Medialne reakcje, z jakimi spotkała się inicjatywa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku, pokazały, że jako społeczeństwo straciliśmy wyobraźnię.
W gdańskich tramwajach niespodziewanie pojawiły się książki. Kilka dni temu Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Gdańsku rozpoczęła akcję zachęcającą do czytania: w wybranych tramwajach umieszczono plecione czerwone siatki z publikacjami do poczytania w drodze do szkoły, pracy, domu. W 35 tramwajach powieszono po dwie siatki, czyli skromnie i ostrożnie. Na zachętę. Pierwsze komentarze były entuzjastyczne („świetny pomysł”), szybko obok nich pojawiły się jednak głosy proroczo ponure („zaraz i tak ukradną te książki”). Z każdym dniem głosów ponurych przybywa.
Pomysłodawcy akcji oczywiście wzięli pod uwagę to, że książki z siatek będą znikać. Codziennie do zajezdni dojeżdża o 40% mniej książek, niż wyjechało w miasto. Znikają nie tylko książki, ale nawet czerwone siatki. Zarząd Komunikacji Miejskiej uzupełnia braki. Biblioteka podrzuca do ZKM nowe książki. A co na to komentatorzy? Komentatorzy utyskują na „głupie społeczeństwo, które nie dorosło do tej wspaniałej akcji”. Panie i panowie, może nie obrażajmy się na ludzi, że wzięli książki z siatek? Może choć raz zamiast narzekać na złe niedojrzałe społeczeństwo, zróbmy coś pozytywnego. Choćby mały gest.
Wyobraźmy sobie na przykład, że ktoś jechał tramwajem, zobaczył w czerwonej siatce książkę, sięgnął po nią, zaczął czytać, spodobało mu się, wciągnął się w lekturę tak, że nie mogąc się oderwać, zabrał książkę do domu. Komu z nas, wielbicieli książek, nie zdarzyło się tak zaczytać, że nie mogliśmy się oderwać od lektury? Może za kilka dni taki zaczytany pasażer przeczyta książkę i odłoży ją do siatki? A tymczasem, żeby siatki nie świeciły pustakami, wrzućmy do nich sami jakąś naszą książkę, którą chcielibyśmy polecić innym.
To utopia, powiecie. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Gdańsku zrobiła fajną akcję, a ludzie po prostu pokradli książki. To samo słyszeliśmy, kiedy wspólnie z zespołem Świetlicy KP w Trójmieście posadziliśmy kwiatki na publicznym skwerze na Placu Waryńskiego. „Szkoda zachodu, zaraz pokradną” – mówiono nam nie raz. Pokradli. Cóż z tego? Czy to ma znaczyć, że nie warto nic robić? To najprostsze.
Nie ma co się obrażać na ludzi, że z gdańskich tramwajów znikają książki. Własność wspólna, dobro ogółu to wartości – jak się okazuje – skutecznie wyrugowane z naszych słowników. Kojarzą się z komunizmem, a komunizm z „tymi złymi czasami, do których wracać nie chcemy”. Ale czy w związku z wykreśleniem ze słowników pojęć źle nam się kojarzących nie straciliśmy czegoś jako społeczeństwo? Tak oczywiste jest dla nas dziś przekonanie, że jak cokolwiek umieścimy w przestrzeni publicznej i nie przyspawamy, to zostanie rozkradzione, że nawet nie umiemy sobie wyobrazić czegoś takiego jak „przestrzeń publiczna”, jak „dobro wspólne”, jak książka, która służy innym, którą ktoś wziął, żeby przeczytać, i odda.
Inicjatywa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku nie tylko zwróciła uwagę na to, że mało czytamy. Przypadkiem pokazała – w zasadzie nie sama inicjatywa, a medialne reakcje, z jakimi się spotkała – że jako społeczeństwo straciliśmy wyobraźnię. Nie umiemy wyobrazić sobie „dzielenia się”, „wymiany”, „rzeczy wspólnych”. Wyobraźnia to podstawa zmian. Także społecznych. Tak jak trzeba sobie było wyobrazić latanie, żeby zbudować samolot, tak musimy umieć sobie wyobrazić „odkładanie książki do siatki”, żeby książka ta do siatki wróciła.
Zamiast więc obrażać się na świat, świat ten wyobraźmy sobie jako lepszy i lepszym go czyńmy. Zaczynając od książek w tramwajach. Przestańmy opowiadać o tych złych, co ukradli książki, wyobraźmy sobie, że je czytają, a siatki czekają na nowe książki. Każdy z nas ma w domu taką książkę, którą może podrzucić do siatki w tramwaju. Ja i moi znajomi ze Świetlicy Krytyki Politycznej w Trójmieście już kilka siatek wypełniliśmy. I będziemy wypełniać nadal. Zapełnijmy plecione siatki po brzegi. Pokażmy, że nie jesteśmy tylko narzekaczami, ale że umiemy też zrobić coś pozytywnego.