Kultura

„Temat banalny, nie ukaże się”

Tak skwitowano debiutanckie opowiadanie znakomitej pisarki Zofii Romanowiczowej.

Miała 18 lat, kiedy Niemcy przyszli po jej ojca, który należał do Związku Walki Zbrojnej. Przestali go bić, dopiero gdy zaczęła rozpaczliwie krzyczeć po niemiecku. Widząc, że dziewczyna tak biegle włada językiem okupanta, oficer zabrał ją do furgonetki razem z przerażonym ojcem. Było to jedno z wielu masowych aresztowań w Radomiu, jakie miały miejsce na przełomie 1940/41.

To wydarzenie pisarka i eseistka Zofia Romanowiczowa uznała za najważniejsze w swoim życiu. Po latach umieściła je w jednym swoich opowiadań – Gąsce.

Felicja Zofia Romanowicz (od zawsze używała drugiego imienia), z domu Górska, urodziła się 18 października 1922 roku w Radomiu. Ojciec pisarki, Zygmunt Górski, od najmłodszych lat związany był z walką narodowowyzwoleńczą i polskim podziemiem niepodległościowym. W czasie I wojny światowej wstąpił w szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej. W trakcie służby w wojsku kształcił się w Szkole Oficerów Rachunkowych.

Swoje pierwsze teksty Zofia Górska publikowała na łamach czasopisma „Głosy Sztubackie” już jako uczennica radomskiego gimnazjum. Posługiwała się wówczas pseudonimem Claudia. Nikt wtedy jeszcze nie podejrzewał, że ta niepozorna blondynka z długim warkoczem o oczach, które „błękitniały smutkiem”, będzie autorką chwytających za serce obozowych wierszy i stanie się jedną z ważniejszych polskich pisarek emigracyjnych.

Zaczynając swoją przygodę z literaturą, Zofia wczytywała się w wiersze Leśmiana, Staffa czy Tuwima. Uczyła się ich na pamięć i napawała kunsztem słowa. Wiele lat później niejedną pajdę chleba w obozie będzie zawdzięczać znajomości poezji.

W 1942 roku trafiła do Ravensbrück jako więźniarka polityczna. W obozie przygotowywała się do matury, a pielęgnowanie życia kulturalnego i duchowego traktowała jako formę oporu wobec nazistów. Liczne więźniarki znały jej utwory: uczyły się ich na pamięć, wpisywały do zeszycików sporządzanych ze skrawków papieru bądź fragmentów niemieckich gazet. Wiersze poetki recytowała w obozie m.in. Zofia Rysiówna – znana po wojnie aktorka. Po wielu latach Romanowiczowa przyznała, że w Ravensbrück odczuwało się patriotyczno-moralny nacisk kobiet, które były jakimś autorytetem. Sama też czuła, że musi współwięźniarkom oddać cząstkę siebie niezbędną do przeżycia – właśnie w postaci poezji. Obóz postrzegała zawsze jako cenną lekcję w swojej pisarskiej edukacji. Pobyt tam pomógł jej bowiem zobaczyć człowieka „obnażonego”. „Widziałam jak dama okazywała się szmatą, a prosta dziewczyna wspaniałym człowiekiem”.

Oceniając swoje wiersze na chłodno, wyrażała się o nich w mało pochlebny sposób i nazywała przeciętnymi. Była jednak pewna, ze w tamtym momencie – innych nie mogła napisać. „W lagrowe niedziele, gdy je mówiłam głośno na szczelnie zapełnionym »trzeciaku« , wiedziałam, że mówię nie tylko dla wielu, a zamiast wielu, że wyrażam uczucia zbiorowe. Takiej atmosfery uniesienia, zespolenia nie sposób odtworzyć i wszelkie późniejsze satysfakcje czy nawet sukcesy są niczym.

Za miejscami rozdmuchaną martyrologię i patos Górska winiła ograniczenie edukacji. Większości obozowych poetek (w tym właśnie jej) brakowało przynajmniej 10 lat przedobozowego życia. W przerwanych wojną licealnych programach byli Trzej Wieszczowie, zresztą „cali we krwi”. Pasowali jak ulał do depresyjnego, wypełnionego śmiercią krajobrazu Ravensbrück. Więźniowie potrzebowali też krótkich, rymowanych wierszyków bądź piosenek, które łatwiej zapadały w pamięć i można było je sobie recytować w chwilach kryzysu. Dlatego też cieszyły się one większym powodzeniem niż proza czy utwory dramatyczne. Potrzeba powrotu do tego, co najoczywistsze, a także traktowanie twórczości jako formy terapii decydowały o nieoryginalności i wtórności poezji obozowej. Górska, mając świadomość swoich braków, do poezji wracała później niezwykle rzadko.

Jako była więźniarka okazała się inspirującym tematem dla Melchiora Wańkowicza. Poznali się we Włoszech tuż po wojnie. Zainteresowanie reportażysty wzrosło, gdy dowiedział się, że ma ona w dorobku „jakieś tam wiersze i w dodatku pisane tam – w obozie”. Wańkowicz poprzez swoją osobowość, jak również konkretne gesty, w znaczący sposób ukształtował Zofię Górską. Podarował jej maszynę do pisania i przekonał, że powinna zrezygnować z poezji na rzecz prozy (ona sama z biegiem lat zaczęła wstydzić się swoich wierszy, uważając je za grafomańskie). Znajomość z Wańkowiczem oparta była na relacji mistrz – uczennica, ale też była to przyjaźń przypominająca związek ojca z córką.

We Włoszech skończyła liceum. Jak sama mówiła, dzięki tej szkole miała okazję odzyskać utraconą młodość. Oczyszczającym było móc znowu bać się klasówki, a nie rozstrzelania.

Zofia nie chciała zostać w Polsce. Po wielu perturbacjach osiadła w Paryżu. W trakcie studiów na Sorbonie poślubiła Kazimierza Romanowicza i przyjęła jego nazwisko. Już od pierwszego spotkania miała poważne zamiary wobec tego zdolnego księgarza, eksporucznika II Korupusu. W 1965 roku Romanowicz powołał do życia oficynę wydawniczą Libella, która działała w stolicy Francji do 1990 roku. Szybko stała się jednym z najważniejszych ośrodków polskiej emigracji po II wojnie światowej. Pierwszą opublikowaną przez nią książką był debiut prozatorski Zofii Baśka i Barbara. Tłem powieści są lata 50., a główną bohaterką córka Zofii, Barbara Romanowicz-Jonkas. Krytycy literaccy postrzegają debiut pisarki jako zbiór luźnych gawęd, opowiadań, które tworzą zrównoważoną całość.

Książka została przyjęta przez polskie środowisko emigracyjne z dużym entuzjazmem, głownie dlatego, że dotykała problemu wychowania dziecka na obczyźnie, dwujęzyczności i szukaniu równowagi między wychowaniem w duchu narodowych tradycji a otwarciem na różnorodność kulturową nowego miejsca zamieszkania. Jedyną rzeczą, jaką mogli dać córce osobiście, był język. Tylko do jego nauki potrzebne było ich – rodziców – pośrednictwo. Do wszystkiego innego wystarczyła „pomoc i opieka”. Decyzja o uczeniu dziewczynki języka polskiego jako pierwszego, podstawowego, codziennego, spotkała się z niezrozumieniem otoczenia, tymczasem mówienie do córki po francusku matka odbierałaby jako „oddawanie komu innemu na wychowanie”. Była jednak jedną z pierwszych propagatorek bilingwizmu, który uważała za atut, a nie za brzemię (co było typową opinią w ówczesnym czasie).

Baśka, Barbara w subtelny i precyzyjny sposób opisuje piękno i ból porodu, dylematy i strach matki oraz szczególną więź między nią a dzieckiem. Wielu krytyków (głownie mężczyzn) skupiało się na silnie zaakcentowanym kobiecym pierwiastku książki przejawiającym się np. w zdolności ogarniania jednym rzutem oka wielu rozproszonych szczegółów. Książka mówi jednak w głównej mierze o lęku i niepokoju (oba te uczucia będą towarzyszyły Romanowiczowej na każdym etapie twórczości) pomieszanymi z tęsknotą za krajem i ratowaniem wszystkiego, co się z Polską wiąże i co jest najbliższe sercu.

Pomimo wielu obiekcji Zofia Romanowiczowa nie odrzuciła całkowicie tematyki więzienno-obozowej jako ważnego elementu swojej twórczości. Wątki biograficzne eksploatowała w takich utworach jak Przejście przez Morze Czerwone, Szklana kula, czy Łagodne oko błękitu. Ta ostatnia powieść jest świadomą parafrazą dramatu Szekspira o Romeo i Julii. To historia tragicznej miłości młodziutkiej pary, polskiej więźniarki i niemieckiego strażnika – ujęta w opowieść współwięzionej nauczycielki dziewczyny. Z kolei Przejście przez Morze Czerwone stanowi oryginalną i przenikliwą analizę z życia ekskacetówki. W pewnym momencie uznano nawet, że natchnieniem dla tej powieści Romanowiczowej był Marcel Proust. Na rozwój stylu w stronę powieści psychologicznej wpłynęła też z pewnością francuska awangarda i popularna w latach 50. noveau roman. Tę książkę okrzyknięto dojrzałą, przemyślaną i nieprzeciętną. Subtelnie odkrywa ona psychikę kobiety i skrupulatnie analizuje symptomy występujące u kogoś będącego na granicy choroby psychicznej. Bazą fabularną jest zawiedziona miłość kobiety, traumatyczne doświadczenia wojenne oraz dramatyczne wypadki algierskie w Paryżu. Z uwagi na główną bohaterkę, Żydówkę, która cudem uniknęła śmierci w Holokauście, i wyjątkową narrację kobiecą książkę zaczęto analizować z perspektywy genderowej.

Romanowiczowa nigdy nie była zaliczana do grona zdeklarowanych feministek. Jednakże dywagacje na temat feministycznego charakteru jej twórczości zaczęły przybierać na sile przy okazji opublikowania Słońca dziesięciu linii. Krytyk Paweł Zaremba określił tę powieść jako „ogromnie prawdziwą”. Pisał o niej: „Na prawdziwość utworu składają się sugestywnie ukazane przeżycia i stany psychiczne bohaterki takie jak niewyżyte tęsknoty, zahamowania nerwowe, inercja woli, kompleks strachu”.

Trzeba pamiętać, że w latach 60. rozważanie cech literatury pisanej przez kobiety zasadniczo nie wykraczało poza sferę intuicji i stereotypów. Dopiero dzięki dynamicznemu rozwojowi krytyki feministycznej w Polsce na początku lat 90. możliwa była mniej ograniczona interpretacja wielu dzieł literackich, w tym prozy Romanowiczowej.

Podstawową kwestią poruszaną w prozie pisarki jest wyobcowanie bohaterów powodowane wojenną traumą i emigracyjnym wykorzenieniem. Książki Romanowiczowej trudno dziś spotkać w polskich bibliotekach, a przecież napisała ich całkiem sporo i została laureatką wielu prestiżowych, literackich nagród. Mimo niekwestionowanych zasług dla środowiska emigracyjnego nie było jej dane awansować w poczet znanych, hołubionych pisarzy polskich. Zaczęło się to zmieniać na początku XXI wieku. W 2008 roku opublikowano książkę Życie powtórzone Anny Jamrozek-Sowy w całości poświęconą twórczości pisarki emigracyjnej.

Powolne odkrywanie Zofii Romanowiczowej w Polsce zbiegło się z jej śmiercią, która miała miejsce w 2010 roku. Ówczesne nekrologi tytułowały ją mianem jednej z najwybitniejszych pisarek XX wieku i ikony polskiej emigracji. Jej przenikliwe, nacechowane dużą uważnością i psychologiczną precyzją utwory były głośno komentowane w zagranicznych kręgach literackich. I pomyśleć, że jej debiutanckie opowiadanie zgłoszone na szkolny konkurs zostało opatrzone komentarzem „Temat banalny, nie ukaże się. Radzimy przestać pisać w ten sposób”.

Wodiczko-Socjoestetyka

 

**Dziennik Opinii nr 292/2016 (1492)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij