Film

Kiedy policjant woli mężczyzn

Noamia recenzja

Dawno się nie widzieli. Teraz znalazł go martwego w wannie. Nie tego się spodziewał na służbie – do tej pory pracę w policji i sferę prywatną rozdzielał mur.

Tak zaczyna się Noamia – krótkometrażowy film Antonia Galdameza, chyba pierwszy gejowski kryminał w polskim kinie. Grany przez Bartłomieja Topę komisarz Delman to godny następca tradycji Psów, Ekstradycji i Pitbulów, twardy, maczystowski i wulgarny polski glina. Różnica jest jedna, za to istotna – Delman uprawia seks z mężczyznami. I woli, żeby w jego środowisku nikt o tym nie wiedział.

Rodzina martwego chłopaka – trudniącego się dotąd płatnym seksem z mężczyznami – woli z kolei, by nikt, łącznie ze śledczymi, nie dowiedział się zbyt wiele o jego życiu.  Naciska więc, by jego śmierć – bez zagłębiania się w niuanse sprawy – uznać za samobójstwo.

Galdamez, 37-letni polski reżyser o chilijskich korzeniach, umie budować filmowe napięcie i czuje napięcia społeczne. Wątek śledztwa przeplata się z retrospekcjami z gejowskich klubów. Ruszamy szlakiem wspomnień do świata dyskretnych schadzek, seksu za pieniądze, niewyautowanych mężczyzn o poważnych zawodach, jak np. ksiądz czy funkcjonariusz policji, nadużyć w organach ścigania czy wreszcie homofobicznych żartów policjantów nad zwłokami. A że do niewyjaśnionej śmierci dochodzi jeszcze nieczyste sumienie komisarza i uwikłanie całej sprawy w wątki klasowe – filmowo robi się tu naprawdę dobrze. Materiału i pomysłu jest w Noamii spokojnie na pełny metraż, jeśli nie miniserial. I chętnie bym coś takiego zobaczył: pełną wersję, która rozwinęłaby szerzej to, co tutaj zostało tylko wyraziście zarysowane.

Noamia jest też dobrze obsadzona – poza Topą grają tu m.in. kolejny raz – po 1983 i Artystach – powracająca na ekran Agnieszka Glińska czy pracujący na co dzień w wałbrzyskim Teatrze Szaniawskiego Michał Kosela.

Szkoła to heteroseksualny market. Wybierasz coś z półki albo znikasz

Warszawa leży u Galdameza nad morzem. A właściwie nikt nie mówi, że to Warszawa, ale w mieście, w którym rozgrywa się Noamia, mamy i nadmorską plażę, i Pałac Kultury i Nauki, i wieżowce wokół niego. Choć nakręcone z rozmachem miasto jest umowne, to Polska jest tu bardzo polska, z zasłużoną nieufnością do służb i z obyczajową hipokryzją podniesioną do rangi społecznej cnoty.

Jak to się czasem mówi, film trafił na swój czas – jego kontekst to wyciągani z szafy prominentni prawicowi prawnicy, policyjne nadużycia na ulicach, wreszcie – mocny reportaż Onetu To jest policja, tutaj się nie mażemy – o przemocy, seksizmie i mobbingu na komisariatach. Czyli o sprawach, do których polskie kino podchodzi raczej bezrefleksyjnie. Nie tutaj.

„Coś tu masz” – mówi Delman przed wejściem do mieszkania ofiary do nielubianego prokuratora karierowicza, wskazując na kącik jego ust. Ten się nabiera, sprawdza. „To chyba sperma” – dopowiada Delman ze śmiechem, tylko po to, by za chwilę samemu okazać się ofiarą homofobii. Inaczej niż starsi koledzy Galdamez umie wziąć cały uwodzący widzów sztafaż maczystowskiej kryminalnej opowieści, z ostrymi tekstami, wyzwiskami czy naturalistycznymi opowieściami o denatach – i zrobić z tego film o czymś zupełnie innym.

*
Noamię można zobaczyć online na Krakowskim Festiwalu Filmowym jeszcze w sobotę, 6 czerwca o 12:00. Bilety na internetowe projekcje: 6 zł

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Witold Mrozek
Zamknij