„Nie każdy potrafi to zrozumieć, lecz honor jest wszystkim, co niektórzy mężczyźni mają na tym świecie”.
Tak pisze Elif Shafak, tłumacząc kondycję jednego z bohaterów swej nowej powieści. To stwierdzenie odnosi się zresztą do niemal wszystkich męskich postaci, nie pozostanie bez wpływu na żadną spośród opisach w książce kobiet, i oczywiście doprowadzi do wielu dramatów. Bo Honor to tekst rozbierający na części pierwsze machinę tureckiego patriarchatu i pokazujący jej działanie w pozornie banalnych, codziennych sytuacjach. To lekcja trudna, ale warta odrobienia – tym bardziej, że „opakowana” w kawał dowcipnej, ze swadą napisanej prozy.
Miłośnicy roztętnionego stylu Shafak będą zachwyceni – w swej nowej książce wraca do formy znanej z Pchlego pałacu i Bękarta ze Stambułu. Sceptyków, zwłaszcza tych zmęczonych wycieczkami w stronę mistycyzmu i muzułmańskiej duchowości, jakimi pisarka raczyła czytelników w wydanych ostatnio po polsku Czterdziestu zasadach miłości i Sufim, niechaj zachęci perspektywa lektury gęstego tekstu mocno osadzonego we współczesności i podejmującego społecznie i politycznie ważne tematy. Mowa tu będzie bowiem o emigracji, wykorzenieniu i próbach zachowania kulturowej autentyczności w świecie oferującym wiele „niebezpiecznych” tożsamościowych alternatyw.
Pisarka wraca do ulubionych wątków, snuje opowieści zataczające kolejne kręgi, zazębiające się i ukazujące w coraz to nowych odsłonach. Testuje karkołomne chwyty fabularne, piętrzy paradoksy, uparcie poszukuje jedności przeciwieństw. Zaludnia swą powieść charakterystycznymi typami – wśród postaci są jednojajowe bliźniaczki, których losy potoczą się w skrajnie różny sposób, by następnie zaskakująco się spleść, i odsiadujący wyrok mistyk z Sułtanatu Brunei; bułgarska striptizerka szukająca sponsorów w nielegalnych londyńskich kasynach, starający się nigdzie nie zapuścić korzeni mistrz kuchni fusion oraz wytatuowana punkówa, która gdy nikt nie widzi, potajemnie tańczy do szlagierów ABBY.
Shafak jak zwykle z sympatią spogląda na ekscentryków, między wierszami przemyca pochwałę heterodoksji, różnorodności i ekstrawagancji, penetruje marginesy i nisze w poszukiwaniu alternatywnych światopoglądów i stylów życia.
Kiedy tylko może, oddaje głos tym, którzy w dominujących narracjach są go zazwyczaj pozbawieni; skupia się na kobietach, ich doświadczeniu i problemach, z jakimi muszą się borykać w społeczeństwie takim jak tureckie. Zarazem jednak – i tę ambicję pisarki znamy już choćby z kart Bękarta ze Stambułu – osią swej opowieści czyni temat społecznie i politycznie „gorący”, a przy tym piekielnie trudny i chętnie przemilczany.
Tym razem śledzić będziemy losy trzech pokoleń rodziny Topraków, począwszy od lat 40. XX wieku, gdy w nędznej kurdyjskiej wiosce gdzieś na południowym wschodzie Anatolii milkliwemu Berzo i zgorzkniałej Naze zamiast tak długo oczekiwanego syna rodzą się kolejne córki, bliźniaczki Pembe i Jamila. Od najmłodszych lat słyszą od matki:
„Kobiety są z najcieńszego białego batystu, a mężczyźni z grubego, ciemnego sukna. Tak podzielił ludzi Bóg: na lepszą i gorszą płeć. Nie powinnyśmy się zastanawiać, dlaczego postąpił w ten sposób. Ważne jest to, że na czarnym tle nie widać plam tak dobrze jak na białym, od którego odcina się każdy pyłek”.
Matczyne przestrogi zapadną dziewczynkom głęboko w pamięć, lecz mimo to nie uchronią ich od przyszłych błędów, za które obie zapłacą boleśnie wysoką cenę.
Z Kurdystanu wraz z członkami rodu Topraków – Pembe, jej mężem Ademem i ich dziećmi – powędrujemy przez Stambuł do Londynu, będącego właściwą sceną snutej przez Shafak opowieści. Jest koniec lat 70., opcje światopoglądowe ulegają coraz większej radykalizacji, miastem wstrząsają kolejne konflikty. Narastają nastroje rasistowskie, krytykujący „system” squattersi toczą nierówną walkę z policją, a wśród imigrantów coraz częściej słychać nawoływania do zachowania „rdzennej” tożsamości, obrony przywiezionych z ojczyzny systemów wartości i niepoddawania się asymilacyjnym naciskom. Wyrwani z gleby, na której wyrośli, i wrzuceni w obce otoczenie, przybysze z biedniejszych części świata często reagują na szok kulturowy zamknięciem w mniejszościowych gettach i konserwatyzmem obyczajowym, jako papierek lakmusowy poświadczający własną wartość nazbyt często traktując cnotę kobiet.
To właśnie w Londynie rozegra się dramat matkobójstwa, będącego tyleż brutalną, co rozpaczliwą próbą zapobieżenia skalaniu honoru rodziny i tyleż trudną, co automatyczną odpowiedzią na złamanie kulturowego tabu. Zbrodnia, stanowiąca węzłowy punkt opowieści, to kulminacja napięć od lat narastających w rodzinnych narracjach, i w tym sensie jest poniekąd nieunikniona. Bo pomimo przestróg, wdrukowywanych w głowy dojrzewających dziewcząt i rozpieszczanych do nieprzytomności chłopców, w kolejnych pokoleniach bohaterowie powieści odtwarzają to samo błędne koło winy i kary, społecznie indukowanego wstydu i będącej jego konsekwencją ślepej przemocy wobec najbliższych.
Emocje niełatwo jednak poddają się obyczajowej cenzurze – kolejne opisywane przez Shafak kobiety wybierają autentyczną miłość zamiast aranżowanych przez rodziny małżeństw, nieśmiało lecz skutecznie przekraczają granice wyznaczone przez ojców i matki – mimo świadomości, że przyjdzie im za to sowicie zapłacić. Koszty tych obwarowanych srogimi zakazami ekscesów ponoszą zresztą nie tylko one; jak wspomina jeden z bohaterów, mężczyzna okradziony z honoru umiera za życia. W powieściowym świecie Shafak wiele będzie takich „żywych trupów”.
W tak skonstruowanym etosie zabójstwo honorowe jest gotowym i piekielnie skutecznym narzędziem przywracania porządku i odzyskiwania kontroli. Prostota i niezawodność tego rozwiązania przeważają nad lękiem przed karą – nastoletni bohater powieści sięgnie po nie niemal bezrefleksyjnie, poniekąd kompulsywnie. Mężczyźni nie są tu jednak jedynymi winnymi – zapewne nie dokonywaliby podobnych wyborów, gdyby nie zostali tak wychowani przez matki, a one przez własne matki i babki, i ten mechanizm reprodukowania społecznej presji pisarka przedstawia naprawdę znakomicie. Rzecz nie w tym, by odpowiedzialność za taki stan rzeczy zrzucać z powrotem na kobiety – w ten sposób pozostalibyśmy w obrębie patriarchalnej logiki, zgodnie z którą kobieta zawsze pozostaje winowajczynią, a mężczyzna wymierzającym sprawiedliwość strażnikiem dobrego imienia rodu.
Chodzi raczej o to, by zdać sobie sprawę, jak trudno wydostać się z pola jej oddziaływania, jak wielkiej odwagi i determinacji wymaga wyjście poza schemat.
Powtarzane z pokolenia na pokolenie i mrożące krew w żyłach historie o winie i nieuchronnej karze, tak chętnie używane jako przestroga, nie skłaniają bowiem właściwie żadnego spośród bohaterów Honoru do refleksji nad sensem powielania takiego przemocowego scenariusza. Dziedziczony od dziesięcioleci wzorzec działania w sytuacji kryzysu wartości wydaje się impregnowany na interpretację, należy do porządku prawd niepodważalnych; nie wyklucza przy tym stosowania w codziennym życiu podwójnych standardów – różnych wobec kobiet i mężczyzn, innych wobec „swoich”, a innych w stosunku do kulturowych „obcych”.
Ten model poddadzą rewizji dopiero dzieci Pembe, ostatniej i najbardziej „spektakularnej” spośród ofiar: odsiadujący wyrok za morderstwo Iskender, szalenie wrażliwy, i tak niemieszczący się w patriarchalnym wzorcu męskości Yunus oraz ich siostra Esma, buntowniczka, w której można dostrzec dyskretnie zarysowane alter ego Shafak. Uczynią to wprawdzie już „po wszystkim”, gdy będzie za późno, by zapobiec złu, wydaje się jednak, że żadne z nich nie powtórzy podobnego schematu w przyszłości. Mimo że to niewesoła diagnoza, niesie w sobie ładunek nadziei: być może głębszą zmianę przynieść może właśnie doświadczenie radykalnej inności i świadome otwarcie się na odmienne sposoby życia i myślenia, będące udziałem jeśli nie pierwszego pokolenia imigrantów, to przynajmniej ich dzieci – ale także licznej rzeszy kosmopolitów i życiowych wagabundów, do których tak chętnie sama siebie zalicza autorka Honoru.
Elif Shafak, Honor, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013