Naukowcy, którzy negują szkodliwość wirusa HIV, spowodowali śmierć tysięcy ludzi.
Chyba nigdy w życiu nie rozmawiałem z tak absolutnie pewnym siebie, a zarazem spokojnym, sympatycznym i poukładanym człowiekiem. David Rasnick – doktor biochemii i jeden z najbliższych współpracowników prof. Petera Duesberga, ekscentrycznego przywódcy osobliwego ruchu AIDS-negacjonistów – jeszcze tego samego dnia odpisał mi na maila z prośbą o udzielenie wywiadu. „Nie ma problemu, możemy porozmawiać przez Skype’a”, oznajmił i dwadzieścia cztery godziny później mogłem już swobodnie zadawać mu pytania. Na każde odpowiadał błyskawicznie, bez mrugnięcia okiem, zawsze z dobrotliwym uśmiechem: „HIV jest całkowicie niegroźnym wirusem”; „Zjawisko określane mianem AIDS to efekt osłabienia systemu odpornościowego przez używanie narkotyków i hulaszczy tryb życia”; „Ludzie, którzy umierają na AIDS, umierają z powodu dewastacji, jaką w ich organizmie czynią podawane im leki”; „Tak, owszem, cały medyczny establishment jest w błędzie, a tylko ja, Duesberg i kilku innych mówimy prawdę, dlatego wyrzucają nas z uczelni, nie chcą drukować naszych artykułów i bezprzykładnie nas oczerniają”.
A co z Christine Maggiore? – zapytałem w pewnym momencie.
Wymysł konsorcjum
Maggiore – która w 1994 roku, po dwóch latach od pozytywnego wyniku testu na obecność wirusa HIV, poznała Petera Duesberga i za jego namową odstawiła leki antyretrowirusowe – założyła w Kalifornii organizację Alive & Well AIDS Alternatives, zajmującą się propagowaniem teorii, w myśl której szkodliwość HIV jest w całości wymysłem farmaceutyczno-medycznego konsorcjum. Udzielała wywiadów prasie i telewizji, przekonywała, że mimo braku jakiegokolwiek leczenia, czuje się doskonale i jest chodzącym okazem zdrowia, a wszystkich nosicieli HIV namawiała do zapisywania się do organizacji i podążania tą samą drogą. W tę działalność od samego początku zaangażowany był także jej mąż, który – mimo tego, że nie używali prezerwatyw – nigdy nie zakaził się HIV. Nosicielem nie był także jej syn, u którego wykonano kilka testów. Maggiore nie pozwoliła jednak nigdy przebadać swojej córki Elizy Jane, urodzonej w 2002 roku, którą od samego początku karmiła piersią – co radykalnie zwiększa ryzyko przeniesienia wirusa z matki na dziecko. W wieku trzech lat i pięciu miesięcy Eliza Jane zmarła, a wyniki autopsji nie pozostawiały wątpliwości, że przyczyną śmierci było AIDS: rozległe obustronne zapalenie płuc, grzybica, zmiany w mózgu charakterystyczne dla infekcji HIV, obecność wirusa w tkankach. Maggiore zanegowała jednak całkowicie wyniki autopsji i – wspierając się opinią zaprzyjaźnionego z jej organizacją „eksperta”, z wykształcenia będącego… weterynarzem – wydała specjalne oświadczenie, w którym ogłosiła, że jej córka zmarła najprawdopodobniej z powodu reakcji alergicznej na amoksycylinę, antybiotyk, który podano jej, kiedy trafiła do szpitala. Tę wersję wydarzeń wsparła Celia Farber, znana amerykańska dziennikarka, która – sama nie będąc nosicielką HIV – jest jedną z najbardziej zaangażowanych propagatorek teorii Duesberga. Sprawa wywołała ogromne kontrowersje, pediatra, który opiekował się Elizą Jane został postawiony przed sądem, w mediach przetoczyła się burzliwa dyskusja o granicach wolności rodzicielskiej – ale Christine Maggiore, zgodnie z koncepcją dysonansu poznawczego Leona Festingera, nie tylko nie odstąpiła od swoich przekonań, ale jeszcze bardziej je wzmocniła.
Trzy lata później – w wieku 52 lat – zmarła na rozległe obustronne zapalenie płuc. Opinia lekarzy również była jednoznaczna – śmierć nastąpiła w wyniku nieleczonej infekcji HIV.
Co zatem z Christine Maggiore? – zapytałem Davida Rasnicka. Nie mieliście z Duesbergiem żadnych wątpliwości? Nie czujecie się odpowiedzialni za śmierć tej kobiety i jej córki? „Ależ skąd”, odparł Rasnick ze swoim dobrotliwym uśmiechem. „Ludzie po prostu czasem umierają. Faktycznie, Eliza Jane umarła – tak się złożyło, dzieci czasami umierają. A potem umarła Maggiore. Owszem, umarła, ludzie umierają. Tacy, którzy nie są nosicielami HIV też, zgodzi się pan, prawda? Jej śmierć nie miała jednak żadnego związku z HIV, ponieważ HIV, jak już panu powiedziałem, jest kompletnie nieszkodliwym wirusem. Sam więc pan rozumie, że suponowanie, jakoby to właśnie HIV, był przyczyną śmierci Maggiore i jej córki, to kompletny absurd, nieprawdaż?”.
Tysiące ofiar
Ta samopotwierdzająca się pętla logiczna jest dla AIDS-negacjonistów modelowa.
I trudno uwierzyć, że tego rodzaju szaleńcze koncepcje głosi Peter Duesberg, profesor biologii molekularnej i komórkowej, urodzony w 1936 roku w Niemczech naukowiec, który w latach 60. przyjechał do Berkeley, gdzie zajmował się badaniami nad genetyką i jako pierwszy oznaczył onkogeny. Traktowano go wówczas jak genialnego odkrywce, który z całą pewnością otrzyma w przyszłości Nagrodę Nobla. Bliskim przyjacielem Duesberga był kolega z tej samej uczelni, prof. Robert Gallo – jeden z odkrywców wirusa HIV i jego związku z AIDS. Kiedyś – w epoce poprzedzającej pojawienie się AIDS – Gallo wygłaszał o Duesbergu peany. Dzisiaj na dźwięk jego nazwiska dostaje szału i nazywa go bez ogródek szaleńcem oraz człowiekiem odpowiedzialnym za śmierć setek tysięcy ludzi. Chodzi bowiem nie tylko o Christine Maggiore i jej córkę, ale o rzeszę ludzi, którzy wskutek działań Duesberga, Rasnicka i innych (do wielkich admiratorów Duesberga zalicza się także między innymi Karry Mulis, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii, znany także z zamiłowania do psychodelików), stracili życie. Seth Kalichman, autor książki „Denying AIDS: Conspiracy Theories, Pseudoscience and Human Tragedy”, ocenia, że ich liczba może sięgać około pół miliona. W 2000 roku Duesberg – wraz z czterdziestoma czterema innymi AIDS-negacjonistami – pojechał do RPA na zaproszenie ówczesnego prezydenta Thabo Mbeki. Doradził mu wówczas zaprzestanie importu leków antyretrowirusowych. Wskutek „zdrowotnej” polityki Mbekiego – który zresztą po kilku latach zerwał wszelkie stosunki z negacjonistami – w samej tylko Afryce zmarło około trzysta trzydzieści tysięcy ludzi. Wśród nich było co najmniej kilkaset osób, uczestniczących w programie opracowanym przez Rasnicka i Matthiasa Ratha – niemieckiego propagatora i producenta suplementów diety – w ramach którego, opierając się na hipotezach Duesberga, zakażonym HIV Afrykańczykom podawano, zamiast leków antyretrowirusowych, wielowitaminowe preparaty. O ile bowiem europejskie AIDS to wedle Duesberga i jego współpracowników efekt nadużywania narkotyków, o tyle AIDS afrykańskie to po prostu efekt niedożywienia i braku witamin. Zarówno Rath, jak i Rasnick zostali w pewnym momencie wydaleni z RPA – i do dzisiaj mają zakaz wjazdu do tego kraju.
Tymczasem Duesberg ma doskonałe samopoczucie. Od samego początku negował związek pomiędzy HIV i AIDS, twierdząc, że AIDS jest wynikiem ekscesywnego trybu życia prowadzonego przez gejów. Summę swojej argumentacji zawarł w książce „Inventing The AIDS Virus”, która przez znawców problematyki uznawana jest za klasyczny przykład pseudonauki, w której selektywnie dobierane fakty poddawane są kompletnie arbitralnym i niemającym nic wspólnego z rzeczywistością interpretacjom. W wywiadach i tekstach podkreśla cały czas, że hipoteza o związku HIV z AIDS jest nonsensem, że chodzi wyłącznie o pieniądze firm farmaceutycznych oraz dumę skorumpowanych naukowców, którzy tyle czasu i pracy zainwestowali w przekonanie opinii publicznej o szkodliwości HIV, że – choć z pewnością znają prawdę – brakuje im dzisiaj odwagi, żeby zanegować swoje wieloletnie kłamstwa. AIDS-negacjoniści organizują własne konferencje i cały czas namawiają nosicieli HIV do zaprzestania jakiegokolwiek leczenia. Duesbergowi wielokrotnie próbowano odebrać z tego powodu stanowisko profesora w Berkeley – ale nie uczyniono tego nie tylko ze względu na jego wcześniejsze odkrycia, ale także ze względu na badania, jakie prowadzi obecnie, niemające żadnego związku z AIDS. Tym tematem bowiem – oficjalnie – władze uczelni zabroniły mu się w jego uniwersyteckim laboratorium zajmować. Dziś zresztą Duesberg także w odniesieniu do kwestii związanych z nowotworami, głosi koncepcje zaprzeczające swoim wcześniejszym odkryciom. Neguje bowiem całkowicie rolę genów w rozwoju nowotworów, w zamian stawiając hipotezę o zasadniczym znaczeniu wpływów środowiskowych. O ile jednak negacjonizm jest w jego wydaniu koncepcją zupełnie niewywrotną i klasycznie pseudonaukową, o tyle jego teoria dotycząca powstawania nowotworów jest przynajmniej falsyfikowalna. Duesberg ma jednak permanentne problemy ze zdobyciem grantów na swoje badania, a jeśli już jakieś udaje mu się mimo wszystko uzyskać – źródła zazwyczaj pozostają anonimowe.
Śmiercionośna nadzieja
AIDS-negacjonizm byłby tylko marginalnym ekscesem, dziwaczną karykaturą nauki, gdyby nie ilość ofiar, jakie pochłonął. Choć w późnych latach 80. dyskusje o roli HIV i mechanizmie jego działania były żywe, a stanowisko Duesberga było w nich brane pod uwagę jako jedna z możliwych opcji – rozwój medycyny rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące przyczyn AIDS. Jak mówi Robert Gallo – związek pomiędzy HIV a AIDS to najlepiej przebadany i udokumentowany temat w dziejach medycyny.
Jakim więc cudem Duesberg, Rasnick i inni negacjoniści uparcie trwają przy swoim stanowisku?
Jak to możliwe, że ludzie z naukowymi tytułami, eksperci w dziedzinie biologii molekularnej i wirologii, szczerze wierzą w teorie jawnie absurdalne i kontrfaktyczne? Byłoby to wyłącznie ciekawe zagadnienie z dziedziny psychologii, czy raczej psychopatologii – tak, jak ma to miejsce w przypadku Davida Irvinga i innych negacjonistów Holokaustu – gdyby nie fakt, że trujące teorie Duesberga i Rasnicka cały czas znajdują posłuch wśród nosicieli HIV. I zabijają ich w najstraszniejszy możliwy sposób – mamiąc fałszywą nadzieją, że nic im z powodu zakażenia nie grozi. W ten sposób skazują ich na śmierć, podczas gdy dzisiejsza medycyna potrafi zapewnić im długie życie. Czy zatem AIDS-negacjonizm powinien – tak jak negacjonizm Holokaustu w niektórych krajach – podlegać sankcjom prawnym? To temat na inny zupełnie tekst – ale niewątpliwie warto taką możliwość całkiem poważnie rozważyć.