Wszelkie cenne inicjatywy i ruchy na scenie artystycznej Poznania nie mogą liczyć na przychylność ze strony władz miasta.
W Poznaniu Urząd Miasta rozpisał konkurs na dyrektora galerii miejskiej Arsenał. Komisja konkursowa składa się – oprócz urzędników – z przedstawicieli Związku Polskich Artystów Plastyków, Związku Polskich Artystów Fotografików oraz historyczki sztuki współpracującej z galerią. Przypominają się lata afer powodowanych niejasnym trybem powoływania dyrektorów galerii, sprowadzającym się de facto do humorów prezydentów miast, dziesiątki protestów, bojkoty, jak np. toruński z 2010 roku, niezliczone artykuły analizujące wszelkie aspekty i detale zaniedbań.
Władze postanowiły zmarnować szansę na obiecujące nowe otwarcie i stworzenie silnej instytucji, której ekosystem kulturalny Poznania potrzebuje zdecydowanie bardziej niż kolejnych akcji zachwalających kreatywne cnoty miasta. Można było poprzedzić to szeroką dyskusją. Można było – ale w sumie po co? Decydenci zarządzający kulturą w mieście posiadają o niej często znikomą wiedzę, a w najlepszym przypadku jest ona zaledwie fragmentaryczna.
Właściwie skąd to oburzenie, skoro wszystko odbywa się zgodnie z literą obowiązującego prawa?
Żeby zrozumieć ciężar atmosfery, która pokrywa kulturę w Poznaniu, cofnijmy się do wydarzeń z niedalekiej przeszłości, które dobrze obrazują ten stan. W 2010 roku na placu Wolności służby odpowiedzialne za promocję miasta ustawiły biały dmuchany kubik z napisem „Inspired by POZnan* Miasto know how. Odetchnij kulturą!”. Rzecz miała miejsce podczas sztandarowego dla wizerunku kultury miejskiej festiwalu Malta. Obiekt był pilnowany przez wynajętą firmę ochroniarską.
Rok później, w ramach jednego z projektów towarzyszących kolejnej edycji Malty, Rafał Jakubowicz oraz Wojtek Duda postanowili powtórzyć tę akcję. Minimalna interwencja, której dokonali, to zamiana hasła reklamującego Poznań z „*miasta know how” na „Poznań *fly high”. Praca nosi tytuł „Odetchnij kulturą” i jest komentarzem do nachalnego wykorzystywania notorycznie zaniedbywanej kultury do promocji miasta.
Ówczesny festiwal Malta – sztandarowy event miejski – odbywał się z podtytułem „wykluczeni”. Nie przeszkodziło to lokalnym elitom decyzyjnym (samorządowym i biznesowym) oraz organizatorom świętować otwarcia imprezy w eleganckim lokalu Piano Bar. Lokal był w tym samym czasie głównym bohaterem głośnej afery. Pracownicy odmówili obsłużenia znanego skrzypka Miklosza Deki Czurei, który przyszedł z wnuczką na lody. Chodziło o ich romskie pochodzenie.
Balon ożywiany podmuchami powietrza ze specjalnie wypożyczonej sprężarki doskonale wpisywał się w tę lekko makabryczną, ale i też absurdalną sytuację. Projekt Dudy i Jakubowicza po kilkunastu dniach się skończył, ale przechodząc opustoszałym Placem Wolności, ciągle czuję jego obecność. Idąc w stronę starego rynku, wchodzimy w strefę opanowaną przez ogródki piwne i dziesiątki niemal identycznych lokali stylizowanych na cepelię iberyjską, włoską, irlandzką lub artystowską. Na jego środku znajduje się Galeria Miejska Arsenał. Od wielu lat wpisuje się ona w ogólną dynamikę miejskiego życia kulturalnego. Bez fajerwerków, bez ryzykownych projektów, bez kontrowersji i bez jakiejś szczególnie wyraźniej linii programowej. Zarządzana od ponad dekady przez tę samą osobę, znaną głównie z nieposzlakowanej lojalności wobec władzy.
Arsenał przez swoją zachowawczość stał się dziurą na mapie miasta. Skorzystała na tym Fundacja Art Stations, której projekty w pewnym zakresie mogą być rozpatrywane jako substytut ewentualnej aktywności Arsenału. Wiele gorzkich uwag na temat Arsenału wypowiedział Dawid Radziszewski, który twierdził, że jego działająca do niedawna Galeria Pies mogła odnieść sukces dzięki marazmowi wspomnianej placówki. W bardzo dosadny sposób zakomunikował to w trakcie wystawy Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012, której kuratorem był Stach Szabłowski. Tytuł wystawy, mającej prezentować środowisko poznańskie, był nawiązaniem głośnej pracy Rafała Jakubowicza, ocenzurowanej w 2002 roku z powodu nacisków managementu Volkswagena i prezydenta miasta.
Zaprezentowana podczas Arbeitsdisziplin instalacja Galerii Pies zatytułowana Transport do Arsenału polegała na wywaleniu śmieci zalegających na poddaszu Psa na środek sali wystawowej Arsenału.
Znany z opanowania i strategii unikania kontrowersji dyrektor galerii miejskiej na chwilę stracił zimną krew i opublikował dość emocjonalny komentarz potępiający Dawida Radziszewskiego, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Mimo tego mocnego krytycznego głosu nie udało się wywołać szerszej dyskusji o roli, jaką powinna pełnić w mieście akademickim galeria miejska.
Trochę szyderstwa ujawniło się też podczas Poznań Gallery Weekend w 2011, kiedy znaną z rozmachu w Warszawie imprezę (z udziałem 17 galerii) sparodiowano poprzez zawężenie jej do duetu Pies-Stereo. Prawdopodobnie był to najbardziej dobitny sygnał, jak wielki marazm ogarnął oficjalną miejską politykę kulturalną i jak dalece zwątpiono w możliwości jej zmiany.
W ostatnich latach z Poznania do Warszawy wyprowadziła się galeria Starter, na początku tego roku zniknął Pies, a galeria Stereo prawdopodobnie siedzi już na walizkach, czekając na dogodny moment do opuszczenia miasta.
W Poznaniu jest całkiem duża publiczność wizualna, składają się na nią studenci UAP – prawdopodobnie największej w kraju uczelni plastycznej – czy studenci Instytutu Historii Sztuki UAM i całkiem szeroka rzesza ludzi coraz lepiej orientujących się w sztuce. Galeria Arsenał przez wiele lat pozostawała niewzruszona na ten kontekst, trwając, z niewielkimi odchyleniami, przy linii programowej wyznaczonej przez politykę niezwracania na siebie uwagi.
Niedawno coś jakby drgnęło. Bez wielkiego rozgłosu rozpisano konkurs na nowego dyrektora galerii. Po wielu dniach plotka stała się faktem, który udało potwierdzić się nawet na stronach miejskiego BIP-u. Entuzjazm znikł zupełnie, gdy jeden z miejskich urzędników ujawnił skład komisji konkursowej. Po raz kolejny okazało się, że wszelkie cenne inicjatywy i ruchy na scenie artystycznej Poznania nie mogą liczyć na dialog z zarządzanym przez miasto obszarem instytucji. To dwa osobne światy, które nie mogą mieć punktów stycznych, gdyż na przeszkodzie stoi zwykła niekompetencja i przemożna chęć promocyjnego instrumentalizowania kultury. Wizytówką Poznania wciąż będzie zestaw oficjalnych festiwali (Malta, Transatlantyk), a rozszczelnienie tego stanu rzeczy wciąż jest kwestią dalekiej przyszłości.
Nie wiem, kto zostanie wyłoniony w ramach tak zaprojektowanej procedury, życzę mu jak najlepiej, ale musi pamiętać, że zaprezentowana przez urzędników formalna poprawność nosi w tym przypadku silne piętno konformizmu.