Czytaj dalej

Każdy wie, tylko nikt nie rozumie

Zapis w biuletynie kroniki łódzkiego getta z 1942: „Pierwsze dwadzieścia dni września piękne i słoneczne, tylko parę przelotnych opadów”.

Pewien człowiek nazwiskiem Józef Zelkowicz słucha Chaima Rumkowskiego w to skwarne popołudnie 4 września 1942 przed remizą na Lutomierskiej 13 i jak zwykle zapisuje to, co widzi i słyszy. Te zapiski przetrwają likwidację getta i likwidację Zelkowicza (w Auschwitz 1944). Wielki i przerażony płacz z tłumu, zapisuje po apelu do ojców i matek, aby wydali swoje dzieci. Straszne zawodzenia, zapisuje po stwierdzeniu, że członki muszą być amputowane, by uratować ciało. Lód we wszystkich sercach, zapisuje. Desperacja w oczach. Dłonie kurczowo zaciśnięte. Twarze zastygłe w grymasy.

Wszyscy wiedzą. Rozporządzenia stały się z czasem brutalne, z eufemizmów zdarto listki. Już przy drugiej fali transportów, w lutym 1942, znika przyrzeczona wymiana „rumek” na niemieckie reichsmarki, a tych dwanaście i pół kilo bagażu, tak precyzyjnie wyznaczone, które podróżni mieli brać ze sobą na punkt zborny, teraz brutalnie każe im się zostawić, zanim wsiądą do pociągu. Nawet prowiant. Getto leży bezsenne przez ten pozostawiany bagaż. I przez ten, który tu wraca. Wszyscy wiedzą, tylko nikt nie rozumie.

„Faktem jest – zapisuje Józef Zelkowicz we wrześniu 1942 – że już nikt nie żywi żadnych wątpliwości; mamy już całkowitą pewność, że wysiedleńców z getta nie »wysyła się« nigdzie indziej jak tylko do piekła, przynajmniej tych starych. Że się ich wyrzuca na śmietnisko, jak mawiamy w getcie. Jak zatem można sądzić, że zaakceptujemy to nowe rozporządzenie? Że po czymś takim będziemy chcieli żyć dalej?”.

Uważam, że nikt nie ma prawa post factum zadawać tego pytania, ale Zelkowicz zadaje je tam i wtedy. Jak możecie żyć dalej po tym, jak nakazano wam „złożyć w ofierze” waszych starców, chorych i dzieci, żebyście mogli żyć dalej? Kto chce żyć dalej w świecie, gdzie taki nakaz można wymyślić i sformułować? Już nie mówiąc o świecie, gdzie taki nakaz można zorganizować i wykonać.

Wielu nie umie żyć dalej. Po każdej fali wysiedleń fala samobójstw. Ludzie wyskakują z okien albo wieszają się na belkach i futrynach, albo podcinają sobie żyły, albo łykają truciznę czy za dużą dawkę jakiegoś środka nasennego, do których szczęśliwie mieli dostęp, albo starają się, by zastrzelili ich niemieccy wartownicy przy ogrodzeniu getta. To ostatnie nie jest zbyt trudne. Wachmani strzelają też do tych, którzy nie chcą być zastrzeleni. Wszystkie samobójstwa są odnotowywane w dzienniku czy codziennej kronice, którą prowadzi się bez wiedzy Niemców, na zlecenie żydowskiej administracji getta, w lokalu na drugim piętrze budynku przy placu Kościelnym 4. Tysiące zapisanych na maszynie stron dziennika, już to po polsku, już to po niemiecku, pełnych obserwacji i wiadomości o codziennym życiu getta, o zgonach i narodzinach (!), o okrojonych racjach żywnościowych, o dostawach brukwi i ziemniaków, o braku zapałek i opału, o wyznaczonych celach i wynikach produkcji, o pogodzie, o tym, że jakiś „najwyraźniej chory i stary człowiek w towarzystwie wychudzonego chłopca stoi na rogu i próbuje sprzedać coś, co przypomina główkę cebuli”. Stopniowo coraz częstsze notatki o głodzie i o transportach, i o samobójstwach.

Przed transportami we wrześniu 1942 rodzice próbują zabijać swoje dzieci, a potem siebie. Nie wszystkim się udaje. W te wrześniowe dni 16 000 ludzi zostaje złożonych w ofierze, a więc wydanych w celu dalszego transportu, jak wynika z list sporządzanych w lokalach żydowskiej administracji getta na pierwszym piętrze budynku przy placu Kościelnym 4 przez trzydzieści osiem osób, które pracując na dwunastogodzinne zmiany, przekopują dziewiętnaście gettowych ksiąg ewidencyjnych i przepisują tysiące nazwisk z podaniem dokładnego wieku na osobne karteczki, sortują je według kwartałów i nazw ulic, i zanoszą je na drugie piętro, do Komisji Wysiedleńczej, gdzie się wybiera kartki tych, którzy mają zostać wysiedleni, i wysyła je dalej, do komisariatów żydowskiej gettowej policji, w celu wykonania.

Tak właśnie pisze Józef Zelkowicz na maszynie, po polsku, w kronice getta z 14 września 1942. Poza kroniką, w pisanych ręcznie zapiskach w jidysz, notuje, że wszyscy jakby poszaleli. Notuje także, że te kartki wkrótce okazują się bez sensu, ponieważ Niemcy już po paru dniach tracą cierpliwość i wysyłają do getta własnych ludzi, i nie przejmują się kartkami i biorą ludzi jak popadnie, i rozstrzeliwują tych, co próbują się ukrywać lub nie wykonują poleceń, lub mają niewłaściwy wyraz twarzy. Podczas „szpery” we wrześniu 1942 gestapo rozstrzeliwuje sześćset osób. Dwie z nich na podwórzu domu na Żytniej 7, gdzie Niemcy każą mieszkańcom ustawić się rzędem do inspekcji. W szeregu jest matka z czteroletnią córeczką. Opowiada to Zelkowicz. Matka z córeczką trzymają się mocno za ręce i uśmiechają się, matka, żeby pokazać, że jest silna i zdrowa, córeczka, bo się cieszy, że może wyjść na słońce. Niemiec rozkazuje matce oddać dziecko. Matka nie oddaje i wciąż się uśmiecha. Matka z córeczką zostają wyciągnięte z szeregu; Niemiec daje im trzy minuty do namysłu. Co do sekundy. Także Niemiec uśmiecha się nie wiedzieć czemu. Stojący w szeregu sąsiedzi trzęsą się ze strachu – tak dyskretnie, jak to tylko możliwe, żeby się nie wyróżniać. Po trzech minutach matkę z córką odsyła się „pod ścianę” i Niemiec je zabija, strzelając im z pistoletu w kark.

Zelkowicz usiłuje znaleźć słowa na to, co dzieje się w getcie w te dni we wrześniu 1942, chociaż nie sądzi, by dano mu wiarę. Przypuszcza, że za kilkadziesiąt lat znajdą się ludzie, którzy będą wołać, że to kłamstwo i fałsz. Więc zapisuje co jakiś czas, jakby sam szczypał się z niedowierzaniem, że to naprawdę się zdarzyło, że to „stuprocentowy fakt”, że to się dzieje na jego oczach, tu i teraz, jakkolwiek absurdalnie i nieprawdopodobnie może to brzmieć dla kogoś, kto to kiedyś przeczyta. Ba, przecież także dla nich, tu i teraz, to, co się dzieje, jest niepojęte i nieprawdopodobne. I jedynym sposobem, by żyć dalej, jest właśnie nie pojmować. Ludzie w getcie nie płaczą jak ludzie w te dni, pisze Zelkowicz. Szczekają jak psy, wyją jak wilki, skowyczą jak szakale, ryczą jak lwy. Nie płaczą jak ludzie, bo ten ból nie jest ludzkim bólem, na który można odpowiedzieć ludzkimi łzami.

Getto w te dni to kakofonia dzikich dźwięków, w której brak tylko jednego tonu – ludzkiego. Istoty ludzkie nie są w stanie wytrzymać takiej męki. Zwierzęta może, lecz nie ludzie. Więc ludzie nie płaczą.

Józef Zelkowicz wyciska słowa i goni za metaforami; ludzi zabija się „jak wściekłe psy”, jakaś kobieta, która właśnie straciła trzech synów, „śmieje się dziko jak hiena”, inna kobieta, której męża właśnie zabito na jej oczach, „czka jak szalony struś”, przy czym każde czknięcie „jest zatrutą strzałą w serce”. W każdym mieszkaniu pęka „zaropiały wrzód”, w każdym pokoju „ryczący, grzmiący i czkający, histeryczny wybuch wulkanu”, z każdego otwartego okna i rozwalonych drzwi „strumień gorącej lawy, który zalewa ulice i podwórza i zaraża dom za domem”. Całe łódzkie getto „trzęsie się, zgrzyta, dygocze, szaleje w amoku”.

Wraz z „ofiarą” złożoną ze starców, chorych i dzieci we wrześniu 1942 wali się w gruzy świat Józefa Zelkowicza. On nie rozumie, jak getto może po tym wszystkim żyć dalej, ani tym bardziej, jak mogą żyć ci, którzy podjęli się zadania wybierania ofiar, i jest szczerze zdumiony, ba, wręcz oburzony, kiedy widzi, że „ten straszliwy szok” raczej przejawia się w postaci pewnego zobojętnienia. Ledwie skończyła się brutalna czystka wysiedleńcza, a już zaczyna się od nowa, jakby nigdy nic, walka o przetrwanie. „Ludzie, którzy dopiero co stracili swoich najbliższych, rozmawiają już tylko o przydziałach kartkowych, ziemniakach, zupie etc.! To przechodzi wszelkie pojęcie!”.

Następny zapis w biuletynie kroniki getta: „Pierwsze dwadzieścia dni września [1942] piękne i słoneczne, tylko parę przelotnych opadów”.

Fragment książki Görana Rosenberga Krótki przystanek w drodze z Auschwitz, przeł. Mariusz Kalinowski, wydawnictwo Czarne 2014

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij