Wszystko powtarza się i powraca: państwa, partie, rodziny. Z tego złożony jest kapitalizm i jego ideologia, „pstrokaty obraz wszystkiego, w co dotychczas wierzono”.
Jak zauważył Wilhelm Reich, to, że niektórzy ludzie kradną, a inni od czasu do czasu strajkują, nie powinno nas zaskakiwać. Dziwić raczej powinno, że głodujący nie kradną codziennie, a wyzyskiwani nie strajkują bez przerwy: dlaczego przez stulecia wyzysk, upokorzenie, niewolnictwo były wspierane przez ludzi do tego stopnia, że nie tylko domagali się oni tego dla innych, ale także dla samych siebie? Reich osiąga w swoim myśleniu wyżyny w chwili, gdy odrzuca te wyjaśnienia genezy faszyzmu, które odwołują się do niewiedzy bądź złudzenia mas, i wzywa do wyjaśnienia faszyzmu poprzez pragnienie i w odniesieniu do niego: nie, masy nie zostały oszukane; w tamtym momencie i w tamtych warunkach pragnęły faszyzmu, i to należy wyjaśnić, tę perwersję stadnego pragnienia[1].
czytaj także
Nie udało mu się jednak podać wystarczająco przekonującej odpowiedzi, ponieważ wskrzesił to, z czym chciał walczyć, odróżniając racjonalność – taką, jaka jest lub jaka powinna być w procesie społecznej produkcji – od irracjonalności tkwiącej w samym pragnieniu, wyłącznie tę ostatnią traktując jako podlegającą osądowi psychoanalizy. Tym samym jedyne zadanie, jakie pozostawia on psychoanalizie, polega na wyjaśnianiu tego, co „negatywne”, „subiektywne” i „zahamowane” w polu społecznym. Sprowadza ją nieuchronnie do dualizmu racjonalnie wytworzonego obiektu rzeczywistego i fantazmatycznej, irracjonalnej produkcji[2]. Rezygnuje z odkrycia wspólnej miary bądź wspólnego zakresu pola społecznego i dziedziny pragnienia. Do pełnego ustanowienia prawdziwie materialistycznej psychiatrii brakuje mu kategorii produkcji pragnącej, w której to, co realne, przybiera formę zarazem racjonalną i irracjonalną.
Masy nie zostały oszukane; w tamtym momencie i w tamtych warunkach pragnęły faszyzmu, i to należy wyjaśnić, tę perwersję stadnego pragnienia.
Masowa represja społeczna, jaka odciska się na produkcji pragnącej, w żadnym stopniu nie wypacza przyjętej przez nas zasady: pragnienie wytwarza realność lub, inaczej mówiąc, produkcja pragnąca jest niczym innym jak produkcją społeczną. Nie chodzi więc o to, by przypisać pragnieniu jakąś osobną formę istnienia, która byłaby psychiczną czy umysłową rzeczywistością przeciwstawioną materialnej rzeczywistości produkcji społecznej. Maszyny pragnące nie są maszynami fantazmatycznymi czy onirycznymi, które miałyby się w jakiś sposób różnić od maszyn technicznych czy społecznych i je dublować. Prędzej to fantazje są wtórnymi środkami wyrazu, które wywodzą się z tożsamości tych dwóch rodzajów maszyn w ich konkretnym środowisku. Z tego powodu fantazja nigdy nie jest czymś jednostkowym, ale, jak wykazała analiza instytucjonalna, zawsze jest fantazją grupy. Jeśli istnieją dwa rodzaje fantazji grupy, wynika to stąd, że owa tożsamość może być odczytywana w podwójnym sensie, w zależności od tego, czy maszyny pragnące są pojmowane jako wielkie masy stadne, które tworzą, czy rozważa się maszyny społeczne w odniesieniu do elementarnych sił pragnienia, z których się składają. Może więc zdarzyć się tak, że w fantazji grupy libido inwestuje w istniejące pole społeczne, w tym również w jego najbardziej represyjne formy; czy wręcz przeciwnie, przystępuje do przeciw-inwestycji, która łączy istniejące pole społeczne z pragnieniem rewolucyjnym (tak jak w przypadku wielkich dziewiętnastowiecznych utopii socjalistycznych, które nie funkcjonowały jako modele idealne, ale jako fantazje grupy, to znaczy jako rzeczywiste czynniki wytwórcze pragnienia; umożliwiały tym samym wstrzymanie czy wycofanie inwestycji bądź „rozwiązanie” ówczesnego pola społecznego na rzecz rewolucyjnego ustanowienia samego pragnienia). Ale między tym dwoma rodzajami maszyn – maszynami pragnącymi i społeczno-technicznymi – nie występuje żadna gatunkowa różnica. Na pewnym poziomie pojawia się między nimi różnica, ale dotyczy ona tylko organizacji ich reżimów, pojawia się ze względu na odmienne stosunki wielkości. Mimo różnicy w organizacji reżimów mamy do czynienia z tymi samymi maszynami, czego jasnym dowodem są fantazje grupy.
Zarysowane przez nas wcześniej zestawienie produkcji społecznej i pragnącej miało w obu przypadkach wskazywać na obecność instancji antyprodukcji, która chętnie nakłada się na formy wytwórcze i je zawłaszcza. Jednakże takie zestawienie absolutnie nie miało na celu rozstrzygania, jakie relacje zachodzą między wspomnianymi formami produkcji. Pozwalało nam jedynie wyraźniej zaznaczyć pewne aspekty dotyczące różnicy ich reżimów. Przede wszystkim maszyny techniczne, co oczywiste, pracują i działają jedynie pod warunkiem, że nie są zepsute. Właściwą im granicą nie jest rozstrojenie czy zepsucie, lecz zużycie. Marks może oprzeć się na tej prostej zasadzie, aby wykazać, że w reżimie maszyn technicznych istnieje ścisłe rozróżnienie na środki produkcji i produkt i to właśnie dzięki niemu maszyna przenosi wartość na produkt, przy czym chodzi jedynie o tę wartość, którą maszyna traci, zużywając się. Inaczej jest w przypadku maszyn pragnących, które nieustannie psują się w trakcie działania i działają tylko wtedy, gdy są zepsute i rozregulowane: proces produkcji ciągle przeszczepia się na produkt, a części maszyny są również napędzającym ją paliwem. Sztuka często wykorzystuje ową właściwość, tworząc najprawdziwsze fantazje grupy, które wytwarzają spięcia na styku produkcji społecznej z produkcją pragnącą i wprowadzają funkcję rozstrojenia w proces reprodukcji maszyn technicznych. Tak jest w przypadku spalonych skrzypiec Armana czy sprasowanych samochodów Césara. Przykład ogólniejszy: metoda paranoicznej krytyki rozwijana przez Dalego, kończąca się wybuchem maszyny pragnącej w przedmiocie produkcji społecznej. Sięgając nawet po wcześniejsze przykłady: Ravel przedkładał rozstrojenie nad zużycie czy wyczerpanie, zastępował powolne i stopniowe wybrzmiewanie dźwięków niespodziewanym zerwaniem, zawieszeniem, wibracją, gwałtownym uderzeniem czy złamanym akordem[3]. Artysta jest władcą obiektów. Do swojej sztuki włącza obiekty zużyte, spalone, stłuczone, aby poddać je reżimowi maszyn pragnących, w których rozstrojenie jest nieodłącznym elementem funkcjonowania; artysta przedstawia maszyny paranoiczne, cudotwórcze, bezżenne, podobnie jak wiele innych maszyn technicznych, nawet jeśli te ostatnie miałyby zostać zrujnowane przez maszyny pragnące. Co więcej, dzieło sztuki samo jest maszyną pragnącą. Artysta gromadzi swoje skarby, by wywołać następną eksplozję, i dlatego jest szczerze przekonany, że zniszczenia nie dokonują się tak szybko, jak powinny.
Wynika stąd kolejna różnica między opisywanymi reżimami: maszyny pragnące same z siebie wytwarzają antyprodukcję, podczas gdy antyprodukcja właściwa maszynom technicznym jest wytwarzana tylko w zewnętrznych warunkach reprodukowania się procesu (chociaż owe warunki nie pojawiają się jako „stan późniejszy”). Z tej racji maszyny techniczne nie tworzą kategorii ekonomicznej; zawsze odsyłają do socius czy maszyny społecznej, która nie jest z nimi tożsama i warunkuje proces reprodukcji. Maszyna techniczna nie jest przyczyną, a jedynie wskaźnikiem ogólnej formy społecznej produkcji: w ten sposób możemy wyodrębnić maszyny manualne i społeczeństwa pierwotne, maszyny hydrauliczne i formację azjatycką, maszyny przemysłowe i kapitalizm. Kiedy więc przedstawialiśmy socius jako odpowiednik pełnego ciała bez organów, nie było między nimi najmniejszej różnicy. Maszyny pragnące są podstawową kategorią ekonomii pragnienia, same wytwarzają ciało bez organów, nie odróżniają czynników produkcji od własnych części, nie dostrzegają różnicy między stosunkami produkcji i ich wzajemnymi stosunkami, nie odróżniają tego, co społeczne, od tego, co techniczne. Maszyny pragnące są jednocześnie maszynami technicznymi i społecznymi. W tym sensie produkcja pragnąca jest miejscem pierwotnego wyparcia, podczas gdy produkcja społeczna jest miejscem represji; to, co ujawnia się między nimi, przypomina w „ścisłym sensie” wyparcie wtórne: wszystko zależy od usytuowania ciała bez organów lub jego odpowiednika oraz od tego, czy mamy do czynienia z rezultatem wewnętrznym czy zewnętrznym warunkiem (zmienia to w istotny sposób rolę, jaką odgrywa instynkt śmierci).
Mimo wszystko wciąż mamy do czynienia z tymi samymi maszynami, poddanymi dwóm odmiennym reżimom – nawet jeśli pragnienie wystawia się na osobliwe ryzyko, jakim jest pragnienie represji. Istnieje tylko jeden rodzaj produkcji: wytwarzanie realnego. I niewątpliwe ową tożsamość można wyrazić w dwojaki sposób, lecz oba sposoby ustanawiają samowytwarzanie się nieświadomości jako rodzaj cyklu. Możemy powiedzieć, że produkcja społeczna jest wynikiem produkcji pragnącej w określonych warunkach: pierwszeństwo należy więc przyznać Homo natura. Ale musimy również dodać, że produkcja pragnąca jest przede wszystkim produkcją społeczną i ostatecznie zmierza jedynie do wyzwolenia samej siebie (pierwszeństwo Homo historia). Ciało bez organów nie przedstawia się jako coś źródłowego, co następnie byłoby rzutowane na socius w jego różnych odsłonach, jak gdyby było skończonym paranoikiem, przywódcą hordy pierwotnej obecnym u źródła organizacji społecznej. Maszyna społeczna czy socius może być ciałem Ziemi, ciałem Despoty, ciałem Pieniądza. Nigdy nie jest projekcją ciała bez organów. To raczej ciało bez organów jest końcową pozostałością po zdeterytorializowanym socius. Zadanie socius zawsze sprowadzało się do kodowania przepływów pragnienia, ich zapisywania, wpisywania się w nie i dbania o to, aby nie uchował się żaden przepływ, który nie zostałby zatamowany, skanalizowany, uregulowany. Kiedy pierwotna maszyna terytorialna okazała się być pod tym względem niewystarczająca, maszyna despotyczna ustanowiła rodzaj nadkodowania. Tymczasem maszyna kapitalistyczna, zbudowana na mniej lub bardziej dawnych ruinach państwa despotycznego, staje w obliczu zupełnie nowej sytuacji: zadania dekodowania i deterytorializacji przepływów. Kapitalizm nie konfrontuje się z tą sytuacją gdzieś na zewnątrz, ponieważ w niej żyje, znajduje w niej jednocześnie swoje uwarunkowanie i swój budulec, i z całą przemocą ją narzuca. Suwerenna produkcja i represja typowa dla kapitalizmu może ujawniać się tylko w ten sposób. W istocie kapitalizm rodzi się w momencie spotkania dwóch rodzajów przepływu: zdekodowanego przepływu produkcji w formie kapitału-pieniądza oraz zdekodowanego przepływu pracy w formie „wolnego pracownika”. W przeciwieństwie do wcześniejszych maszyn społecznych maszyna kapitalistyczna jest więc niezdolna do dostarczania kodu, który pokrywałby się z całością pola społecznego. Pojęcie kodu zastąpiła pieniądzem, aksjomatyką ilości abstrakcyjnych, która nieustanie posuwa się coraz dalej w ruchu deterytorializacji socius. Kapitalizm zmierza do progu dekodowania, rozwiązując socius na rzecz ciała bez organów i uwalniając na nim przepływy pragnienia w polu zdeterytorializowanym. Czy w tym sensie właściwe jest stwierdzenie, że schizofrenia jest produktem maszyny kapitalistycznej, tak jak zaburzenie maniakalno-depresyjne i paranoja są produktami maszyny despotycznej, a histeria – maszyny terytorialnej?[4]
Czy w tym sensie właściwe jest stwierdzenie, że schizofrenia jest produktem maszyny kapitalistycznej, tak jak zaburzenie maniakalno-depresyjne i paranoja są produktami maszyny despotycznej, a histeria – maszyny terytorialnej?
Dekodowanie przepływu i deterytorializacja socius określają tym samym najistotniejszą tendencję kapitalizmu. Kapitalizm nieustanie zbliża się do swojej granicy (limite), która jest granicą typowo schizofreniczną. Ze wszystkich sił dąży do wytworzenia schizofrenika jako podmiotu zdekodowanych przepływów na ciele bez organów – jeszcze bardziej kapitalistycznego od kapitalisty, bardziej proletariackiego niż proletariusz. Zmierza w tym kierunku coraz dalej, aż do momentu, w którym posyła się na księżyc ze wszystkim przepływami: zaiste, nie widzieliśmy jeszcze wszystkiego! Gdy powiada się, że schizofrenia jest chorobą typową dla naszych społeczeństw, chorobą naszych czasów, takie stwierdzenie nie znaczy, że tylko nowoczesne życie prowadzi do szaleństwa. Nie chodzi tu o sposób życia, ale o proces produkcji. Nie chodzi również o konstruowanie prostego zestawienia, nawet jeśli zestawienie takie jest, z perspektywy niepowodzenia w kodowaniu, słuszne, na przykład w odniesieniu do zjawiska ześlizgiwania się sensu w mowie schizofreników czy mechanizmów potęgowania się sprzeczności na każdym poziomie społeczeństwa przemysłowego.
czytaj także
W rzeczywistości znaczy to, że kapitalizm w swoim procesie produkcji wytwarza przerażający ładunek schizofreniczny, któremu przeciwstawia cały ciężar swojej represji, stale odtwarzający się jako granica procesu. Kapitalizm bowiem nieustanie opóźnia swą tendencję i przeciwdziała jej, jednocześnie ją przyspieszając; nieustanie oddala swoją granicę, jednocześnie do niej zmierzając. Kapitalizm ustanawia bądź odnawia wszelkiego rodzaju pozostałości po terytorializmach, wyobrażone czy symboliczne atrapy, na podstawie których usiłuje – w takim stopniu, w jakim potrafi – dokonać przekodowania i uregulowania osób jako pochodnych ilości abstrakcyjnych. Wszystko powtarza się i powraca: państwa, partie, rodziny. Z tego złożony jest kapitalizm i jego ideologia, „pstrokaty obraz wszystkiego, w co dotychczas wierzono”. Rzeczywistość nie jest czymś niemożliwym, jest coraz bardziej sztuczna. Prawo tendencji przeciwdziałających: tak Marks nazwał podwójny ruch spadku stopy zysku oraz wzrostu absolutnej ilości wartości dodatkowej. Bezpośrednim wnioskiem tego prawa jest podwójny ruch: z jednej strony dekodowania lub deterytorializacji przepływów, z drugiej ich gwałtownej i sztucznej reterytorializacji. Im bardziej maszyny kapitalistyczne wywołują proces deterytorializacji, dekodując i formalizując przepływy, aby wycisnąć z nich wartość dodatkową, tym bardziej ich urządzenia biurokratyczne i porządkowe starają się ze wszystkich sił dokonać ponownej reterytorializacji, pochłaniając coraz większą część wartości dodatkowej.
Z pewnością nie można dzisiaj w wystarczający sposób zdefiniować neurotyka, psychotyka czy osoby perwersyjnej, odnosząc się do popędów; popędy to bowiem nic innego, jak właśnie maszyny pragnące. Należy więc odnieść powyższe typy do nowoczesnych terytorializmów. Neurotyk zostaje umieszczony w terytorializmach resztkowych czy atrapach naszego społeczeństwa, które nakładają się na Edypa i na nim opierają jako na ostatecznej formie terytorialnej – formę tę rekonstruuje się w gabinecie analityka i przenosi na pełne ciało psychoanalityka (tak, mój szef jest moim ojcem, tak samo jak głowa państwa, i pan również, doktorze…). Osoba perwersyjna to ktoś, kto traktuje sztuczność dosłownie: chcecie ich, będziecie je mieli – terytorializmy jeszcze bardziej sztuczne niż te, które proponuje nam społeczeństwo, nowe sztuczne rodziny, tajne stowarzyszenia, towarzystwa księżycowe. Jeżeli zaś chodzi o schizofrenika: swoim niepewnym krokiem stale przemieszcza się on, błądzi, potyka, zapuszcza się coraz dalej i pogrąża w deterytorializacji. Na swym ciele bez organów dokonuje niekończącego się procesu rozwiązywania socius; ta schizofreniczna przechadzka jest być może jego sposobem na ponowne odkrywanie ziemi. Schizofrenik utrzymuje się na granicy kapitalizmu: jest jego rozwiniętą tendencją i nadprodukcją, jest proletariuszem i aniołem zagłady.
Schizofrenik utrzymuje się na granicy kapitalizmu: jest jego rozwiniętą tendencją i nadprodukcją, jest proletariuszem i aniołem zagłady.
Zakłóca wszystkie kody i unosi ze sobą zdekodowane przepływy pragnienia. Realne przepływa. Schizol łączy ze sobą dwa aspekty procesu: proces metafizyczny, który zapewnia nam kontakt z tym, co „demoniczne” w naturze, lub z tym, co kryje się w sercu ziemi, oraz historyczny proces produkcji społecznej przywracający autonomię maszynom pragnącym w ich relacji do zdeterytorializowanych maszyn społecznych. Schizofrenia jest produkcją pragnącą jako granicą produkcji społecznej. Produkcja pragnąca, wraz z reżimem, który odróżnia ją od produkcji społecznej, jest zatem kresem, a nie początkiem. Pomiędzy jedną a drugą nie istnieje nic poza stawaniem się, stawaniem się rzeczywistości. I jeśli materialistyczna psychiatria definiuje się przez wprowadzenie do teorii pragnienia pojęcia produkcji, nie może ona uniknąć sformułowania w kategoriach eschatologicznych problemu ostatecznego związku pomiędzy maszyną analityczną, maszyną rewolucyjną oraz maszynami pragnącymi.
przełożył Tomasz Kaszubski
fragment książki Anty-Edyp. Kapitalizm i schizofrenia, która właśnie ukazuje się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
**
[1] Wilhelm Reich, Psychologia mas wobec faszyzmu, przeł. Ewa Drzazgowska, Magdalena Diefenbach, Aletheia, Kraków 2009.
[2] W ramach przeprowadzanego przez kulturalistów rozróżnienia na systemy racjonalne i projekcyjne psychoanaliza podpada pod drugą kategorię (przykładem może być Kardiner). I chociaż Marcusego i Reicha łączyła wspólna niechęć do kulturalizmu, to pewne elementy tego dualizmu są obecne w ich stanowiskach, mimo że obaj zupełnie inaczej definiują problematykę racjonalności i irracjonalności.
[3] Vladimir Jankélévitch, Ravel, Éditions du Seuil, Paris 1965, s. 74–80.
[4] Na temat histerii, schizofrenii i ich związków ze strukturami społecznymi zob.: Georges Devereux, Essais d’ethnopsychiatrie générale, trad. Henri Gobard, Tina Jolas, Gallimard, Paris 1971, s. 67, oraz wspaniały fragment w: Karl Jaspers, Strindberg i van Gogh, przeł. Robert Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2006, s. 242– 243, 244 (czy w naszych czasach szaleństwo „nie jest aby warunkiem autentyczności w sferach, które w okresach znamionujących się większą samodyscypliną mogły być prawdziwie przeżywane i przedstawiane także bez udziału schizofrenii?”; niewiele dalej Jaspers przeformułowuje to pytanie, dodając: „Jak ongiś niektórzy, by tak rzec, starali się zostać histerykami, tak teraz o pewnych ludziach można by powiedzieć, że starają się zostać schizofrenikami. Ale tylko to pierwsze jest – choć w ograniczony sposób – psychologicznie możliwe, toteż staranie się o to siłą rzeczy prowadzić musi do nieautentyczności”).