„Okazał się kolejnym mężczyzną, który chciał mnie czegoś nauczyć” – to zdanie pojawia się w powieści kilka razy, często kiedy bohaterka poznaje kogoś nowego i chce z nim po prostu porozmawiać. O książce Sheili Heti How should a person be pisze Barbara Szelewa.
Do sięgnięcia po tę książkę zachęciła mnie recenzja w „New Yorkerze”. „To inne kobiety […], nie mężczyźni, najsilniej wpływają na przemianę dziewczyn w kobiety. Inne kobiety, nie mężczyźni, pomagają im wyrazić siebie i siebie odkrywać. Inne kobiety, nie mężczyźni, są świadkami momentów triumfu i tragedii młodych kobiet. To w innych kobietach, a nie mężczyznach, jednocześnie się odnajdujemy i zatracamy” – napisała Anna Holmes, trafnie podsumowując jeden z najważniejszych dla mnie wniosków, jakie można wyciągnąć z tej opowieści.
Wydawca poprzedniej książki Sheili Heti – mężczyzna – uznał, że ten tekst do niczego się nie nadaje. Nowatorska forma, dziwna treść wypełniona rozmowami głównie między dwiema głównymi bohaterkami – artystkami, przyjaciółkami, z których jedna wciąż szuka swojej tożsamości. Książka nosi podtytuł: powieść z życia, sugerujący, że bohaterowie i zdarzenia, a nawet całe rozmowy, nie są do końca wymyślone przez pisarkę.
Główna bohaterka, Sheila, próbuje napisać sztukę, którą jej zlecono. Pomocy szuka u przyjaciół, a zwłaszcza u Margaux, artystki wizualnej. Nagrywa ich rozmowy na dyktafon licząc na to, że pomoże jej to zrozumieć, jaka chciałaby być albo kim naprawdę jest, a tym samym pomoże jej to w wykonaniu zadania. Sheila chce być wyjątkowa, kochana, dobra, u przyjaciół wybiera cechy, które sama chciałaby mieć. Nie można robić nic na siłę i przede wszystkim, trzeba pozwalać sobie na porażki i nie wolno bać się zmian – takie dość banalne, ale istotne wnioski wyciąga główna bohaterka na końcu swych poszukiwań. Przede wszystkim nie można dopuścić do sytuacji, w której ktoś nas do czegoś przymusza.
Margaux jest najważniejsza. Pojawiła się w życiu Sheili, kiedy ta miała 25 lat i, jak wyznaje w prologu, wcześniejsze życie przeżyłaby spokojniej, gdyby wiedziała, że gdzieś na świecie jest taka dziewczynka, jak Margaux. Ta przyjaźń jest dla Sheili zaskoczeniem, bo dotąd dogadywała się głównie z facetami – łatwo się w niej zakochiwali, łatwo kumplowali, zawsze czuła, że chcą się nią zaopiekować. Coś jednak było nie tak.
„Okazał się kolejnym mężczyzną, który chciał mnie czegoś nauczyć” – to zdanie pojawia się w powieści kilka razy, często kiedy bohaterka poznaje kogoś nowego i chce z nim po prostu porozmawiać. Mężczyźni nie słuchają albo słuchają tylko po to, żeby oświecić nas swoją dobrą radą. Bywają męczący, na przykład obcy, który się uśmiechnie, istnieje groźba, że będzie chciał zagadnąć i będzie jak zwykle. Czasem najlepiej taki uśmiech zignorować, dla świętego spokoju. W powieści mężczyźni występują jako dodatek, tło albo ilustracja wcześniejszego życia.
Sheila wyszła młodo za mąż. „Chciałam być ideałem i wierzyłam, że dzięki małżeństwu stanę się tą prostolinijną i dobrą osobą, jaką chciałam pokazywać światu”. Miała nadzieję, że wpisanie się w trwałą strukturę, jaką jest małżeństwo, przyniesie jej spokój, że poczuje się zdefiniowana. Rozwiodła się po trzech latach, kiedy zrozumiała, że zrobiła coś sztucznego, wbrew sobie, nie rozwiązało to jej problemów, a tylko jakby zatrzymało w rozwoju, zamknęło, przydusiło.
Jest jeszcze jeden bohater – aktualny superkochanek. Sheila ma do niego spory dystans. Wie, że zaangażowanie w związek odciągnie ją od pracy i poszukiwania odpowiedzi na zasadnicze pytania. Facet ją jednak pociąga, musi więc trochę ze sobą walczyć. Jednocześnie opisuje, jak spełnianie męskich seksualnych fantazji zazwyczaj odbywa się wbrew jej woli, kobiecie te rzeczy wydają się nie tylko poniżające, ale jednocześnie głupie. Pewien swoich seksualnych atutów facet zmienia się w tej powieści w takie małe, głupie zwierzątko… Z kimś takim nie da się poważnie porozmawiać.
Związek z kobietą jest dla Sheili w pewnym sensie trudniejszy, bo nie ma powtarzalnych wzorów, choć tak samo trzeba pilnować, żeby nie przekraczać pewnych granic. To właśnie stało się przyczyną pierwszej poważnej kłótni. Kolejna jest znacznie poważniejsza i powoduje zerwanie między dziewczynami na jakiś czas. Ta bolesna przerwa w przyjaźni obu kobietom uświadamia, jak wiele dla siebie znaczą, jak ważne jest „mieć dziewczynę”. To inny rodzaj związku, bo nie opiera się na ciągłej potrzebie „bycia pożądaną”, jak to bywa w przypadku heteroseksualnych kobiet. Jak dalece krzywdzące dla młodej kobiety jest podporządkowanie się tej społecznej normie pokazuje dobrze Dominika Dymińska w Mięsie – swoją drogą jej przedstawienie mężczyzn jest bardzo podobne jak u Heti. Są trochę niepełnosprawni, trochę głupi, próżni i niezdolni zrozumieć. Często nawet nie wiedzą, kiedy upokarzają, kiedy wkurzają, nie pozwalają dorosnąć.
Holmes, autorka recenzji w „New Yorkerze”, podkreślała, podobnie jak inne recenzentki, że książka Heti jest tak poruszająca właśnie dlatego, że przedstawia wzajemne relacje kobiet zupełnie inaczej, niż to zazwyczaj ma miejsce w literaturze popularnej czy w ogóle w popkulturze. Jej bohaterki nie zabiegają o tego samego faceta, nie rozmawiają o związkach damsko-męskich (gadanie o facetach nudzi Margaux i jest dla niej stratą czasu), nie konkurują, nie biją się, nie podkładają sobie świni. To dlatego między innymi książka jest trudna w odbiorze dla przeciętnego mężczyzny. – Myślę, że trudno jest budować związek z kimkolwiek: chłopcom z chłopcami, dziewczynom z dziewczynami, dziewczynom z chłopcami… – komentuje Heti w jednym z wywiadów. – Stereotypy funkcjonują, bo za mało mówi się o tym, jak to naprawdę teraz jest. Może w podtrzymywaniu poglądu, że kobiety w naturalny sposób są dla siebie nawzajem niebezpieczne, ktoś ma polityczny interes.
Nie jest to w żadnym wypadku książka napisana przeciw mężczyznom. Są tam też przyjaciele, wrażliwi chłopcy, z którymi czasem da się zaprzyjaźnić. Są wartościowi partnerzy. Chodzi mniej więcej o to, żeby nie dać się kształtować społecznemu nakazowi bycia pożądaną przez mężczyzn, bo to nas ogranicza. Czasem lepiej liczyć na przyjaciółki, a bliskie związki z nimi wcale nie stają się infantylne wraz z końcem podstawówki.
Sheila Heti, How Should a Person Be. A Novel from Life, Henry Holt and Co., 2012