„Roma” Alfonso Cuaróna to m.in. opowieść o kobiecym upodmiotowieniu, bezwarunkowo stojąca po jego stronie. W sytuacji antykobiecego backlashu, uosabianego przez takie postaci jak Trump czy Jordan Peterson, ta opowieść zyskuje wielką polityczną siłę.
W ujęciu otwierającym Romę kamera patrzy z góry pod kątem prostym na kamienną posadzkę. Ktoś wylewa na nią wodę z mydlinami. W lustrze wody widzimy odbity obraz przelatującego w powietrzu samolotu pasażerskiego. To otwierające ujęcie zdradza metodę twórczą reżysera Alfonso Cuaróna, której pozostanie wierny przez całe dwie godziny i kwadrans filmu. Tak jak samolot w tafli wody na podłodze, tak w przedstawionej na ekranie intymnej rodzinnej historii odbijać się będzie polityczna i społeczna historia Meksyku, ze wszystkimi sprzecznościami i napięciami okresu, w którym rozgrywa się akcja – początku lat 70.
Ojcowie odchodzą
Centrum intymnej historii jest odejście ojca. A właściwie dwóch ojców. Pierwszy to głowa rodziny z wyższej klasy średniej, mieszkającej w tytułowej eleganckiej dzielnicy miasta Meksyk, lekarz Antonio. Poznajemy go w pierwszej scenie, gdy wraca do domu z pracy swoim fordem galaxy. Uważnie, z wielkim wyczuciem maszyny, parkuje ją na wąskim dziedzińcu swojego domu, tak by nie zahaczyć lusterkiem, zderzakiem czy inną częścią pojazdu o bramę lub ścianę. Prezentuje obraz męskości pewnej siebie, czującej się w świecie u siebie, całkowicie panującej nad chaosem rzeczywistości. Cała rodzina wita Antonia jak króla. Nie ma wątpliwości, kto w tym domu zajmuje centralną pozycję władzy i autorytetu.
Ten obraz patriarchalnego ładu bardzo szybko ulega jednak dezintegracji. Antonio wyprowadza się z domu i okłamuje własne dzieci, że przebywa na badaniach za granicą. Żonę przekonuje, że nie ma pieniędzy i nie może łożyć na rodzinę, a jednocześnie kupuje drogi sprzęt do nurkowania na wakacje z nową partnerką w Acapulco. Utrzymanie dzieci, matki i służby spada nagle na barki jego pozostawionej samej sobie małżonki Sofii.
Drugi mężczyzna, który odchodzi, to partner Cleo, służącej Sofii i Antoniego. Gdy dowiaduje się, że jego ukochana jest w ciąży, zostawia ją bez słowa pożegnania. Zrywa wszelki kontakt i odmawia uznania dziecka.
Doświadczenie porzucenia i konieczność wspólnego radzenia sobie w nowych życiowych warunkach radykalnie zbliżają do siebie obie kobiety. Pozwalają wytworzyć się realnej więzi siostrzeństwa ponad barierami klasy, przywileju i deprywacji, dominacji i zdominowania, oraz rasy – Sofia jest biała, Cleo to rdzenna Meksykanka, której ojczystym językiem jest nie hiszpański, ale mixtec.
czytaj także
Wszystkie odcienie klasy
Recenzenci na całym świecie pisali, że Cuaorón pokazuje w Romie, że kryterium klasowe nie opisuje całości rzeczywistości społecznej: od klasy społecznej ważniejsza jest czasem różnica płci. Choć Sofię i Cleo społecznie dzieli wszystko, to obie są ofiarami mężczyzn. To wszystko prawda, ale Roma bynajmniej klasowego tematu nie porzuca, wręcz przeciwnie maluje go z wielką subtelnością, przy użyciu wszystkich odcieni szarości.
Temat ten narzuca już pierwsza scena. W ujęciu przedstawiającym posadzkę pokrytą wodą kamera podnosi się i pokazuje Cleo sprzątającą dom Sofii i Antonia. Od razu widzimy, że Cleo – rdzenna Meksykanka – stanowi tę część populacji Meksyku, która w modernizacji kraju – symbolizowanej przez przelatujące nad dzielnicą samoloty czy modernistyczne elementy designu w domu, gdzie sprząta – uczestniczy w bardzo specyficzny sposób. Na samoloty patrzy w wodzie, którą myje podłogę – zapewne nigdy do żadnego nie wsiądzie. Nowoczesność – zwłaszcza na peryferyjnych, doświadczonych przez kolonializm obszarach – rozkłada się bardzo nierówno pod względem społecznym, staje się dostępną uprzywilejowanym wyspą, łączy się z zupełnie archaicznymi formami życia.
Przy tym wobec wiejskiego świata, z jakiego wyszła Cleo, nawet służbówka w domu Sofii i Antonia jest wielkim cywilizacyjnym awansem. Jej partner – także o rdzennie amerykańskich korzeniach – mieszka w blaszanym baraku poza miastem, nie wiadomo właściwie, z czego się utrzymuje, ale nie wygląda na osobę, która miałaby ustabilizowaną pozycję choćby na najniższym szczeblu hierarchii społecznej.
czytaj także
Te wszystkie klasowe opozycje jeszcze bardziej zaostrzają się na prowincji. Jedne z najciekawszych fragmentów Romy rozgrywają się poza tytułową stołeczną dzielnicą, w wiejskiej posiadłości rodziny Sofii. Trwa tam przedłużona epoka kolonialna. Państwo i służba żyją w równoległych światach. Świetnie widać to w scenach obchodów świąt Bożego Narodzenia. W zwyczajach służby pobrzmiewają echa przedchrześcijańskiego świata, który skończył się, gdy do wybrzeży Meksyku przybiły statki Hernána Cortésa – nikt wśród pracujących w hacjendzie osób nie jest biały. Na wsi wokół posiadłości toczy się spór o ziemię w trójkącie: właściciele ziemscy, chłopi, władza. Żyjąca z własności ziemi rodzina Sofii patrzy na kobietę – utrzymującą rodzinę z umysłowej pracy w mieście – trochę jak na ubogą krewną.
Wszystkie klasowe układy, jakie portretuje Cuarón, tworzą czasem zaskakujące konstelacje polityczne. Najbardziej dramatyczny moment w filmie przedstawia tzw. Masakrę Bożego Ciała. W czerwcu 1971 roku pokojowe demonstracja studentów w stolicy Meksyku została brutalnie rozbita przez wyszkolone przez rząd bojówki. Te brutalnie starły się z pochodem studentów, okładając ich bambusowymi kijami do kendo, a następnie zaczęły mordować uczestników przy użyciu broni palnej. Osoby, którym udało się wyrwać z kotła, bezwzględnie ścigano, niektórych rannych dobijano w szpitalach.
Wszystkie klasowe układy, jakie portretuje Cuarón, tworzą czasem zaskakujące konstelacje polityczne.
Bojówki wywodziły się z indiańskiej biedoty, studenci głównie z białej klasy średniej. W filmie widzimy, jak władza – przez paramilitarne organizacje, z pomocą groteskowej gwiazdy telewizyjnego wrestlingu – szkoli swoje zbrojne ramię, jak uczy wykluczonych pragnąć faszyzmu. Obraz sfaszyzowanej biedoty, atakującej tyleż progresywną, co względnie uprzywilejowaną młodzież, pokazuje, jak skomplikowana bywa historia, wbrew redukcjonistycznym, ludomańskim fantazjom.
czytaj także
Historia na nasze czasy
Cuarón w Romie jest przy tym jak najdalszy od publicystyki. Nigdy nie mamy wrażenia, że obserwujemy mający nas do czegoś przekonać retoryczny wywód. Wszystkie wybory reżyserskie podporządkowane są temu, by wytworzyć efekt maksymalnego zanurzenia w świecie przedstawionym. Temu służą długie ujęcia, gdzie kamera panoramicznie ukazuje całą przestrzeń, w której rozgrywa się akcja, unikając zbliżeń. Perfekcyjnie ostry, czarno-biały obraz, jednocześnie pozwala zobaczyć przeszłość z bliska i odczuć dystans dzielący ją od teraz.
Narracja jest silnie eliptyczna – wiele wydarzeń rozgrywa się poza kadrem, na uboczu uwagi widza, w półsłowie i półcieniu. Częściej najpierw poznajemy skutki pewnych wydarzeń niż ich przyczyny. By uzyskać efekt rozwijającego się przed widzem „strumienia życia”, Cuarón wybrał specjalną technikę pracy z aktorami. Nikt z nich nie znał całego scenariusza, nie wiedział, co wydarzy się z ich postacią w następnej scenie, każdy musiał na planie reagować na zmieniającą się sytuację kreowanej przez siebie postaci.
Roma to bardzo osobisty film – historia Sofii i jej dzieci to historia matki i rodzeństwa reżysera. By maksymalnie wiernie odtworzyć świat dzieciństwa, Cuarón pozbierał od rodziny stare meble, wśród których dorastał jako chłopiec. Ta osobista historia wykracza poza prywatny kontekst.
Roma rozbija zyskujący dziś szczególną polityczną atrakcyjność mit dobrotliwego patriarchatu. Władzy surowych, lecz sprawiedliwych i odpowiedzialnych ojców, którą nierozważnie podważyły feminizm, kontrkultura i „ideologia gender”. U Cuaróna widzimy bardzo silny patriarchat, który na pewno nie przez feministki okazuje się niedojrzały, egoistyczny, niezdolny do radzenia sobie w kryzysie.
Radzą sobie w nim za to w Romie kobiety – choć z wielkimi trudnościami i często płacąc za to bardzo wysoką cenę. Roma jest też opowieścią o kobiecym upodmiotowieniu, bezwarunkowo stojącą po jego stronie. W sytuacji antykobiecego backlashu, uosabianego przez takie postaci jak Trump czy Jordan Peterson, ta opowieść zyskuje wielką polityczną siłę.