Jest Pan brzydki, niezależnie od tego, ile dobrych książek Pan napisał.
Ta ostatnia jest wyraźnie gorsza od pozostałych, Panu też się chyba pogorszyło.
Pana życiowa obojętność, ospałość, depresyjny charakter i postawa pogardy, zwłaszcza w stosunku do kobiet (a już na pewno do feminizmu), jest może i chwytliwa, ale w gruncie rzeczy jedynie smutna. Ten smutek i postkapitalistyczną melancholię wykorzystuje Pan jako przynętę. Zawsze znajdzie się jakaś urocza rybka, którą da się upolować na haczyk literatury, smutku i grubego portfela. Która z udawaną przyjemnością i oddaniem zrobi panu loda, połykając spermę. Niestety, za każdego loda będzie Pan musiał zapłacić. Wystarczy sobie wyobrazić Pana przedwcześnie postarzałe ciało i wiotki brzuch. Smętny flak fiuta, papierową twarz, czarne płuca i łysiejącą czaszkę.
Myśli Pan, że jest Pan prorokiem. Jest Pan nim. W kategorii: „Jak umrzeć za życia w wieku 35 lat, nie mając za grosz ciepłych uczuć bądź szacunku do siebie oraz do innych żywych istot ” wyprzedza pan wszystkich konkurentów.
Jedyna Pańska nadzieja: może jeszcze kiedyś mi stanie. Jedyna Pańska pewność: że i ta możliwość niebawem zaniknie. I poczuje się Pan jak worek flaków i gówna. I może napisze Pan książkę o tym, jak nienawidzi Pan kobiet, i że to tragiczno- heroiczne poczucie opuszcza Pana tylko wtedy, gdy u Pańskich stóp wije się kobitka o co najmniej 20 lat od Pana młodsza. Wchodzi jej Pan do dupy i robi inne przyjemne rzeczy. Tylko poniżając kobiety (może robi Pan to tylko w książkach?) jest Pan w stanie na moment zrekompensować swoją bierność i przedwczesną starość. A przede wszystkim samotność. Tylko z poniżania drugiego człowieka czerpie Pan satysfakcję. Lubi Pan się pastwić na papierze – cytatów mogłabym podać całe mnóstwo. Niechęć do kobiet zamienił Pan w postawę. Tak, słusznie napisała Virginie Despentes:
„Nie lubić kobiet to u mężczyzny postawa. Nie lubić mężczyzn to u kobiety patologia”. Dlatego mój tekst dla wielu będzie patologią, a Pański mizoginizm traktowany jest z czułą tolerancją. Najczęściej się go pomija z uśmiechem zażenowania, rozwodząc się nad innymi walorami Pańskiej szacownej literatury.
Na kobietach ośmielających się źle mówić o facetach nie zostawia się natomiast suchej nitki. Pogarda dla kobiet nie zna granic. To bez znaczenia, czy to we Francji, czy w Arabii Saudyjskiej. Pogardę dla kobiet usiłuje Pan usprawiedliwiać, chwaląc kobiety za dobrze wykonanego loda, sałatkę i psie oddanie.
Drogi Panie H., nie mam zamiaru ulegać pańskim depresyjnym perwersjom. Nikt mnie nie przekona, że kobiety są upośledzone, że ich najważniejszą, najlepszą i jedyną rolą w życiu to być podnóżkiem dla faceta, społeczeństwa, rodziny. Że jest brzuchem, który musi rodzić. I że najlepiej kobiecie jest w kuchni. Drogi Panie, nielubienie kobiet jest – podobnie jak nielubienie mężczyzn – patologią. Patologią systemu. Patologią relacji, nie tylko miedzy kobietą a mężczyzną, ale również między dorosłymi a dziećmi. Patologią świata społecznego. Ale nadchodzi fala nawiedzonym feministek, które zmiotą wszystko to, co Pan tak kocha u kobiet, czyli uległość, posłuszeństwo, troskę i miłość pomimo wszystko. (Sam Pan oczywiście od siebie tego nie wymaga.) I może sobie Pan wieścić koniec feminizmu. Raz zdobytej wolność nie daje się tak łatwo odebrać. No chyba, że w Pańskich marzeniach (czytaj: książkach).
Pan może to mieć w dupie. I ma Pan to w dupie. Pańska literatura jest tego dowodem. I jest Pan samotny. I stary. I łysy. I brzydki. I niechlujny. A takich jak Pan są miliony.
Bez pozdrowień,
Marzena Gębala
**Dziennik Opinii nr 326/2015 (1110)