Po reakcjach Osieckiej widać, jak wielkie wrażenie na widzach robiła „czarna seria” polskiego dokumentu. Gdzie dziś są takie filmy?
Przeglądałam kiedyś w Muzeum Literatury teczki z rękopisami Osieckiej. Były to setki karteczek i karteluszek z wierszami – coś, co wyobrażamy sobie, kiedy myślimy o poetach, którzy gdy tylko najdzie ich natchnienie, muszą sięgnąć po serwetkę, menu kawiarniane czy byle papierek, żeby zapisać tekst. Od lat te różne zapiski ukazują się drukiem. Wiele z tych książek pokazuje Osiecką z zupełnie nowej strony.
W 2008 roku ukazał się jej Na wolności. Dziennik dla Adama – zapiski, które prowadziła dla siedzącego w więzieniu Adama Michnika. Dwa lata później wyszedł tom korespondencji między Agnieszką Osiecką i Jeremim Przyborą – listy miłosne pary, która była ze sobą przez jakiś czas związana. Teraz wyszły Filmidła. Gawędy o filmach – zbiór recenzji filmowych, jakie Osiecka pisała w latach 50. dla „Sztandaru Młodych” i „Filmu”.
Większość z nich to krótkie teksty przypominające te, które dziś pojawiają się w tygodnikach opinii. Z tą może różnicą, że Osiecka nie streszcza filmów. Od razu pisze, co myśli. W tych opiniach jest i dowcip, i gra słowami, i często sporo ironii. Nie oszczędza nikogo. Recenzja filmu Wakacje z gangsterem (Włochy 1951, reż. Dino Risi) nosi tytuł Jak nie należy robić filmu. Tekst o Dziewczętach z Placu Hiszpańskiego (Włochy 1952, reż. Luciano Emmer) zaczyna się słowami: „Ten słaby film reżyserował Emmer…”. O Wyprawie w przeszłość (Czechosłowacja 1955, reż. Karel Zeman) czytamy, że to film „taki nudny, że wysiedzieć na nim do końca mogą tylko ci, którzy usną”.
Pastwienie się nad niedobrymi filmami Osiecka bardzo konkretnie uzasadnia. „Dobrze, jeśli w szaleństwie jest metoda. Gorzej, jeżeli zabraknie szaleństwa, a zostanie sama metoda – pisze. – Wtedy zamiast Rzym, godzina 11 powstają Dziewczęta z Placu Hiszpańskiego. To, co tam było stylem, tu jest manierą. To, co tam było prostotą, tu jest banałem. To, co tam było prawdą, tu jest płytkim truizmem”.
Niekiedy o filmie Osiecka w zasadzie nie wspomina – w jednym zdaniu przywołuje tylko tytuł, i tyle. Reszta to opis nastroju, jaki film w niej wywołał, scenka z kina. Recenzje Osieckiej czyta się dziś głównie dla tych scenek (na przykład gdy opowiada, że publiczność nudzi jednostajność, bo „w Warszawie co najmniej w trzech kinach naraz idzie ten sam film”) i nastrojów – i dlatego, że to napisała Osiecka. Większość tych filmów odeszło w zapomnienie – a recenzje sugerują, że odejście to im się należało. Ale wiele frajdy sprawia też czytanie o tych filmach, które przetrwały, jak La Strada („La Strada jest to kicz o ładunku filozoficznym Hamleta”), Kanał (Osiecka wychwala czołówkę ze znakiem zespołu filmowego Kadr) czy Zezowate szczęście. W tomie są też reportaże z planu Ósmego dnia tygodnia i Niewinnych czarodziei.
Najciekawsze jednak w tym zbiorze są teksty, które nie są recenzjami. Po porcji lekkich, wesołkowatych opisów komedii i westernów czytamy bardzo poważne analizy sytuacji w polskim kinie lat 50. O polskich dokumentach (później nazwanych „czarną serią”) Osiecka pisze: „Piekielnie ostra jest dawka prawdy zawarta w tych filmach. To szokujące, każe zapomnieć o wszystkim poza ekranem. Uczy buntu, wrażliwości na zło. To są pierwsze niekłamane obrazy Polski, pierwsze nieszminkowane twarze i pierwsze niebudowane dekoracje. Jesteśmy przyzwyczajeni oglądać w kinie żywych Włochów i Niemców, Francuzów i Japończyków, ale kto widział na ekranie Polskę?”.
Tak, jest w tym sporo naiwności, gdy Osiecka pyta, „czy najlepszym sposobem zniszczenia tego zła jest zasłanianie go kolorowymi szmatkami?”. Dziś „czarna seria” poszarzała (jak twierdzą filmoznawcy w książce Kino polskie wczoraj i dziś). Ale – jak widać po reakcjach Osieckiej – w latach 50. robiła na widzach ogromne wrażenie. Film dokumentalny stawiał pytania. Szokował. Wywoływał poczucie wstydu za kino, które jest „cacane” i portretuje „ludzi, sprawy i miasteczka z nieprawdziwego zdarzenia”. „Czarna seria” przecierała drogę polskiej szkole filmowej, potem dokumenty szkoły krakowskiej były wstępem do kina moralnego niepokoju. Osiecka miała niezłego nosa, kiedy pisała, że to na razie „wiosna polskiego kina” i że po dokumentach przyjdzie czas na – jak to nazwała – „duże, dobre filmy”. Czytając te słowa, zastanawiam się, gdzie dziś są takie dokumenty.
PS. Niedawno pewien reżyser zapytał mnie, o czym bym chciała obejrzeć polski film. Wymieniałam różne pomysły i w końcu rzuciłam, że chętnie bym obejrzała film o Agnieszce Osieckiej. Bo to kobieta, a filmów o kobietach zawsze mało; bo jej życie łączy się mocno z Polską, a Polski w filmach zawsze mało; bo to niezwykły życiorys – artystka, legenda, wielkie miłości i wielkie tragedie. Amerykanie, jakby mieli taką Osiecką, już dawno by o niej film nakręcili.
Agnieszka Osiecka, Filmidła. Gawędy o filmach, Prószyński i S-ka, 2013