Aby doprowadzić warszawskiego melomana do kompleksu postkolonialnego, nie potrzeba Monachium. Wystarczy Dobroń, Łowicz lub Mińsk Mazowiecki. Marcin Zaród (Klub KP w Łodzi) polemizuje z felietonem Michała Zadary.
Początek moich studiów zbiegł się z początkiem remontu Opery Bałtyckiej. W 2003 roku w drodze na kolokwium z analizy spotkałem wiolonczelistkę. Niby nic wjątkowego, ale wiolonczela w budynku głównym Politechniki Gdańskiej trochę mnie zaskoczyła.
Kiedy zacząłem rozwiązywać zadania, usłyszałem Vivaldiego. Muzycy pracowali na politechnice, kiedy absolwenci politechniki pracowali w operze. Ale budynek ten ma piękne tradycje muzyczne, bo już w 1938 roku fani Wagnera z Technische Hochschule der Freien Stadt Danzig szlifowali tu partię cór Renu na torpedy elektryczne G7e. Słuch muzyczny przydaje się również hydroakustykom.
Muzycy Opery Bałtyckiej mieli z Vivaldim problemy. My mieliśmy problemy z całkami. Jakiś czas później, pod koniec remontu, muzycy opanowali Vivaldiego i dali w salach PG darmowy koncert dla tych, którzy opanowali całki. Ci, którym to się nie udało, słuchali później orkiestr na przysięgach zasadniczej służby wojskowej. Ponieważ lubię, i Vivaldiego i całki, tamto kolokwium wspominam przyjemnie.
Daleko mi do wiedzy kulturalnej Michała Zadary. Deformuję i modyfikuję polipropylen, a nie dyskurs kulturalny. Jednak z sympatii dla tamtej wiolonczelistki grającej przy moim pierwszym kolokwium muszę odpowiedzieć Michałowi Zadarze.
Opera dla wszystkich – czytaj felieton Michała Zadary
Nie wiem, dlaczego wymienione przez Ciebie orkiestry nie wpadły na pomysł grania za darmo w Warszawie. Wiem za to, że Polska nie kończy się w Warszawie. Muzycy z Filharmonii Łódzkiej (to takie małe miasto pod Warszawą) od 2003 roku grają w miejscowościach województwa łódzkiego w ramach festiwalu "Kolory Polski". 15 lipca 2012 roku wystąpili w arboretum w Rogowie. Zamiast Wagnera grali symfoniczne wersje muzyki dla dzieci. Przyszło około trzystu osób, wstęp był darmowy.
Filharmonia Łódzka i województwo łódzkie organizują festiwal od dziewięciu lat. Co roku grają w małych i dużych miejscowościach. Na ogół lżejszy repertuar (bo to festiwal letni i popularny), ale zdarzają się też koncerty nieco bardziej awangardowe (beatbox, elektronika i poezja staropolska w Dobroniu 22 lipca – jeszcze zdążysz przyjechać!) albo klasyczne (rok temu w "Kolorach"
Haendel w interpretacji dawnej w Skierniewicach). Dobroń, Łowicz czy Sulejów nie są może Monachium ani Warszawą, ale w województwie łódzkim kilka razy w roku można za darmo posłuchać symfoników w przestrzeni publicznej. Bilet z Warszawy do Dobronia jest tańszy niż do Monachium.
Przy okazji możesz wpaść do Łagiewnik na dwudziestopięciolecie otwartych koncertów „Muzyka w starym klasztorze”. Starostwo powiatowe w Zgierzu (to też blisko Warszawy) zadbało o to, abyś mógł wejść za darmo. Wiele z tych koncertów odbywa się we wnętrzach religijnych, ale w małych miejscowościach trudno o przestrzeń publiczną z lepszą akustyką, dachem i darmowym czynszem. Byłoby świetnie, gdyby moi koledzy z politechnik mieli szansę na budowę sal koncertowych w każdej gminie, ale na razie jest to co jest.
Mińsk Mazowiecki nie ma własnej filharmonii, ale Dom Kultury w Mińsku od kilku lat organizuje plenerowe inscenizacje oper. 14 lipca w lokalnym amfiteatrze wystąpili poszukiwani przez Ciebie soliści Opery Narodowej. Wstęp był wolny, mińszczanie mogli wysłuchać Rigoletta. Nie wiem, czy soliści byli słabsi niż w Monachium, ale ponieważ chyba wolisz Verdiego od Wagnera (inaczej musiałbym przestać Cię lubić), mogłoby Ci się spodobać.
Istnieją w Polsce orkiestry i śpiewacy, którzy koncertują za darmo w przestrzeni publicznej. Istnieją województwa, gdzie w mniejszych miejscowościach raz do roku można za darmo i dzięki publicznym pieniądzom posłuchać Verdiego, Haendla czy choćby Kilara. Istnieją urzędnicy, którzy starają się, aby chociaż raz do roku w Grotnikach czy na Politechnice Gdańskiej można było doświadczyć ciekawej muzyki. Też bym chciał, aby było ich jak najwięcej, dlatego szanuję i chwalę tych, którzy robią dobrą robotę.
Aby doprowadzić Cię do kompleksu postkolonialnego, nie potrzeba Monachium. Wystarczy Dobroń, Łowicz lub Mińsk Mazowiecki.