Film

Zrzućmy całe zło na komunistów

Róża rzeczywiście opowiada o tragedii Mazurów. Ale wprowadza przy tym pewne mechanizmy obronne. Winni zła nie są Polacy, ale komuniści.

Jakub Majmurek: Film Wojciecha Smarzowskiego Róża dotyka dwóch wydarzeń, które, jak się wydaje, najsilniej ukształtowały naród polski w jego nowoczesnym kształcie: II wojny światowej z Zagładą i stalinizmu. Postawiłeś kiedyś tezę, że pamięć II wojny światowej w Polsce zmonopolizowana jest przez doświadczenia Generalnego Gubernatorstwa. Co przez to rozumiesz?


Lech M. Nijakowski: Pamięć zbiorowa nie jest sumą pamięci indywidualnych, jest raczej rezultatem pewnych dominujących schematów interpretacyjnych. Kiedy pod tym kątem patrzymy na pamięć Polaków, na obowiązujące narracje historyczne i białe plamy, to widać, że dominuje pamięć Generalnego Gubernatorstwa. A przecież na terenach wcielonych do Rzeszy pozostało mnóstwo Polaków. Około 3 milionów obywateli II Rzeczypospolitej podpisało Niemiecką Listę Narodowościową, tzw. volkslistę. Postępowali w zgodzie nie tylko z własnym interesem, chroniąc się przed przed prześladowaniami, ale także z zaleceniami państwa podziemnego i Kościoła katolickiego, nawołujących do ochrony polskiego stanu posiadania. Tymczasem u nas dominuje obraz „volksdeutscha-zdrajcy”.

Na ziemiach, które po II wojnie przypadły Polsce, mieszkało wielu obywateli niemieckich (Reichsdeutschów), którzy jeśli nie czuli się Polakami, to przynajmniej mówili po polsku. Musieli oni – czy chcieli, czy nie – służyć w Wehrmachcie. Ich doświadczenie też jest prawie nieobecne w polskiej pamięci. Pamięć „repatriantów”, ludzi przesiedlonych z dawnych Kresów na zachód, nawet w PRL była obecna w polskiej świadomości, i to na poziomie instytucjonalnym. Tymczasem pamięć grup, o których mówiłem, spotyka się z lekceważeniem czy dyskryminacyjnymi interpretacjami – wszyscy pamiętamy, co się działo wokół „dziadka z Wehrmachtu” Tuska w wyborach w 2005 roku.

W kinie o II wojnie światowej kręconym w PRL w ogóle nie widzę zapisu tych doświadczeń. 

Bo ich tam nie ma. To bardzo zabawne, że Kazimierz Kutz, dziś uchodzący za rzecznika autonomii Śląska i narodowości śląskiej, w swoich kręconych w PRL filmach o Śląsku, zwłaszcza w Soli ziemi czarnej czy w Perle w koronie (dotyczących, naturalnie, czasów przedwojennych), wpisuje się tak naprawdę w narrację o „powrocie piastowskich ziem śląskich do macierzy”. 

Rzeczywiście, Kutz nie nakręcił żadnego filmu o „dziadku z Wehrmachtu”, choć na Śląsku ich nie brakowało.

Trochę inaczej wyglądało to w nauce. Pierwsze monograficzne książki dokumentujące te doświadczenia pojawiły już w latach 70., na przykład głośna praca Ryszarda Hajduka Pogmatwane drogi. Wszystkie takie treści były jednak wypierane z debaty publicznej, nauczania szkolnego, kultury popularnej. Powszechna wiedza o losach Kaszubów czy Ślązaków była bardzo niska. Wynikało to też z tego, że PRL, choć oficjalnie był państwem legitymującym się za pomocą internacjonalistycznej, rewolucyjnej ideologii, tak naprawdę często sięgał po nacjonalizm. 

Zwłaszcza po ’56 roku.

W latach 60. to było na pewno najbardziej intensywne, ale mit „piastowskich” ziem, które wracają do macierzy, funkcjonował od początku Polski Ludowej. PRL w dużej mierze był spełnioną endecką utopią: państwo jednego narodu, gdzie mieszkają Polacy, a wszyscy inni powinni te ziemie opuścić. Takie działania władz PRL cieszyły się bardzo szerokim poparciem społecznym. Nie tylko powrót na Ziemie Odzyskane i wysiedlenie stamtąd Niemców, ale także akcja „Wisła” i represje wobec Ukraińców. 

Czy po ‘89 roku mamy do czynienia z delegitymizacją tego nacjonalizmu?

Wręcz przeciwnie. Sama transformacja była przecież przedstawiana jako odzyskanie niepodległości przez naród. Kiedy po ’89 roku, chcąc korzystać z wolności, mniejszości etniczne zaczęły publicznie kultywować swoją pamięć, spotkały się z niechęcią także ze strony elit solidarnościowych. Jacek Kuroń od początku proponował wprowadzenie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, która miała przede wszystkim znaczenie symboliczne. A kiedy została przyjęta? Dopiero za rządów SLD – prezydent podpisał ją w 2005 roku.

Jednak pojawia się kategoria „małej ojczyzny”, odradzają się wspólnoty lokalne, których doświadczenie niekoniecznie musi być zgodne z dominującą wersją pamięci. 

Razem z rozwojem lokalnych wspólnot następuje swoista „eksplozja” lokalnej czy regionalnej pamięci. Przykładem mogą być spory o pomniki poległych żołnierzy Wehrmachtu czy o pamięć Ukraińców, w tym kontrowersyjne pomniki UPA. One trwają do dziś, bo wielu Polaków wciąż nie jest w stanie zaakceptować w przestrzeni publicznej mniejszościowych interpretacji historii. Na straży interpretacji dominującej stoją zresztą instytucje: Instytut Pamięci Narodowej, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, których polityka w tym zakresie jest konsekwentna. Podtrzymują wizję historii, w których polskie zbrodnie są minimalizowane.

Najbardziej znanym tego przykładem jest Józef Kuraś „Ogień”, u nas w ostatnich latach zrehabilitowany jako bohater, podczas gdy dla mniejszości słowackiej jest to po prostu zbrodniarz. To są poniekąd naturalne mechanizmy obronne: w uładzonej wyobraźni nie mieści się myśl, że nasz przodek, w polskim mundurze, mógł brać udział w zbrodniach wojennych albo pogromach. Symboliczna walka o pamięć trwa, Róża Smarzowskiego jest jej elementem. 

Walki, o których wspominasz, toczą się głównie wokół pamięci śląskiej czy ukraińskiej. Mazurzy, o których mówi Róża, byli w tych dyskusjach nieobecni.

W przypadku Mazurów udało się przeprowadzić skuteczną czystkę etniczną i po prostu ich z Polski wyrzucono. Ślązacy pozostali i ich pamięci zlekceważyć się nie da. Między Ślązakami a Mazurami są podobieństwa, ale także bardzo istotne różnice. Relację Mazurów z osadnikami z Polski i repatriantami komplikował fakt, że oni – w przeciwieństwie do Ślązaków – nie byli katolikami, ale ewangelikami. To doprowadziło do prawdziwej katolickiej krucjaty; w filmie nie ma w ogóle tego wątku, bohater, szlachetny AK-owiec, nie ma oporów, by wziąć ślub w ewangelickim zborze. Nie ma w ogóle mowy o przejmowaniu siłą zborów na kościoły, biciu pastorów, a to się wszystko działo, i była to oddolna inicjatywa osadników napływających na te tereny.

Druga różnica jest taka, że Mazurzy nie mieli nigdy silnej świadomości polskiej, nie przypadkiem Hitler cenił Mazurów jako wiernych wyborców NSDAP. Na Śląsku był silny ruch polski, jego efektem były powstania. To dzięki nim granica między II RP a Niemcami przebiegała tak, a nie inaczej.

Napływający na Mazury Polacy czuli do miejscowej ludności wielki dystans. Wyrzucali ją z jej siedzib, dokonywali gwałtów i rabunków. Szczególnie „zasłużyli się” tu Kurpie, czyli Polacy z przygranicznych powiatów, którzy po wojnie przenieśli się na Mazury. Znany działacz mazurski Fryderyk Mirosław Leyk tak wspomina sytuację tuż po przejściu frontu: „Wraz z wojskiem sowieckim dotarło na nasz teren inne nieszczęście, i to nadchodzące z przygranicznych powiatów Polski centralnej.

Nieustanną falą zalane zostały Mazury przez ludność tego samego, co Mazurzy pochodzenia, którzy grasowali u nas jak hieny i szakale. Polacy z powiatów kurpiowskich szaleli wprost na naszym terenie. Wypędzali Mazurów z przekleństwami, groźbami, kijami i siekierami z ich dobrych gospodarstw i sami się w nich wsadzali. Zabierali im żywność, żywy i martwy inwentarz. Bili i maltretowali ich. Niejednego Mazura i Mazurkę zamordowali lub ciężko skaleczyli, by przywłaszczyć ich mienie”.

W filmie tego nie ma i uważam to za jego największy błąd. Bo kto w Róży wysiedla i gnębi Mazurów? Nie Polacy, ale Armia Czerwona, zgodnie z orientalistycznymi stereotypami przedstawiona jako pijąca na potęgę wódkę barbarzyńska banda, oraz Urząd Bezpieczeństwa złożony z komunistów, byłych partyzantów Gwardii Ludowej. 

Nie uważasz, że ten film jednak coś ważnego zmienia w polskiej pamięci?

Jasne, że jak porównamy go z 1920. Bitwą warszawską czy Katyniem, to jest to dzieło wybitne. Róża rzeczywiście opowiada o tragedii ludności rodzimej na Mazurach. Ale wprowadza przy tym pewne mechanizmy obronne. Winni zła nie są Polacy, ale komuniści, a polska wspólnota doskonale nauczyła się już zrzucać całe zło na komunistów. Łatwo wyobrazić sobie widza, który głęboko przejmie się gwałtami, wzruszy losem Mazurów, ale jednocześnie będzie przekonany, że gdyby to było „naprawdę polskie” państwo, gdyby nad wszystkim czuwał rząd londyński, a porządku pilnowali dawni AK-owcy, to wszystko wyglądałoby inaczej. 

Ale czy cenne nie jest już to, że Róża pokazuje Polakom, w jaki sposób są beneficjentami tych tragicznych wydarzeń, gwałtów i przemocy? Choćby na tym podstawowym poziomie: przejęcia stojących na dużo wyższym poziomie cywilizacyjnym niemieckich gospodarstw. 

No tak, tylko że bohater z AK wspaniałomyślnie pozwala zostać mazurskiej kobiecie w gospodarstwie i wchodzi z nią i jej rodziną w bardzo patriarchalną relację. W filmie nie widać też tej różnicy cywilizacyjnej między biedotą z Polski centralnej i repatriantami a ludnością rodzimą, tego, że ludność napływowa obejmuje na Śląsku i Mazurach wysoko towarowe gospodarstwa. Przecież oni często nie wiedzieli, co do czego służy! Trzymali na przykład węgiel w wannach, bo nigdy nie widzieli tak urządzonych domów, nie potrafili też korzystać z wielu narzędzi rolniczych.

Smarzowski nie pokazuje też skali często zupełnie bezinteresownej dewastacji, jakiej oddawali się Polacy na tych terenach. Nieraz puszczano z dymem całe wsie i miasteczka, przodowała w tym naturalnie Armia Czerwona. W filmie podpalenie domu jest akcją zaplanowaną przez UB, by sterroryzować rodzimą ludność. Tymczasem ten wandalizm był najczęściej zupełnie spontaniczny. 

Zgoda Polaków na wysiedlenia Niemców była dość jednoznaczna. I jest nadal. W 2009 roku brałem udział w badaniach „Druga wojna światowa w pamięci współczesnego społeczeństwa polskiego” zrealizowanym dla Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku przez Pentor Research International. Na pytanie: „We wczesnych latach powojennych z ziem przyłączonych do Polski po II wojnie światowej wysiedlono ludność niemiecką. Jak Pan(i) uważa, czy te działania w stosunku do Niemców były…” 40,3% odpowiedziało, że „w pełni usprawiedliwione”, 24,6% „raczej usprawiedliwione”, 7,9% „raczej nieusprawiedliwione”, a „całkowicie nieusprawiedliwione” jedynie 2,8%. Zdecydowana większość badanych – dwie trzecie – uważa zatem, że wysiedlenia były usprawiedliwione. Uzasadniając swą odpowiedź co czwarty z respondentów, który zajął stanowisko odpowiadając na pytanie, wskazywał na sprawiedliwość i to, że Niemcy zasłużyli na karę. Znaczący odsetek (22,9%) nawiązał do wizji Ziem Odzyskanych, mówiąc, że „do państwa polskiego powróciły dawne ziemie polskie”. Zapytaliśmy też respondentów, czy sądzą, że możliwe było – w świetle wydarzeń, jakie miały miejsce podczas II wojny światowej – pokojowe współżycie Polaków i Niemców na tym samym terytorium. Respondenci byli w tej sprawie bardziej podzieleni. W większości (62,4%) uważali jednak, że współżycie było niemożliwe.

A jest szansa, że Róża stworzy warunki do powstania filmu o podobnej sytuacji na Śląsku czy o pamięci Ukraińców? Wojciech Smarzowski mówił, że chciałby nakręcić film o UPA.


Róża wywołała pewne echa wśród organizacji śląskich. Na ich forach można znaleźć opinie, że gdyby nie to, że na Śląsku był przemysł i do jego obsługi potrzebna była śląska, wykwalifikowana siła robocza, to Ślązaków czekałby taki sam los jak Mazurów. Co nie jest do końca prawdą, bo po 1945 roku włączono do Polski nie tylko przemysłowy Śląsk, ale także rolniczy Śląsk Opolski.  Historie Ślązaków to są gotowe scenariusze. Wielu z nich zaczyna walkę po polskiej stronie w kampanii wrześniowej, ich oddziały zostają rozbite, wracają na Śląsk i próbują normalnie żyć, a później zostają wcieleni do Wehrmachtu, skąd często dezerterują, uciekając do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ale także stając się kadrą Ludowego Wojska Polskiego (przypomnijmy sobie Gustlika). 

Losy wojenne nie są proste. Nie jest tak, że z jednej strony mamy szlachetne AK, a z drugiej morderców w mundurach SS lub wschodnich barbarzyńców. AK mordowało Żydów, przeprowadzało akcje odwetowe na cywilnej ludności ukraińskiej w ramach swoistej wojny polsko-ukraińskiej na południowo-wschodnich kresach II RP. UPA oczywiście odpowiada za krwawą, wymierzoną w Polaków czystkę etniczną. Z drugiej strony ci ludzie walczyli o niepodległą Ukrainę. Na zachodniej Ukrainie bojownicy UPA są dziś traktowani jak bohaterowie, UPA jest tam tym, czym AK dla Polaków. Film na ten temat – który na pewno powinien powstać – wzbudziłby o wiele większe kontrowersje niż Róża

Lech M. Nijakowski – adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się m.in. polityką pamięci oraz socjologią etniczności i narodu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij