Czytaj dalej

Tomaszewska: Nie warto czytać książek

Czytanie jest bez sensu w świecie, w którym wszystko musi mieć swój cel, a każde działanie jest nakierowane na korzyść.

Joanna Bator zdobyła tegoroczną Nike za książkę Ciemno, prawie noc. Byłby to może powód do radości, gdyby nie to, że nikogo to nie obchodzi. Jest coś groteskowego w przyznawaniu nagród literackich w  kraju, w którym nie czyta się książek. Bo cóż to za nagroda, która nawet znacząco nie wpływa na wzrost nakładów zwycięskiej książki?

Wśród odzianych na galowo przedstawicieli świata literatury zgromadzonych w niedzielny wieczór w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego można było usłyszeć pozbawione złudzeń komentarze o kryzysie literatury i upadku nagród literackich. Humaniści, przepijając carpaccio z łososia to czerwonym, to białym winem, snuli czarne scenariusze o przyszłości bez książek, o erze wtórnych analfabetów, która niechybnie nadciąga.

Nastrój pesymizmu panuje nie tylko w literackich kuluarach. Coroczne raporty o czytelnictwie nie zostawiają na czytelnikach suchej nitki. Jak wskazuje ten najnowszy, niemal 40 procent Polaków nie miało w ostatnim roku kontaktu z książką, nawet albumem, poradnikiem czy słownikiem. Regularnie czyta jedynie 11% Polaków, przy czym „regularnie” oznacza 7 książek rocznie.

Nie pomagają różnego rodzaju inicjatywy promujące czytelnictwo, nie działają nawet delikatne groźby, jak ta wyrażona w tytule społecznej kampanii Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka. Polacy w swym nieczytaniu są zdeterminowani i wytrwale walczą o wolność do literackiej ignorancji. I myślę, że mają rację. Bo czytanie w dzisiejszych czasach kompletnie nie ma sensu. Oto 5 powodów, dlaczego tak jest:

1. Czytanie niczemu nie służy

Prawda jest taka, że człowiek może sobie doskonale radzić w życiu, w ogóle nie czytając książek. Można być lubianym, popularnym, odnosić sukcesy i uchodzić za osobę inteligentną, nie obcując w ogóle z literaturą. I co? I nic! To wystarczający powód, by przyznać, że czytanie nie jest potrzebne do życia. To już fejsbuk przydaje się bardziej niż książki.

Jest tyle rzeczy ważniejszych – praca, rodzina, ubrania, zakupy, znajomi, gry, jedzenie, imprezy, seks, sport – i każda z nich przynajmniej na coś się przydaje! A książka nie służy niczemu. Czytanie nie jest zajęciem towarzyskim, dzięki lekturze nie poczujesz się lepiej (często wręcz przeciwnie), nijak nie da się tym imponować. Po co więc marnować czas na czynność, z której nic nie wynika, skoro można w życiu zrobić tyle sensowniejszych rzeczy?

2. Czytanie zajmuje za dużo czasu

Film: 1,5 godziny. Odcinek serialu: 30-55 minut. Impreza/knajpa: 6 godz plus ewentualnie kac następnego dnia. Gazeta: 1 godzina. Muzyka: może lecieć w tle, więc tak naprawdę nie zabiera nam czasu.

A książka? Żeby przeczytać powieść, trzeba mieć wolnych co najmniej kilkadziesiąt godzin! Kto  w dzisiejszych czasach ma taką ilość wolnego czasu?!

To jest po prostu fizycznie niemożliwe: człowiek siedzi cały dzień w pracy, wraca zmordowany do domu, idzie na zakupy i jeszcze musi coś ugotować, zjeść, zająć się dziećmi, partnerem, może zwierzakami… w końcu w okolicach północy prawie pada na twarz, więc resztką sił chwyta piwo z lodówki i przez pół godziny klika po kanałach TV, drugą ręką przewijając fejsa. Gdy stanie się cud, dzieci u babci i jest wolny wieczór (jak często –  trzy, cztery w miesiącu?), to nie będzie przecież zasiadał do lektury, tylko wiadomo, pójdzie do knajpy ze znajomymi, ewentualnie do kina, a może na mecz, albo zagra w GTAV. Albo posiedzi na fejsie, cokolwiek. WSZYSTKO zabiera mniej czasu niż czytanie. Rachunek jest prosty.

3. Czytanie jest męczące

Już od czasów podstawówki wiadomo, że czytanie jest męką. Gimnazjum i liceum tylko potwierdzają tę smutną prawdę i dopiero  po maturze można wreszcie odetchnąć. Uwolnić się od listy lektur, kartkówek ze znajomości postaci, rozprawek, interpretacji wierszy i epok literackich. Po co ktokolwiek o zdrowych zmysłach miałby do tego koszmaru powracać?

Bo czytanie jest czynnością męczącą. Nie dość, że zajmuje tak niewyobrażalnie dużo czasu (patrz punkt 2), to jeszcze wymaga skupienia się długo na jednej czynności, w ciszy i spokoju, z dala od ludzi oraz wszelkich rozpraszaczy typu net czy komórka. A przecież jest tyle do zrobienia!

Dlatego internet wygrywa – hasłowe statusy, artykuły długości paragrafu, no i obrazki. Oraz filmiki. Najlepiej w wielu zakładkach naraz, plus otwarty czat i odtwarzacz muzyki – i czuję, że żyję pełnią życia! Przy takim wielozadaniowym trybie życia czytanie książki jawi się jak jakaś asceza, umartwianie się. Od czasów podstawówki wszystko wydaje się atrakcyjniejsze niż ta papierowa włosiennica.

4. Czytanie nie daje korzyści

I nie chodzi tu o to, żeby płacono nam za czytanie. Po prostu inne czynności przynajmniej w sposób pośredni przyczyniają się do zwiększenia naszego kapitału. Na imprezach poznajemy ludzi, co może zaowocować współpracą. Na portalach społecznościowych budujemy swój image, co może mieć daleko idące konsekwencja dla naszego życia – inni nas widzą, oceniają, warto dbać o swój wizerunek w sieci.

Nawet film jest lepszy – pooglądasz go ze znajomymi, podzielisz się wrażeniami, poprawi ci to samopoczucie. Podobnie muzyka – zwłaszcza taneczna lub piosenki, które już znacie – można potańczyć, a nawet zaśpiewać na karaoke i komuś zaimponować (na ogół sobie).

A jak tu pochwalić się książką? Mało prawdopodobne, by ktokolwiek z twoich znajomych słyszał akurat o tej ostatnio przez ciebie przeczytanej, a tym bardziej ją znał. Nie to, co ostatni odcinek Breaking Bad – ten widział każdy, niesamowity był, c’nie?!

5. Czytasz? Przegrałaś życie

Czytanie jest mało sexy i trochę luzerskie. Ktoś, kto czyta książki, prawdopodobnie przynależy do jednej z tych grup:

– Kujony
Siedzą w pierwszej ławce, zawsze przygotowani, rzadko dają ściągać. Nie mają życia towarzyskiego ani erotycznego. Boją się fajek i alkoholu. Wpadają w histerię, jak dostaną cztery plus. Wszyscy w klasie ich nienawidzą, ale kujony mają to gdzieś, odbijają sobie zachwytem w oczach nauczycieli i punktami za olimpiady.

– Lamusy

Ci, którzy nigdy nie ćwiczą na wuefie, tłumacząc się astmą lub innym skrzywieniem kręgosłupa. W przeciwieństwie do kujonów nie da się ich pobić, bo posiadają niesamowitą umiejętność znikania, gdy robi się niebezpiecznie, a astma magicznie się leczy, gdy trzeba wziąć nogi za pas. Przyparci do muru zaczynają płakać. W wersji żeńskiej – niejadki, beksy i siusiumajtki.

– Alieny

Nikt ich nie zna, nikt nigdy nie słyszał ich głosu i nikt nie wie, jak mają na imię. Nie mają znajomych poza innymi alienami, których też nikt nie zna. Ich rzekomo nietuzinkowe zainteresowania i wybitne zdolności (zwłaszcza w jednej dziedzinie, jak informatyka lub matma) jeszcze bardziej  odstraszają potencjalnych ciekawskich.

– Mole książkowe

Ludzie, którzy mają karty biblioteczne. Znak rozpoznawczy: zawsze noszą przy sobie co najmniej 5 kg książek. Ich domy nie służą do mieszkania, lecz do magazynowania zbiorów, dlatego największą tragedią jest dla nich przeprowadzka. Obsesyjnie dążą do powiększania księgozbioru i kompulsywnie kupują wszystko, co jest z papieru, a czego jeszcze nie mają na półce. Śmieją się pogardliwie z ludzi, którzy pytają: „I ty to wszystko przeczytałaś/łeś?”.

– Studenci polonistyki – dowolny punkt z listy powyżej plus frustrująca świadomość, że cokolwiek napiszą, nie zostaną drugim Gombrowiczem.

Podsumowując:

Czytanie jest bez sensu w świecie, w którym wszystko musi mieć swój cel, a każde działanie jest nakierowane na korzyść. Czytanie nie ma sensu w świecie, gdzie czas to pieniądz, a człowiek jest wart tyle, ile umie go namnożyć.

Dlatego mam taką propozycję: Niech ludzie uważający, że książki są do niczego, po prostu  ich nie czytają. Niech trwają w świecie przedmiotów, których nie potrzebują, zasad, których nie rozumieją, i uczuć, których nie są w stanie nazwać. Niech wierzą w to, co widzą, i słuchają tych, którzy im mówią, jak jest. Niech posłusznie biorą udział w zadanym im wyścigu i tylko, broń boże, niech o nic nie pytają. A zresztą czemu mieliby pytać? Przecież nie znają żadnych alternatyw.

Dzięki temu umrą szczęśliwi w ramach doskonale funkcjonującego systemu. Nie doświadczą męki samodzielnego myślenia, nie poznają cierpienia związanego z refleksją nad sobą i światem, nie posiądą bolesnej świadomości, że istnieją inne punkty widzenia i szersza perspektywa. Niech zasilają szeregi niewolników, owiec i trybików. I nikt im tego nie odbierze. Wręcz przeciwnie – wielu zachęci, wszak bezmyślną masą najłatwiej kierować.

A my, mole i kujony, chodźmy po książkę Joanny Bator. I z wypiekami czekajmy na ogłoszenie literackiego Nobla.

Oryginana wersja tekstu ukazała się na blogu las kultury.

Czytaj także:

Maciej Gdula, Ani składzik, ani świątynia

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij