„Siła kobiet” to hołd złożony bohaterkom codziennej walki. Nie z mafiami i kartelami, ale o coś: o rodziny, o dzieci, o zdobycie pieniędzy na jedzenie.
Rio de Janeiro. Gadające głowy na przemian z szybkimi ujęciami z faweli. Kolorowo. Tłoczno, rozpadające się domy, a w zasadzie zabudowania z blachy i czegokolwiek, co jest pod ręką, pełniące funkcję domów. Bieda. Kadry dokumentalnego filmu Siła kobiet przywodzą na myśl Miasto boga (2002) Fernando Meirellesa czy Elitarnych (2007) José Padilhy.
Siła kobiet dokumentuje projekt paryskiego streetartowca podpisującego się J.R. Artysta fotografował kobiety mieszkające w miastach, a potem umieszczał ich gigantyczne portrety na budynkach. Więcej czasu poświęcił chyba jednak wybieraniu miejsc niż szukaniu bohaterek.
W Rio kobiety opowiadają o tragicznej śmierci trzech młodych mężczyzn. O domu wdów: „Ja jestem wdową, moja matka i moja córka”. Inna bohaterka mówi o tym, jak pomagała sierotom wojennym. Co jakiś czas widzimy czarno-białe fotograficzne portrety bohaterek. Najpierw na ekranie pojawiają się oczy, później całe twarze. Gdyby chcieć napisać poetycko, można by powiedzieć, że ich zdjęcia zdobią domy, ale czy rzeczywiście są jakąś ozdobą osiedli skleconych z blachy falistej?
Delhi. Też tłoczno. Inna kobieta opowiada swoją historię. Też czarno-białe zdjęcie. Kibera – dzielnica slamsów w Nairobi. Inna wdowa. Mówi o sobie, że jest biznesmenką: kupuje ziemniaki na targu, tnie na kawałki, smaży i sprzedaje jako czipsy. W Kiberze twórcy rozmawiają z mężczyznami o samym pomyśle fotografowania kobiet i umieszczaniem tych zdjęć na domach. Mężczyźni dopytują o cel tego działania, o to, czemu fotografowane są kobiety. Dlatego, że w losie kobiet odbija się los dzielnicy, miasta, kraju. Banał.
Nie taki znowu banał. Mężczyźni z Kibery zgadzają się pomóc w montowaniu wielkiego zdjęcia, bo widzą w projekcie artystycznym szansę na działanie marketingowe – pokazanie dzielnicy, którą nikt się nie interesuje
Sześcioletnia Georgia, która nie ma ojca, powtarza za babcią, że fawela to nie jest miejsce do życia i że chce być modelką. Inna bohaterka prosi: nie gadajmy tylko o przemocy. Fawelom trzeba kultury, dzieciom edukacji. Siłaczka. Inna mówi: żyjemy w społeczeństwie, musimy działać wspólnie. To opowieść o tym, czego nie było w Mieście boga i Elitarnych. Kiedy gangi ganiają się po ulicach z policją czy jednostki specjalnymi, kobiety wychowują dzieci, pracują, działają, żyją. Ulice faweli w Rio czy slamsów w Nairobi obwieszone są zawsze praniem. Teraz obok tego prania zawisły portrety kobiet, które te pranie robią.
Na zdjęciach JR kobiety uśmiechają się, robią miny, wygłupiają. Film dokumentuje nie tylko wykonywanie zdjęć, ale też ich montowanie, a później wystawę i imprezę z okazji projektu. Kobiety z faweli rozdają na niej autografy, udzielają wywiadów. Płaczą. Są wzruszone, że ktoś chce mieć ich podpis. Jedna z bohaterek, uśmiechając się, mówi: „Fotografie nie zmienią świata. Ale ktoś je zobaczy, zapyta, kim jestem, co robię, i wtedy będę dumna”.
Film Siła kobiet też pewnie świata nie zmieni. Ale na pewno dzięki temu, że jest bardzo barwnie opowiedziany, że ma rytm i może wciągnąć widza, pokaże inna stronę znanych z Miasta boga faweli. Siła kobiet jest hołdem złożonym bohaterkom codziennej walki. Nie z mafiami i kartelami, nie z kimś, ale o coś: o rodziny, o dzieci, o zdobycie pieniędzy na jedzenie. To walka bez pościgów, bez strzelanin, w zasadzie walka dość nudna i przyziemna. Walka o to, żeby z kartofli zrobić czipsy i na tym zarobić. Mało filmowy materiał. Filmowości dodają zdjęcia – zarówno zdjęcia bohaterek wieszane na domach, jak i zdjęcia filmowe. Trzeba ładnie opakować opowieść o siłaczkach, żeby ktoś chciał jej wysłuchać. Siła kobiet to robi i dlatego działa.