Bohaterowie szukają miłości, bo wydaje im się, że to jest etap dojrzewania.
Festiwal Filmowy w Gdyni to zawsze szansa obejrzenia sporej części polskiej produkcji ostatniego roku. W konkursie stratują filmy, które przeszły selekcję. Na szczęście Gdynia to nie tylko konkurs główny. To także przegląd polskiego kina niezależnego, polonica, filmy starsze, które przeszły rekonstrukcje cyfrową albo takie, które po prostu warto przypomnieć. W tym roku moimi ulubionymi sekcjami są: „Inne spojrzenie” i „Skarby kina przedwojennego” (o tym drugim później). Sekcja „Inne spojrzenie” zastąpiła dotychczasową „Panoramę”, która była dopiskiem „i inne” do konkursu głównego. Pokazywano w niej to, czego nie dopuszczone do wyścigu o Złote Lwy. Zmiana nazwy ma szanse nadać tej sekcji nowy sens. Teraz nie wypada już mówić, że to filmy, które gdzieś się niedostały, ale że to obrazy, które proponują własne, „inne spojrzenie”, inne pod względem formy, narracji. Jeśli dobrze rozumiem pomysł organizatorów, ma to być Puchar UEFA uzupełniający rozgrywki Ligi Mistrzów.
Pierwszego dnia festiwalu w „Innym spojrzeniu” pokazano Małe stłuczki Ireneusza Grzyba i Aleksandry Gowin oraz Heavy Mental Sebastiana Buttnego – dwie antyromantyczne opowieści o nietypowych trójkątach uczuciowych.
Małe stłuczki zachwalał niedawno Jakub Majmurek. Na pewno jest to film, który warto zobaczyć. To historia Asi, Kasi i Piotra, którzy „likwidują mieszkania”, czyli oczyszczają je z przedmiotów, najczęściej z całej masy bibelotów, lampek, obrazków, meblościanek, zarabiają też jako kurierzy, wożąc swoim mocno już sfatygowanym oplem dziwne paczki. Kasia jest zakochana w Asi, podobnie Piotr. Asia nie jest w stanie odwzajemnić uczuć żadnego z nich. Ten nietypowy trójkąt Jakub Majmurek trafnie nazwał niedomkniętym na żadnym z rogów.
Podobny niedomykający się trójkąt poznajemy w Heavy Mental. Bezrobotny trzydziestoparoletni aktor Mariusz przeżywa załamanie. Nie jest w stanie pozbyć się blokady uniemożliwiającej mu publiczny występ. W obecności choćby jednego widza zapomina natychmiast tekst. Jest jednak rola, którą może zagrać bez zapamiętywania wielu linijek dialogów. To rola bezrobotnego Mariusza, który podrywa dziewczynę. O zagranie tej roli prosi go Piotr. Panowie poznają się po śmierci dziadka Mariusza. Piotr opiekował się staruszkiem i ten przepisał mu za to w testamencie mieszkanie. Piotr chce je jednak podarować Mariuszowi. Ma do niego jednak jedną prośbę. Chce, żeby Mariusz poderwał dziewczynę, w której on od dawna się kocha. Sam boi się odrzucenia, za bardzo chce ją zdobyć – używam tego słowa bardzo świadomie – żeby zaryzykować porażkę. Mariusz zgadza się… Nie mogę dokończyć tego zdania, pisząc, że zgadza się pomóc Piotrowi, bo od początku filmu nie wiemy, kto tu tak naprawdę komu pomaga, kto jest komu bardziej potrzebny.
Oba wspomniane filmy łączy nie tylko motyw trójkąta. Oba opowiadają o ludziach, którzy nie potrafią stworzyć związku, którym budowanie relacji miłosnej przychodzi z ogromnym trudem, nie udaje się. Asia z Małych stłuczek boi się dotyku, boi się podania ręki, a co dopiero muśnięcia dłonią po twarzy. Utrzymuje fizyczny dystans wobec Kasi, z którą mieszka, i Piotra. Buduje wokół siebie już nawet nie ścianę, ale mur. Piotr z Heavy Mental spędza długie godziny na obserwowaniu dziewczyny, która mu się podoba. Potrafi zrekonstruować przebieg jej spotkania z koleżankami niczym zawodowy detektyw. Tak wiele czasu poświęcił na jej poznanie, a nigdy nie znalazł w sobie odwagi, żeby do niej podejść. Lęk przed odrzuceniem jest na tyle silny, że Piotr gotów jest nie tylko zaangażować Mariusza w intrygę polegającą na poderwaniu dziewczyny, ale też uczestniczyć później w tej intrydze i grać kolegę pary.
Bohaterowie Małych stłuczek i Heavy Mental nie są samotnikami. Szukają drugiego człowieka. Chcą być z kimś blisko, móc z kimś spędzać czas, rozmawiać, dzielić z kimś codzienność, opowiadać sobie o marzeniach. To szukanie nie przypomina jednak w niczym szukania miłości, jakie znamy z kina romantycznego. I nie chodzi tu o kino typu komedie romantyczne, a o opowieści typu Przed zachodem słońca Richarda Linklatera, pokazujące, że z miłością wcale nie jest tak łatwo, jak to bywa w filmach z Tomem Hanksem i Meg Ryan.
Małe stłuczki i Heavy Mental to w zasadzie antyromantyczne opowieści o uczuciach. Związki w tych filmach są albo niemożliwe, albo budowane na kłamstwie, na wykorzystaniu drugiego człowieka.
Oba filmy te antyromantyczne historie ubierają w opowieść, która nie jest dramatem psychologicznym przepełnionym traumą, jaką znamy np. z Wstydu Steve’a McQueena. Oba filmy są liryczne, opowiadane pięknym, „miękkim”, przepalonym promieniami słońca obrazem znanym z amerykańskiego kina drogi, w którym samochód jedzie bezdrożami, w tle słyszymy ładną muzyką, za oknem zachód słońca. Niczym z I twoją matkę też, gdzie też mieliśmy trójkąt, drogę i dojrzewanie, bo taka podróż w amerykańskim kinie bywa banalną, ale jakże piękną metaforą dojrzewania.
W dwóch pokazanych w sekcji „Inne spojrzenie” filmach jest podobnie. Dojrzewanie to nie jest jednak tak jednoznaczne, bo nie jest po prostu etapem między młodością a dorosłością. Bohaterowie Małych stłuczek i Heavy Mental są już niby dorośli, ale czy dojrzali? Szukają miłości, bo wydaje się, że to jest etap dojrzewania właśnie – budowanie związku, praca nad nim, ale praca, która daje efekt w postaci stabilności. To jest ta „pewność, o którą nam wszystkim chodzi” – jak pisała Agnieszka Osiecka. Tylko czy naprawdę ta pewność ma coś wspólnego z dojrzałością? U Osieckiej miało chociaż minimalny związek z romantyzmem. W Małych stłuczek i Heavy Mental trudno o jakąkolwiek pewność. Ale za to jak pięknie o tym opowiadają.