, miała się odbyć inspekcja Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka, wszyscy więźniowie zostali przewiezieni na należącą do Kościoła wyspę El Silencio (Cisza), gdzie często odpoczywał kardynał Aramburu. Horacio Verbitsky napisał o tym książkę, w której stwierdził, że „był to jedyny obóz koncentracyjny na terenie kościelnym”.
To prawda. Wyspa El silencio należała do Kościoła i zostali na nią przewiezieni więźniowie z EsMA, podczas gdy w budynku szkoły odnowiono wszystko, a na miejscu sal tortur zbudowano łazienki, aby ukryć przed Międzynarodową Komisją Praw Człowieka to, co tam się działo. Episkopat w tym dopomógł. W książce Horacia Verbitsky‘ego, która ukazała się w 2005 roku, są świadectwa ofiar, które przeżyły.
W maju 2012 roku Verbitsky udzielił ciekawego wywiadu argentyńskiemu dziennikowi „Tiempo”, w którym powiedział, że jednak nie był to jedyny obóz koncentracyjny na terenach kościelnych, ale na razie nie chce zdradzać szczegółów. Dodał też, że pisząc swoją książkę, myślał, że Kościół ograniczył się do milczenia, i tytuł, który jej nadał – El Silencio (Cisza) – był tego metaforą.
Teraz twierdzi, że Kościół odpowiada za współudział.
Czy księża uczestniczyli także w torturach?
Tego nie stwierdzono. Wielu księży natomiast udzielało rozgrzeszenia i komunii osobom skazanym na loty śmierci, przed wstrzyknięciem im zastrzyku usypiającego. Kościół dawał im w ten sposób wsparcie i starał się, aby umierali po ludzku i nie cierpieli. Wygląda na to, że metoda zabijania „wywrotowców” została zaakceptowana przez hierarchię kościelną i uznana za chrześcijańską. Kapelani rozgrzeszali zabójców wykonujących rozkazy, używając metafor biblijnych, jak „puryfikacja” czy „oddzielanie ziarna od plew”. Pewien kapelan, którego nazwiska nie chcę wymieniać, wyznał mi szczerze, z rozbrajającą naiwnością: „W wielu przypadkach mogliśmy ich nawet wyspowiadać, udzielaliśmy im komunii. Umierali po chrześcijańsku” .
Christian von Wernich, kapelan Policji Prowincji Buenos Aires, przyznał się do uczestnictwa w torturach. W 2007 roku sąd argentyński skazał go na dożywocie za uprowadzenie czterdziestu dwóch osób, z których siedem zostało zabitych, a reszta była torturowana.
(…)
Teraz, gdy po trzydziestu latach udało się wreszcie doprowadzić do skazania osób odpowiedzialnych za zbrodnie reżimu wojskowego, rozpoczęła się w Argentynie również dyskusja na temat współodpowiedzialności Kościoła. To bardzo bolesny, ale i bardzo żywy temat w Pana kraju. Jakie stanowisko zajmuje obecnie Kościół?
We wrześniu 2012 roku grupa wpływowych osób – intelektualistów, dyplomatów, przedstawicieli organizacji zajmujących się prawami człowieka, a także duchownych wielu kongregacji – której przewodził były ambasador Hernán Patiño Mayer, wystąpiła do Konferencji Episkopatu Argentyny z prośbą o wyjaśnienie roli Kościoła w okresie dyktatury. Powodem były wypowiedzi Jorge Rafaela Videli opublikowane w książce Disposición final, w których były dyktator oskarżył otwarcie argentyńską hierarchię kościelną, mówiąc, że łamanie praw człowieka odbywało się za jej przyzwoleniem.
W odpowiedzi – w listopadzie 2012 roku – Kościół argentyński ogłosił, że w celu dotarcia do prawdy przeprowadzi dochodzenie dotyczące relacji jego przedstawicieli z reżimem wojskowym, zaprzeczył jednak „jakimkolwiek formom kolaboracji między władzami kościelnymi a ówczesnym reżimem wojskowym”.
Krąży anegdota, według której kardynał Antonio Quarracino, gdy odwiedził generała Videlę podczas jego pierwszego pobytu w więzieniu, usłyszał od niego: „Jestem tutaj, bo robiłem to, co mi kazaliście”. Czy anegdota mówi prawdę, czy nie, faktem jest, że Kościół pobłogosławił juntę wojskową i rozgrzeszył jej zbrodnie. Niestety, w Ameryce Łacińskiej historia zawsze się powtarza: religia służy usprawiedliwieniu przemocy – tak było od czasów konkwistadorów, którzy koniecznością ewangelizacji niewiernych tłumaczyli wymordowanie 80 procent rdzennej ludności.
Przynajmniej Kościół już dziś nie mówi, że nie ma archiwum.
Kiedy zginęła moja bratanica, siostra chodziła co tydzień do kościoła, zanosząc różne dokumenty na temat jej życia. Kościół zbierał wszystko. Jeśli dokumentów dotyczących desaparecidos nie ma w archiwach diecezjalnych, są w archiwum nuncjatury, jeśli nie ma ich tam, to gdzie powinny być? W Watykanie. Wiemy, że Kościół niczego nie wyrzuca, gromadzi wszystko.
Fragment książki Agnieszki Zakrzewicz „Głosy spoza chóru”, która ukaże się w kwietniu 2013 roku nakładem wydawnictwa Czarna Owca. W publikowanym fragmencie pominięto przypisy.
Julio Algañaraz – jest korespondentem zagranicznym argentyńskiego dziennika „Clarín” we Włoszech i w Watykanie oraz członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Zagranicznych we Włoszech. Mieszka i pracuje w Rzymie. Pisze o polityce, kulturze oraz Kościele. Wykładał dziennikarstwo w Buenos Aires. Wraz z żoną Cristiną Mihurą od lat zajmuje się problemem desaparecidos w Ameryce Łacińskiej.
Czytaj też rozmowę z Agnieszką Zakrzewicz na temat wyboru kardynała Bergoglio na papieża