Film

Zakonnice gwałcone są po cichu

Tu jest Polska. Tu trzeba podkreślać, że Kościół akceptuje film o gwałtach wojennych na zakonnicach.

Przed pokazem prasowym filmu Niewinne dziennikarzy dwukrotnie uprzedzono, że film widzieli hierarchowie Kościoła i przyjęli go z aprobatą. Po takiej rekomendacji zaczęłam się niepokoić. Czy naprawdę trzeba w Polsce podkreślać, że Kościół akceptuje film o gwałtach wojennych na zakonnicach?

Niewinne w reżyserii Anne Fontaine to francusko-polska koprodukcja. Film opowiada historię Mathildy, młodej lekarki z francuskiego Czerwonego Krzyża, która zostaje poproszona o pomoc przez zakonnice. Właśnie kończy się wojna, ale oczywiście wiemy, że z jednej strony wyjście wojsk niemieckich to moment wejścia wojsk radzieckich, a z drugiej blizny wojenne nie goją się szybko. Jedną z takich blizn są gwałty. Ich ofiarą padły zakonnice.

W czasie wojny żadna kobieta nie może czuć się bezpieczna. Zakonnice narażone są podwójnie – jako kobiety i jako te, które mieszkają na uboczu, same, w zamkniętym klasztorze. Niewinne opowiadają o świecie, w którym wstyd i trauma dotykająca ślubujących czystość zakonnic utrudnia im zwrócenie się o pomoc.

O filmie Niewinne można pisać z perspektywy tabula rasa – pierwszy film na ten temat, dotąd objęty tabu: czystość zakonnic a plugawość gwałtu itp. Niestety, jeśli się cokolwiek wie o gwałtach wojennych i dopiero co przeczytało się książkę Zakonnice odchodzą po cichu, nie da się być tabula rasa. No więc wybaczcie państwo, ale nie będę opowiadać, jak nowy to temat w kinie i jak dobrze, że się pojawił. To wszystko napiszą inne media.

Zacznijmy więc od gwałtów. W roku 2008 Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję uznającą gwałt za „taktykę wojenną” i zagrożenie dla międzynarodowego bezpieczeństwa. W rezolucji napisano: „Gwałt i inne formy przemocy na tle seksualnym mogą być uważane za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości, a nawet czyny mieszczące się w definicji ludobójstwa”. Dalej czytamy, że w niektórych przypadkach gwałty są taktyką wojenną stosowaną „w celu upokorzenia, zdominowania, zastraszenia, rozproszenia, czy przymusowego przemieszczenia cywilnych członków społeczności, czy grupy etnicznej”. Przemoc seksualna może „znacząco zaostrzyć konflikt zbrojny i utrudniać przywrócenie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”.

Gwałty wojenne były traktowane jak łup – podbijało się ziemie, odbijało miasta, gwałciło napotkane w nich kobiety. Po II wojnie światowej żaden z sądów ścigających zbrodniarzy wojennych nie uznał gwałtów za zbrodnię na tyle znaczącą, by się nad nią pochylić.

Zrobiono to dopiero po na początku lat 90. kiedy pojawiły się informacje o masowych gwałtach w byłej Jugosławii. W 1993 roku Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii a rok później Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy uznały gwałt wojenny za zbrodnię przeciwko ludzkości. Kiedy w roku 1998 uchwalono statut Międzynarodowego Trybunału Karnego z siedzibą w Hadze gwałt i inne formy przemocy seksualnej od razu uznano w nim za zbrodnie przeciwko ludzkości. Powtarzam te określenia świadomie.

Kiedy już trybunały i inne ciała międzynarodowe dostrzegły, że gwałt wojenny jest tak ciężką zbrodnią, przyszedł czas, żeby dostrzegło to polskie kino.

Co prawda już w Jak być kochaną Wojciecha Hasa z 1963 roku pojawia się scena gwałtu. Wydaje się jednak, że gorszą i bardziej poniżającą jest praca bohaterki w niemieckim teatrze niż gwałt dokonany na niej przez żołnierza.

W 2011 o gwałcie opowiedział Wojciech Smarzowski w przejmującej Róży. Bardzo cenię ten film, ale niestety za każdym razem, gdy go oglądam, trudno mi zrozumieć, jak to się stało, że źli i gwałcący byli tylko obcy, a nasz Polak, prawdziwy i dzielny Tadeusz, był ucieleśnieniem dobra i cnoty.

I oto pojawiają się w naszych kinach Niewinne. Zakonnice mieszkają w klasztorze z dala od miasteczka. Padły ofiara gwałtów. Kilka z nich jest w ciąży. „Przemoc seksualna ma wpływ na życie kobiet, nawet wiele lat po zakończeniu konfliktu. Zachodzą one w niechcianą ciążę, zarażają się chorobami przenoszonymi drogą płciową i podlegają stygmatyzacji” pisała Margot Wallström, Specjalna Przedstawicielka NZ ds. Przemocy Seksualnej w Sytuacjach Konfliktu. Ten opis niby dotyczy zakonnic z filmu Niewinne, ale niekoniecznie.

Stygmatyzacja nie pozwala zakonnicom poprosić o pomoc lekarza Polaka czy Rosjanina. Trafiają więc na francuską lekarkę, Mathildę Ta może pomagać im tylko w tajemnicy, bo jednak ciężarne zakonnice to wstyd na cały powiat.

Zakonnice nie poradzą sobie same z odebraniem porodu, szczególnie, jeśli to poród z komplikacjami. Ale, żeby dopuścić do pomocy lekarkę, zakonnice muszą złamać reguły i pozwolić się dotknąć. Mathilda powoli zdobywa ich zaufanie. Pomaga jej w tym siostra Maria (Agata Buzek). Siostra Maria jest prawą ręką matki przełożonej (Agata Kulesza), która nagle ma dwie lewe ręce i nie bardzo radzi sobie z zaistniałą sytuacją. Zbliża się termin porodu, a w zasadzie porodów. Trzeba zaopiekować się siostrami, a także ich dziećmi. Na dodatek w klasztorze znowu zjawiają się żołnierze Armii Czerwonej. Wiadomo, że w polskim filmie gwałcą tylko Niemcy i Rosjanie. Siostra Maria i Mathilda muszą ratować zdrowie sióstr, ich dzieci, a także honor klasztoru. Nikt nie może się dowiedzieć, co stało się w czasie wojny. Nikt nie powinien poznać prawdy o zbiorowych gwałtach wojennych. O tym, że Kościół ma wprawę w wygaszaniu skandali wiemy dobrze, więc łatwo sobie wyobrazić, że i tym razem Bóg będzie sprzyjał zakonnicom.

Czy można ironizować pisząc o gwałtach wojennych? Nie powinno się. Niestety – jak wspomniałam wcześniej – trudno jest nie zauważyć, że Niewinne robią wszystko, żeby o traumie gwałtu opowiedzieć w sposób, który jest do zaakceptowania przez biskupów, a więc tak, żeby nic złego nie powiedzieć o klasztorze. Żeby powiedzieć o nim tylko dobrze. Od początku, oglądając film, widzimy, że sytuacja zakonnic mieszkających samotnie, na odludziu, związanych ślubami czystości, jest trudniejsza niż sytuacja innych kobiet. Film jednak stara się przekonać nas, że jest inaczej. Że wspólnota, że wiara, że bycie razem w najtrudniejszym momencie pomagają siostrom pokonać traumę.

Uwierzyłabym w to wszystko, gdybym nie przeczytała książki Marty Abramowicz Zakonnice odchodzą po cichu. Abramowicz opisuje historię zakonnic, które odeszły ze zgromadzeń. O klasztorach żeńskich mówią w książce także inny, w tym zakonnicy. Obraz życia zakonnic wyłaniający się z książki bliższy jest Drodze do Guantanamo niż Zakonnicy w przebraniu. Z jednej strony mamy kościół posoborowy, księży w spodniach, a z drugiej zakonnice żyjące w zamknięciu, noszące czepki i niepraktyczne stroje tylko dla zasady – zasady, która zresztą przestała już obowiązywać mężczyzn. W książce pojawia się kapitalna scena wizyty zakonnicy w domu matki. Zakonnica nie może pokazać się bez welonu. Spać musi w czepku. „Raz w nocy poszłam do kibla – wspomina była już zakonnica – a tu matka. No to prędko koszulę na głowę zadarłam. A ona na to: – Boże, co to za zgromadzenie, że głowy nie obejrzę, a dupę mogę”. To scena współczesna. Akcja Niewinnych toczy się 70 lat temu. Oglądając film miałam wrażenie, że wtedy można było w zakonie powiedzieć więcej niż dziś. Że siostra Maria jest nowocześniejsza niż współczesne zakonnice. Z drugiej strony nie sposób nie myśleć o tym, że klasztor nie jest jednak przestrzenią jak inne. Reguła zakonna utrudnia poproszenie o pomoc, kiedy zagrożone jest życie ciężarnej zakonnicy. Czy nie utrudnia tym bardziej poradzenia sobie z traumą tak strasznej zbrodni, jak gwałt? O tym dowiemy się z filmu niewiele.

Więcej o tym, jaką traumą dla Kościoła jest opowiedziana w Niewinnych historia, mówią nam pierwsze reakcje na film. Jeszcze przed premierą pojawiło się oświadczenie Konferencji Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych oraz Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w związku z manipulacją w filmie Niewinne. Zmanipulowano habity. Te w filmie przypominają habity benedyktynek klauzurowych a „nie ma dokumentów historycznych ani przekazu pamięciowego o tym, aby benedyktynki klauzurowe w Polsce doznały tragedii, o której w filmie mowa.” Na oświadczenie odpowiedzieli dystrybutorzy filmu tłumacząc, że bohaterki filmu, to zakonnice z fikcyjnego klasztoru, a ich habity wymyślono na potrzeby filmu. W oświadczeniu dodano, że „Film Niewinne został zaprezentowany na specjalnym pokazie w Watykanie, gdzie został dobrze przyjęty przez biskupów oraz katolickie media, które uznały, że obraz Anne Fontaine „niesie chrześcijańskie przesłanie” oraz że jest „filmem, który jest terapią dla Kościoła”.

Tak właśnie film o zbrodniach wojennych został sprowadzony do terapii dla Kościoła, kłótni o habity i zachwytów nad rolami Agaty Buzek i Agaty Kuleszy – zasłużonymi zachwytami.

Niewinne to ważny film. Na pewno przełamuje milczenie w temacie gwałtów wojennych w Polsce. Ale czy posuwa dyskusje na ten temat dalej? Nie sądzę.

**Dziennik Opinii nr 70/2016 (1220)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij