Czy Grecja pod rządami Syrizy stanie się rosyjskim lotniskowcem w południowej Europie?
Prasa biznesowa całej Europy uderza w dramatyczne tony, a i w polskich mediach przeważają głosy pełne obaw o wzmocnienie – po wyborach sprzed tygodnia – „prorosyjskiej partii” w UE. „Gazeta Wyborcza” przypomina, że obecny minister spraw zagranicznych Grecji jeszcze niedawno zapraszał na wykład uniwersytecki do Pireusu Aleksandra Dugina, a premier Tsipras w Moskwie głośno potępiał „ukraińskich faszystów”. Przypomina się również o proradzieckich sympatiach greckich komunistów i w ogóle lewicy w latach 80., a także radykalnej krytyce europejskiego establishmentu i wpływów amerykańskich w Europie.
Wczorajsze negocjacje w Brukseli nie dają jednoznacznych wniosków w temacie „opcji prorosyjskiej” nowego lewicowego rządu. Zachowawczość Greków w sprawie sankcji niewiele się różni od postawy Niemiec czy Włoch, dużo ciszej krytykowanych, a w rozmowach Nikosa Kodziasa z szefem ukraińskiej dyplomacji udało się – na to wygląda – znaleźć wspólny język.
Jakie są zatem realne przesłanki do tego, by Grecja stała się „koniem trojańskim” Rosji w Europie, blokującym wspólne stanowisko wspólnoty w sprawach zagranicznych? A przynajmniej – by dawała silniejszym i możniejszym, z Niemcami na czele, wygodny pretekst do złagodzenia kursu, na którym może im z różnych powodów zależeć?
Rosja nie pomoże spłacić Grecji wielomiliardowego długu denominowanego w euro, bo sama cierpi na niedostatek twardej waluty; okres węglowodorowej prosperity przynajmniej na jakiś czas się skończył, a wraz z nim hojne oferty Kremla dla kandydatów na nowe „bratnie narody”. Nie znaczy to oczywiście, że Rosja nie ma na Grecję wpływu – poprzez pośrednie uzależnienie, ale także bezpośrednie instrumenty nacisku. Kontrsankcje nałożone na unijną żywność – poza zamknięciem samego rynku rosyjskiego – powodują generalną obniżkę cen produktów rolnych w Europie, uderzając przez to w greckich eksporterów; spadek kursu rubla wyraźnie zmniejsza liczbę rosyjskich turystów na greckich plażach, i to pomimo ogólnego spadku tamtejszych cen. Skala strat, które byłyby do udźwignięcia w normalnych warunkach, w gnębioną spadkiem produkcji gospodarkę uderza nieproporcjonalnie mocno. Zwłaszcza że Grecy uzależnieni są od dotychczasowych kontraktów na dostawy ropy i gazu, podpisanych – warto przypomnieć – przez poprzedni, centroprawicowy rząd. Jednym z najmocniejszych instrumentów presji Rosji na Grecję jest umowa między greckim koncernem gazowym Depa a Gazpromem, skonstruowana na zasadzie take-or-pay. W sytuacji kryzysowego załamania greckiego popytu na gaz aż o 35 procent w roku 2014 nowy rząd musi się zmierzyć z rachunkiem rzędu 100 milionów euro za niewykorzystane dostawy. O tym, jak bardzo postawa Greków wobec Rosji determinowana jest ekonomicznie, a nie „ideologicznie” (względnie „sentymentalnie”) niech zaświadczy również fakt, że rosyjski Gazprom o mało nie wszedł w posiadanie wspomnianej Depy przy pełnym entuzjazmie poprzedniego premiera Samarasa i Nowej Demokracji – sprzedaż spółki Rosjanom zablokowali w lutym zeszłego roku Amerykanie i Komisja Europejska.
O ile mniejszy koalicjant Syrizy, ANEL, zdradza wyraźne powinowactwa ideologiczne z obecnym kursem władz rosyjskich, o tyle partia Tsiprasa nie ma specjalnie czego szukać w opowieściach o wspólnocie obrony tradycyjnych (prawosławnych) wartości, którymi raczył słuchaczy w Pireusie wspomniany już Dugin. Jedyna – obok historycznych sentymentów lewicy greckiej wobec ZSRR – wspólna platforma Tsiprasa i Putina mogłaby dotyczyć krytyki hegemonii takich instytucji jak MFW i szerzej trojka, czy ogólnie narzucania słabszym neoliberalnego modelu gospodarczego przez możnych tego świata. I tu właśnie leży pies pogrzebany.
Bo skoro priorytetem greckiego rządu jest wyprowadzenie kraju z gospodarczej zapaści i restrukturyzacja zadłużenia, to prorosyjskość, względnie „proputinizm” Tsiprasa będzie funkcją oporu Unii Europejskiej wobec modyfikacji brutalnej polityki cięć.
Z punktu widzenia rosyjskiego sytuacją idealną byłoby wystąpienie (wykluczenie?) Grecji ze strefy euro. Kreml uzyskałby niesłychanie mocną dźwignię – cenę ropy i gazu, nieproporcjonalnie ważną dla Grecji w wypadku powrotu do mocno zdewaluowanej drachmy – z której zapewne chętnie by korzystał, by uczynić z upadłego, ale wciąż dysponującego głosem w Radzie Europejskiej kraju bezwolne narzędzie wewnątrzunijnej divide et impera. Dopóki Grecja w strefie euro pozostaje, instrumenty rosyjskiego nacisku na ten kraj wydają się możliwe do zrównoważenia – o ile oczywiście europejskim elitom politycznym wystarczy do tego woli.
Odpowiedzią na zależność Greków od Moskwy – od tamtejszej polityki, ale także po prostu sytuacji gospodarczej, vide rosyjscy turyści – jest zmiana polityki gospodarczej UE dokładnie w tym kierunku, który lewica, w tym Syriza, postuluje od dłuższego czasu. A konkretnie? Hamowany dotychczas wzrost płac w krajach Północy, na czele z Niemcami, powiększyłby rynek zbytu dla krajów Południa; restrukturyzacja długu i zamiana na „zerokuponowe” obligacje EBC spłacane ze wzrostu odciążyłyby zarzynany obecnie grecki budżet i pozwoliły stymulować popyt wewnętrzny. A postulowane przez Syrizę powstrzymanie wymuszanej dotąd przez trojkę wyprzedaży aktywów publicznych zmniejszyłoby zagrożenie, że strategiczne sektory gospodarki (w rodzaju spółki gazowej Depa, którą Nowi Demokraci chcieli sprzedać Rosjanom, ale także portu w Pireusie, na który apetyt mają Chińczycy) znajdą się w rękach podmiotów… niekoniecznie przyjaznych Unii Europejskiej.
Słusznie apelując o europejską solidarność w obronie Ukrainy (co dziś oznacza: przeciwko Putinowskiej Rosji) warto pamiętać, że jej warunkiem jest społeczna i polityczna spójność projektu europejskiego. Bez zmiany obecnej polityki cięć będzie o nią niezwykle trudno.
Dziennik Opinii o zwycięstwie Syrizy w wyborach w Grecji:
Igor Stokfiszewski: Nadzieja jest mistrzem z Grecji
Ula Lukierska, Michał Sutowski: Kto się boi Syrizy?
Jakub Majmurek: Syriza: ze skłotów i fakultetów do władzy
James Galbraith, Europa ma w ręku trzy kije. Ale Grecja nie jest bez szans
Cezary Michalski: Lula czy Chavez