W dzisiejszych czasach telewizory, tak jak wiele elektrycznych wyrobów, są tak jednorazowe jak zużyte pieluchy. Buduje się je, żeby były NIEtrwałe.
Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, bezdomni ludzie śpią pod mostem, szczególnie podczas zimowych miesięcy, kiedy jest mokro i zimno. Schronienie, które wznieśli, stoi mniej niż parę metrów od scieżki dla rowerów i pieszych. Czasami używam tej ścieżki podczas swojego codziennego biegania i nigdy nie omieszkam skinąć albo pomachać do każdego, kto akurat używa schronienia. Stali mieszkańcy rzadko odmachują. Ludzie czasami zostawiają przed wejściem do schronienia ciężkie torby: koce i śpiwory, używaną odzież, żywność i garnki. Niestety, zostawiają zbyt wiele rzeczy. Dosyć koców żeby stopić górę lodową i stos wielbłądziego koloru chinos i koszul chambray – weekendowe mundurki miejskich prawników.
Kiedy pewnego chłodnejgo dnia przebiegałem koło schronienia gdzieś blisko zachodu słońca, jeden z bezdomnych kiwnał mi ręką w odpowiedzi – i uśmiechnął się. Zatrzymałem się w biegu i zapytałem, czy mu czegoś nie potrzeba. Roześmiał się i wskazał na ładunek samochodowy darów, który pojawił się przy jego „domu” w ostatnich tygodniach. – Proszę, nie – śmiał się, podnosząc ręce w geście poddania. –Mam dosyć kłopotu z pozbyciem się całego tego gówna.
Gromadzimy tyle zbytku, że nie możemy tego spożytkować. Nikt tego nie chce. Był czas, kiedy martwiliśmy się, że złodziej mógłby podważyć łomem frontowe okno, wkraść się do domu w środku nocy i zrabować rodzinny telewizor – traumatyczny wypadek, gdyby kiedykolwiek się zdarzył. Pierwszym telewizorem naszej rodziny był His Master’s Voice. Moja matka, która nadal wyznaje wierność tej marce (gdyby tylko mogła ją znaleźć), wciąż jest dumna z faktu, że nasz stary HMV przetrwał piętnaście lat (w latach psich to jest około 90. Nie jestem pewny jak to się liczy w latach telewizorów).
W dzisiejszych czasach telewizory, tak jak wiele elektrycznych wyrobów, są tak jednorazowe jak zasrane pieluchy. Buduje się je, żeby były NIEtrwałe. I kiedy znudzimy się nimi, albo kiedy wysiądą, nie zadajemy sobie trudu żeby je reperować, sprzedać jako używane albo nawet wydać je za darmo. Porzucamy je na ulicy, gdzie leżą dniami, a nawet tygodniami. Nikt nie dba o to, żeby je zabrać do domu. Ludzie mają swoje własne telewizory, których muszą się pozbyć.
Myśląc o swoim zaangażowaniu w projekcie Weather Stations – i o śmieciach które wytwarzamy – kilka tygodni temu rozpocząłem fotograficzny projekt, dokumentując telewizory, które mijałem na ulicy każdego ranka w drodze do pracy. Szybko zebrałem album ponad trzydziestu obrazów. Wskitek tego projektu odkryłem, że nic nie wygląda na bardziej opuszczone czy bezużyteczne niż martwy telewizor (albo dwa tuziny par używanych chinos).
Kultura konsumencka jest podbudowana modelem ekonomicznym, podbudowanym przez wytwórców, podbudowanych przez politykę rządu i ulgi podatkowe, które wymagają, abyśmy kupowali więcej i więcej rzeczy. Szybko więc pozbywamy się rzeczy i kupujemy inne (są to często takie same rzeczy.)
Rzeczy, których się pozbywamy, czasami zostają podarowane tym „mniej wartościowym”, co pomaga nam poczuć się dobrze. Inne rzeczy oddajemy do recyklingu, co pomaga nam poczuć się wyjątkowo dobrze.
Ale masa rzeczy tylko poniewiera się dookoła, samotnych i materialnie przestarzałych. I nie jest tak, że niektore z tych rzeczy nie są zdolne do pełnego i długiego życia (podczas gdy spółki międzynarodowe zapewniają konsumentów, że nie warto naprawiać liczącego sobie trzy miesiące telefonu komórkowego, zabierz go na miejscowe targowisko, a oddany sprawie Pan (albo Pani) Złota Rączka będzie miała to urządzenie na chodzie w pięć minut, za rozsądną opłatą).
Twój obecny telewizor, telefon, laptop albo iPodowe coś-tam mogą nie być traktowane z tą samą sympatią, ktorą moja matka nadal czuje dla swojego staruszka HMV. Ale może mógłbyś się nauczyć kochać je trochę, i trochę dłużej. Bezdomni ich nie chcą ani nie potrzebują. Miejscowi złodzieje szydzą sobie z rzeczy. A kiedy coś w końcu znajduje drogę na wysypisko śmieci, tkwi tam – przez długi, długi czas.
Przeł. Anna Habryn
Tony Birch urodził się w Melbourne w dużej rodzinie aborygeńsko-indyjsko-irladzkiego pochodzenia. Pełne wyzwań dorastanie inspiruje wiele jego prac. Dwa z opowiadań Bircha „Shadowboxing” i „Father’s Day” opowiadają o australijskim systemie szkoły wiktoriańskiej. Birch jest także autorem książki „Blood”, która w 2012 roku znalazła się na liście finalistów Miles Franklin Award.
Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu.
Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.