Sontag brakuje luzu, a jej zachłanne czytanie ma w sobie więcej z kucia niż z fascynacji. Konflikt między rozumem i pasją będzie ją prześladował już do końca.
David Rieff usunął z dziennika Susan Sontag fragmenty, które „stawiają moją matkę w złym świetle, są zbyt otwarte seksualnie lub zawierają komentarze nieprzychylne wobec pewnych osób”. Uznał, że cenzura najlepiej ją ochroni i że to właśnie on powinien tego dokonać. Bezsensowne posunięcie, ale nie ma co się nad nim dłużej zatrzymywać – uprzedzam tylko, że tekst jest wybrakowany, a wobec tego także komentarz (i chyba zawsze tak jest, kiedy czytając dziennik, mimowolnie interpretujemy czyjeś życie).
W pierwszej części dziennika, zatytułowanej Odrodzona, obserwujemy Susan Sontag od nastoletniości do trzydziestki. Tytuł sugeruje przełomowy moment, który musiał nastąpić gdzieś podczas dojrzewania, kiedy zamieniała się z podlotka w dorosłą kobietę. 31 maja 1949 roku notuje: „Teraz znam prawdę – wiem, że miłość jest dobra i właściwa – w pewnym sensie otrzymałam pozwolenie, by żyć – Wszystko zaczyna się teraz – j e s t e m o d r o d z o n a”. Sontag jako nastolatka wyjechała na studia do Berkeley, gdzie weszła w życie bohemy, dużo czytała i imprezowała, zaznała pierwszych seksualnych uniesień z kobietami. Odrodzenie to dla niej w tej notatce odnalezienie radości ciała, pełna akceptacja swoich potrzeb zmysłowych i erotycznych, gotowość poddania się namiętnościom.
Okazuje się jednak, że było to raczej chwilowe objawienie niż rzeczywisty przełom. Nie tylko dlatego, że takie jednorazowe przełomy raczej się w życiu nie zdarzają, ale i dlatego, że już za chwilę Sontag wyjdzie za mąż za Philipa Rieffa, swojego nauczyciela akademickiego, bardzo porządnego intelektualistę i prawdopodobnie powściągliwego nudziarza, którego po latach, podczas małżeńskiego kryzysu, nazwie „męską dziewicą”. Trudno zrozumieć, jakim cudem pojawił się w jej życiu na tak długo, brak notatek z tego okresu. I tak chwilę po „odrodzeniu” wkraczamy wraz z nią w dekadę depresji, wyparcia, odłączenia od ciała i uczuć. Prawdziwa walka o realizację swojego „ja” zaczyna się od tego momentu.
„Odrodzona” – czytaj fragment pierwszego tomu dziennika Susan Sontag
Nie było to dla niej ani proste, ani oczywiste. Od wczesnej młodości zapowiadała się na typową intelektualistkę: była poważna, zupełnie pozbawiona wyczucia ironii i lekkości. Żarliwa i arogancka; aby odciąć się od domu i matki, a więc od tych wszystkich kobiecych sentymentów i emocji, starała się być ostra, wręcz bezlitosna. Nie wiem, czy w jej środowisku i w tamtych czasach była inna droga dla młodej kobiety, która miała intelektualne aspiracje; być może nie.
W tym okresie rozwija się jej najistotniejsze pragnienie – pragnienie wiedzy. Sontag brakuje luzu, a jej zachłanne czytanie ma w sobie więcej z kucia niż z fascynacji. Listy lektur z kanonu i ciągle powtarzane „muszę przeczytać” sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z małą, przemądrzałą prymuską. Konflikt między rozumem i pasją będzie dla niej najbardziej uciążliwym doświadczeniem już do końca (tego tomu co najmniej).
Intelekt ją fascynuje, ale w akademickim wydaniu – często odrzuca. Czuje, że to w życiu, jego zmysłowości i spontaniczności, jest właśnie to „coś”. Wyjazd na studia to olśnienie i afirmacja całej siebie, ekstatyczny okrzyk: „Chcę sypiać z jak największą liczbą osób – Chcę żyć i nie znoszę myśli o śmierci – N i e będę wykładać ani starać się o magisterium (…) Guzik mnie obchodzi, że ktoś poznał mnóstwo faktów, chyba że w ich gromadzeniu odzwierciedla się podstawowa wrażliwość, której pożądam…” (s. 45).
Kiedy wyjeżdża do Paryża i nawiązuje kontakt z dawnymi kochankami, znów zaczyna cokolwiek czuć, nawet jeśli często są to miłosne bóle. W tym okresie przemiana następuje między innymi dzięki pisaniu dziennika.
Sontag zauważa, że z jednej strony w dzienniku nie tyle pisze o sobie, ile tworzy siebie.
Tworzy także dla innych, zakłada bowiem, że dzienniki pisze się po to, by bliskie osoby przeczytały po kryjomu, co autor tak naprawdę o nich myśli. Z drugiej strony – zapisane emocje często są powierzchowne, a prawda kryje się w naszych gestach.
Sontag bardzo przeżywa, jak oceniają ją inni, i nie może uwolnić się od ich wzroku. Ma ogromne pragnienie tożsamości i spójności wewnętrznej, mocne przeświadczenie, że właśnie tego jej brakuje. Że gra tak, by być lubianą i adorowaną, a powinna być surowa i prawdziwa. I że od ciągłego bycia dobrą, roztropną i błyskotliwą ma tylko migreny.
To właśnie integralność „ja” stanowi jej obsesję, a ponieważ Sontag należy do duchów ciężkich i obowiązkowych, niemożliwość osiągnięcia spójnej tożsamości staje się powodem do samoudręczeń. Wpada w pułapkę ciągłego osądzania siebie. Terapia, którą na sobie prowadzi, polega na robieniu długich list postanowień, jaka od tej pory będzie. To oczywiście nie rozwiązuje jej problemów, ale w końcu przestaje zażarcie odrzucać psychoanalizę (Freuda nie lubiła za dyscyplinowanie ciała i podtrzymywanie dualizmu) i pod koniec tej części dziennika wybiera się na terapię. W punkcie kulminacyjnym tego etapu notuje: „Problem emocji jest w istocie problemem z kanalizacją. Życie emocjonalne to złożony system odprowadzania ścieków. Trzeba srać każdego dnia, inaczej przestaje działać. Trzeba srać przez 28 lat, by nadrobić 28 lat zatwardzenia” (s. 321–322).
Po rozwodzie Sontag wróciła do życia i mimo targających nią sprzeczności (a po części je przełamując) postawiła na swoje młodzieńcze pragnienia. Wyczulenie na zmysłowość i wrażliwość przekuły się w to, z czego jako intelektualistka była najbardziej znana. Nawet jeśli z punktu widzenia filozofii, choćby tego, co się wówczas działo we francuskiej teorii, jej wczesne eseje nie są zniewalające, to jako świadectwa pasji krytycznej Przeciw interpretacji, Zapiski o kampie, Jedna kultura i nowa wrażliwość wciąż inspirują. Poszerzają pole możliwości percepcji sztuk, wynosząc do rangi wartości estetycznych tak efemeryczne kategorie jak wrażliwość, materialność, zmysłowość czy przegięcie.
Młodzieńcza walka o własne „ja” jest jednak przede wszystkim świadomą pracą intelektualną i emocjonalną, by zostać pisarką. Przeżyć wszystko i wiedzieć wszystko – takie obowiązki wzięła na siebie młoda Sontag.
Susan Sontag, Odrodzona. Dzienniki, t.1, 1947–1963, wydawnictwo Karakter 2012. Przeł. Dariusz Żukowski.