„Nieulotne” Jacka Borcucha to film o emocjach, który nie budzi emocji w widzach.
Jacek Borcuch nakręcił piękny, malowniczy film. Nieulotne to historia dwojga młodych ludzi przeżywających pierwszą wielką miłość i pierwszy wielki życiowy dramat. Jednocześnie. A zarazem niejednocześnie. Wielką miłość przeżywają w ciepłej, kipiącej kolorami Hiszpanii, z dramatami mierzą się w szarej i ponurej Polsce. To wręcz symboliczne. Miłość jest słońcem. Dramat jest ciemnością. A w tym wszystkim wystawieni na próbę Michał (Jakub Gierszał) i Karina (Magdalena Berus). Poetyckie, klimatyczne, impresyjne kino, w którym najważniejsze są emocje. Bla, bla, bla.
Pisząc o Nieulotnych niestety bardzo łatwo znaleźć się w krainie truizmów. Raz, że sama filmowa historia jest z gatunku „prostych, a głębokich”. W takim przypadku zawsze ktoś napisze, jak Wróblewski w „Polityce”: „Nieulotne zaskakują odkrywaniem pokładów człowieczeństwa”. A dwa, że nie chcąc zdradzać fabuły, kluczy się pomiędzy ogólnikami typu „dramat”, „wydarzenie to zmienia życie bohatera” i w tym recenzenckim tańcu na linie ponosi nas czasem w rejony, w których np. w „Filmie” czytamy, że: „tragedia katapultuje bohaterów z raju do piekła”.
Sto historii o dojrzewaniu
Najnowszy film Borcucha to przykład malowniczego filmu o emocjach. Są to niestety głównie emocje bohatera. Oglądając Nieulotne, można łatwo dać się ponieść obrazom, szczególnie w pierwszej, hiszpańskiej części. Trudniej dać się ponieść opowieści. I to jest chyba największy kłopot z filmem Borcucha.
Egzystencjalne opowieści o sprawach najważniejszych: życiu, śmierci, winie, wierze itp., królują na festiwalach. Zazwyczaj mało się w tych filmach mówi, za to pokazuje się dużo ładnych obrazów. Podobnie jest u Borcucha. Bohaterowie często snują się po ekranie, szukając sensu życia albo odpowiedzi na jakieś bardzo ważne pytania. To snucie w malowniczych ładnych obrazach jest ładne i tak jest w Nieulotnych. Takie „poetyckie” filmy mają sporo fanów. Jak łatwo się domyślić – ja do nich nie należę. „Snuj festiwalowy” to nie jest mój ulubiony gatunek filmowy.
Nieulotne ma potencjał bycia „festiwalowym snujem”. Najlepiej sprawdzają się w takim kinie proste historie z dużym potencjałem do symbolicznego odczytania. U Borcucha będzie to historia pierwszej miłości, a potem próby, na jaką jest ta miłość wystawiona. A gdzie tu symbole? Gdzie „naddatek” i „głębia”? We wspomnianych obrazach, w podzieleniu opowieści na część hiszpańską i polską, czyli raj i piekło. W historii młodych ludzi, którzy skonfrontowani z traumą, zmuszeni do dokonania wyboru muszą szybko dojrzeć. Kiedy pisze się o Nieulotnych tak, by nie zdradzać szczegółów fabuły, można odnieść wrażenie, że czytamy opis dziesiątków filmów o młodych, którzy latem przeżywają wielką miłość, a potem muszą dojrzeć. Największą frajdą w kinie jest to, że tę historię można opowiedzieć na tysiąc sposobów.
Borcuch opowiada swoją historię historię dojrzewania już po raz drugi. We Wszystko, co kocham mieliśmy chłopaków zakładających kapelę punkową w czasach peereelu. Niby prosta sprawa, ale jednak wielka, bo w tle toczyła się historia, bo dziś – dzięki paru filmom i książkom – punkowe i rockowe kapele z lat 80. są w opowieści o obalaniu systemu prawie tak ważne jak KOR czy Solidarność. Dramat był tam raczej dramatem dorastania, problemów rodzinnych. W Nieulotnych dramaty dojrzewania to już zmierzenie się ze śmiercią. Paradoksalnie, choć chodzi o większą sprawę, to nowy film Borcucha wciąga mniej niż poprzedni. To klimatyczne kino, w którym najważniejsze są emocje bohatera. A kino działa wtedy, kiedy wywołuje emocje w widzach. Kiedy przejmujemy się losem bohatera, kiedy mu kibicujemy, albo kiedy nas denerwuje. Kiedy nas opowieść w ogóle obchodzi.
Borcucha kino klimatu
Nieulotne budują raczej nastrój niż wywołują u widza emocje. Śledzimy losy postaci, ale są one w zasadzie drugoplanowe. Pierwszoplanowy jest nastrój opowieści. I to wciąga bardziej niż to, czy ktoś odkryje tajemnice Michała, czy nie. Czy Karina i Michał będą razem, czy nie. Czy Karina powie Michałowi o swojej tajemnicy, czy nie. W zasadzie odpowiedzi na te pytania nie poznajemy. W sumie – po co nam one. Nie wiemy też, co Michał robi w Hiszpanii, kim jest dziadek Hiszpan, który nagle mówi po polsku. Dla fabuły to bez znaczenia. Co prawda zawsze myślałam, że jak coś jest niepotrzebne w opowieści, to trzeba to wywalić, ale może oprócz znaczenia dla opowieści, ważne jest też znaczenie dla klimatu filmu.
Ten klimat buduje głównie pierwsza część film – hiszpańska. W zasadzie nie wiadomo po co, to się dzieje w Hiszpanii, ale jest ładnie. Michał (Jakub Gierszał) wali łomem w kamień. Po co? Nie wiem. Ale wygląda malowniczo. Podobnie jak jeżdżenie motorem po zakurzonych drogach. Przypominają się Dzienniki motocyklowe.
Jacek Borcuch tworzy kino, w którym często budowanie opowieści jest mniej istotnie niż tworzenie klimatu. Tak było w Tulipanach. Poniekąd też we Wszystko, co kocham. Ta „klimatyczność” nieźle wpisuje się w poetykę festiwalu Sundance, gdzie film był pokazywany, i gdzie dostał nagrodę za zdjęcia Michała Englerta. W zasadzie mam wrażenie, że Nieulotne to film zrobiony pod Sundance, czyli największy festiwal kina niezależnego w USA.
Nieulotne na pewno spodobają się za granicą. To film zrobiony sprawnie (wiem, że tak się mówi zawsze, jak nie bardzo wiadomo, co dobrego powiedzieć o filmie), sfotografowany świetnie (i wiem, że to też żelazny repertuar pochwał zastępczych). Na pewno jest w Nieulotnych coś, co zostaje w głowach. Jest to ten – mało ceniony przeze mnie, a ważny na festiwalach – klimat.