W jaki sposób opisywaliśmy rzeczywistość przez 25 lat?
Człowiek, jak wiadomo, jest zwierzęciem tworzącym metafory. Przez metafory, symbole, poetyckie figury myśli i postrzega rzeczywistość. Każde, nawet najbardziej wyrafinowane filozoficzne pojęcie ma jakiś swój metaforyczny korzeń. Politykę można rozumieć jako wystawianie „armii metafor” opisujących rzeczywistość i mobilizujących wokół tego opisu grupy zwolenników. Historia III RP jest historią pochodów takich armii metafor.
Wiele z nich skończyło już na cmentarzu historii, straciło swoją moc opisu i społeczno-politycznej mobilizacji. Za pomocą jakich metafor, skrótów, symboli, organizowaliśmy sobie myślenie o Polsce przez ostatnich 25 lat? Spróbujmy sporządzić pobieżny leksykon. Kolejność alfabetyczna.
IV RP – metafora dająca dubeltowe zwycięstwo prawicy w 2005 roku. Składa się z dwóch części: diagnozy III RP jako państwa ciągle tkwiącego, nie tylko korzeniami, w PRL, a przy tym głęboko skorumpowanego, oraz obietnicy jego radykalnej sanacji. Jak miałaby ona wyglądać, poza wymianą elit na te nieskażone komuną, bliżej nie wiadomo. Po klęsce PiS w 2007 roku metafora zostaje w dużej mierze przechwycona przez jego przeciwników. „IV RP” staje się straszakiem mającym mobilizować niepisowską opinię publiczną. Treścią metafory przestaje już być sanacja zepsutego państwa, a staje się samobójstwo Barbary Blidy, działania prokuratury kierowanej przez Zbigniewa Ziobrę, nieudolne operacje „agenta Tomka”. Po tym, jak osią mobilizacji prawicy PiS-owskiej staje się Smoleńsk, metafora IV RP coraz wyraźniej zamiera.
„Bierzcie sprawy w swoje ręce” – podstawowe ideologiczne wezwanie czasów wczesnej transformacji. Metafora „brania spraw w swoje ręce” najlepiej streszcza oczekiwania dominującego przekazu transformacji wobec polskich obywatelek i obywateli. W sytuacji przemiany Polak miał dojrzeć do wolności, zrzucić z siebie brzemię „homo sovieticusa” (patrz niżej) i „wziąć sprawy w swoje ręce”. Człowiek zdolny zerwać z własną przyszłością, polegający na sobie (ewentualnie swoich współpracownikach), a nie na państwie, czy takich instytucjach jak związki zawodowe, miał być nową solą ziemi. Tej ziemi. Metafora ta obsługiwała z jednej strony wejście Polaków w tryby społeczeństwa mieszczańskiego, z drugiej neoliberalną ideologię. Dopełnieniem procesu „brania sprawy w swoje ręce” był nie tylko rzeczywiście imponujący wykwit przedsiębiorczości po roku 1989, ale także radykalne odpolitycznienie społeczeństwa „biorących sprawy w swoje ręce” jednostek, niezdolnych do innego niż ekonomiczne współdziałania. Metafora wzajemnie wzmacniała się z metaforą „państwa-pasożyta” (patrz niżej). Choć wprost jest coraz rzadziej artykułowana w formie otwartego wezwania, ciągle kształtuje nasze postrzeganie rzeczywistości, waloryzuje takie opozycje jak „zaradny” – „roszczeniowy”, „państwowe” – „prywatne”, „przedsiębiorczość” – „biurokracja”.
Ciemnogród – razem z „homo sovieticusem” druga metafora opisująca i delegitymizująca grupę mającą stać na drodze pomyślnej transformacji. Ma stary, oświeceniowy rodowód: wywodzi się z powieści Stanisława Kostki Potockiego Podróż do Ciemnogrodu z 1820 roku. Tytułowy Ciemnogród to biedna i zacofana kraina bez przemysłu i nauki, rządzona przez żyjącą z wyzysku chłopów szlachtę i ogłupiały lub cyniczny kler katolicki. W III RP, w latach 90., ciemnogród oznaczał wracającą do życia katolicko-narodową prawicę. Ostrzeżenia liberalnych intelektualistów przed ciemnogrodem z tego okresu okazały się trafną przepowiednią. Jednocześnie, sprawdzając się opisowo, metafora ta poniosła polityczną klęskę. Nie tylko nie odebrała ciemnogrodowi legitymacji, ale stanowiła jeden z czynników umożliwiających jego autoidentyfikację i polityczne upodmiotowienie. Wojciech Cejrowski jako pierwszy dokonał odwrócenia dyskursu i z dumą zaczął organizować „zjazdy ciemnogrodu” w Osieku. Metafora ciemnogrodu wracała w różnych postaciach („,moherowe berety”) i wydaje się, że ciągle będzie odgrywać mobilizującą wobec nieprawicowego elektoratu rolę.
Doganianie Europy – metafora podobnie skonstruowana i mająca podobną funkcję, co „dorastanie do demokracji” (patrz niżej). Chodzi o „dogonienie Europy”, która uciekła nam w efekcie „komunistycznej izolacji” (por. „dziura i zamrażarka”). Obie metafory miały podobną funkcję – utrącić wszelkie pretensje do oddolnej organizacji na rzecz jakiegokolwiek ustrojowego eksperymentu. Choć nie się też ukryć, że zawarta w niej diagnoza polskiego zapóźnienia i dystansu do nadrobienia była prawdziwa i że metafora ta generowała także pozytywne, modernizacyjne efekty. Szczególnie silnie wykorzystywana była w okresie bezpośrednio poprzedzającym akcesję do Unii Europejskiej. Potem w zasadzie zamiera.
Dorastanie do demokracji – „dorastanie do demokracji”, „uczenie się demokracji”, „młoda Polska demokracja”: wszystkie te metafory organizowały myślenie pierwszych lat transformacji. Polacy mieli się nauczyć, jak być nowoczesnym, demokratycznym społeczeństwem, dorosnąć do demokratycznych standardów. Zawarta w tych metaforach młodość ustawiona jest jako brak: brak wiedzy, brak ogłady, brak doświadczenia, a nie jako szansa, potencja, nadzieja, świeżość. Czyli w wyraźnie pedagogicznym (i to XIX wiecznym) idiomie. Paradoksem historii jest to, że w konstruowanie i propagowanie tej metafory zaangażowali się dawni buntownicy przeciw PRL, którzy u progu III RP zaproponowali społeczeństwu rolę pełnego entuzjazmu dla własnego posłuszeństwa prymusa, sami często ochoczo w nią wchodząc (wobec wyobrażonego „Zachodu”, instytucji finansowych itd.). Metafora ta zanika około końca lat 90., gdy obnażona zostaje jej niska perswazyjna i polityczna skuteczność – społeczeństwo odmówiła bycia ciągle usadzanym w szkolnej ławce.
Dziura i zamrażarka – dwie podstawowe metafory opisujące okres PRL. Pierwsza postrzega go jako „dziurę” w polskiej historii, okres pozbawiony jakiejkolwiek prawomocności, przerwę w „prawdziwej” polskiej państwowości. Wszystko, co znajduje się w tej dziurze, wszystko, co z niej się wywodzi, jest pozbawione prawomocności. Metafora zamrażarki postrzega PRL jako okres zamrożenia: normalnego rozwoju Polski, kontaktów Polski z Zachodem, ale też takich „polskich demonów” jak narodowo-katolicka prawica czy antysemityzm. Metaforą dziury posługiwała się najczęściej prawica. Metaforą „zamrażarki” – nie-prawica. Nie sposób nie przyznać tej drugiej racji, że rzeczywiście, jak przetrwalniki w PRL zachowały się w stanie uśpionym zjawiska, wydawałoby się, należące do historii. W pewnym wymiarze obie metafory miały jedną funkcję: delegitymizację resztek państwa opiekuńczego pozostałych po PRL i rozwiązań niezgadzających się z głównym nurtem transformacji. Różnią się jednak od siebie o tyle, że tylko matefora dziury dąży do całkowitej delegitymizacji PRL i wyparcia związanego z nią doświadczenia społecznego. O ile metafora zamrażarki coraz bardziej zanikała w ostatnich, o tyle metafora dziury pracuje i odnosi sukcesy, choćby w szczególnie ostatnio żywym kulcie „żołnierzy wyklętych”.
Gender – najmłodsza i najżywsza z omawianych tu metafor. Szacowna, licząca kilka dekad akademicka dyscyplina zajmująca się społecznym konstruowaniem płci, stała się straszakiem, służącym mobilizacji strony kościelnej przeciw prawom kobiet, mniejszości seksualnych, edukacji równościowej itd. Czy, na bardziej ogólnym poziomie, przeciw wszystkim procesom indywidualnej emancypacji, jakie na Zachodzie mają miejsce od kilku dekad, a w Polsce od trochę ponad dwóch. Gender, czy raczej „ideologia gender”, okazała się niezwykle pojemną metaforą w wojnie kulturowej, o wiele skuteczniejszą niż papieska metafora „cywilizacji śmierci”, która w polskich sporach nigdy nie miała szczególnie wielkiej społecznej mocy.
Homo sovieticus – człowiek o mentalności ukształtowanej przez komunę, niezdolny unieść ciężaru wolności, gotów sprzedać wolność „za miskę zupy”. Metafora popularna na początku lat 90., służąca do pacyfikacji w zarodku wszelkich protestów przeciwko transformacji i patologizacji żądań grup, które stały się jej ofiarami albo bały się, że będę następnymi. Przez długi czas pozostawała w uśpieniu (jej funkcję przejęło „populistyczne zagrożenie”), za sprawą kariery Kongresu Nowej Prawicy ma szansę na powrót do łask.
Klasa średnia – z jednej strony mniej lub bardziej precyzyjna kategoria w naukach społecznych, w III RP (podobnie jak w Stanach) staje się politycznie mobilizującą metaforą. Najpierw (lata 90.) klasa średnia przedstawiana jest jako nowa przewodnia siła narodu, która ma zastąpić (rzeczywiście anachroniczną) inteligencję. Następnie reprezentuje wszystkich tych, którym powiodło się w transformacyjnej rzeczywistości, którzy są zadowoleni z Polski. Z kategorii oznaczającej średniozamożnych ludzi z określonym kulturowym kapitałem klasa średnia stała się wzorcem aspiracji dla całego niemal społeczeństwa (a przynajmniej niemal całej kultury popularnej), obrazem, w którym fałszywie – zgodnie ze swoimi aspiracjami, a nie rzeczywistym statusem – rozpoznaje się wielu Polaków. Wraz z tym, jak uczymy się być społeczeństwem klasowym, samo pojęcie klasy średniej staje się coraz bardziej oswojone i zyskuje coraz bardziej opisowy wymiar.
Państwo-pasożyt – choć wprost nigdy niewyartykułowana w ten sposób, metafora ta do dziś niezwykle silnie organizuje nasze myślenie o państwie i relacji obywatela do niego. Pracuje ona we wszelkich, powtarzanych od początku lat 90. do dziś zwrotach, w których państwo jest tym, co tłumi, ogranicza, uciska obywatela: przez podatki, które mu zabiera, biurokratyczne ograniczenia, które zabijają przedsiębiorczość. W ramach tej metafory państwo pasożytuje na pracy obywateli, tworzących, sami z siebie, nic państwu nie zawdzięczając, prawdziwe bogactwo. Bez wątpienia najbardziej wszechobecna metafora po roku 1989.
Populizm – w naukach społecznych pewna rodzina ruchów politycznych, w latach 90. w Polsce metafora zagrożenia demokracji i reform służących jej umocnieniu. Populistyczne zagrożenie (uosabiane na ogół przez Samoobronę – pierwszy udany, oddolny, masowy ruch społeczny przeciw transformacji) staje się straszakiem dla aspirującej klasy średniej. Wizją Leppera-premiera straszyły okładki tygodników opini, wstępniaki publicystów, a nawet Juliusz Machulski w sztuce Południk 19. Metafora populistycznego zagrożenia znika po politycznej śmierci Samoobrony w 2007 roku.
Postkomunizm – z jednej strony mniej lub bardziej precyzyjne pojęcie z dziedziny nauk społecznych, opisujące wymiar ciągłości III RP i PRL, miejsca nakładania się na siebie sprzecznych często logik tych dwóch systemów czy właściwe dla peryferii metody akumulacji kapitału. Z drugiej strony – uogólniona metafora delegitymizująca III RP, wskazująca na ciągłość jako źródło wszelkich patologii po roku ’89, które rozwiązać może tylko gruntowna „dekomunizacja”. Metafora popularna na przełomie wieków, wypada z użycia około roku 2004, 2005, gdy w dużej mierze zastępuje ją „IV RP”.
Społeczeństwo obywatelskie – metafora opisująca ogół społecznej organizacji i oddolnej budowy instytucji obok i poza ramami państwa. Zjawisko, które bez wątpienia należy do wielkich osiągnięć III RP. Z drugiej strony „społeczeństwo obywatelskie” usprawiedliwiało wycofywanie się państwa z wielu obszarów, ich odpolitycznienie i przejmowanie przez instytucje trzeciego sektora. Metafora szczególnie żywa na początku transformacji, pracująca do dziś.
Zbawianie Europy – prawicowo-katolicka odpowiedź na metaforę „doganiania Europy”. Oto Polska, w przeciwieństwie do zachodniej „cywilizacji śmierci”, zachowała wierność tradycji „cywilizacji łacińskiej”, duchowe zasoby, dzięki którym „odnowi Europę”. Popularna w kręgach katolickiej prawicy w pierwszej dekadzie XXI wieku, od tego czasu zanika, poza niszowymi kanałami komunikacji.
Czytaj także:
Maciej Gdula: 4 marca 1989. Jak naród nie obalił komuny
Marcin Gerwin: 25 lat polskiej demokracji. Czas na poprawki