Kiedy Europa Wschodnia uzna za własny obowiązek niesienie pomocy ludziom uciekającym przed złem?
Publikujemy artykuł znanego polskiego historyka z Uniwersytetu Princeton Jana T. Grossa napisany dla Project Syndicate (i przedrukowany m.in. przez „Die Welt”), który wywołał kontrowersje w polskich mediach i krytykę ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zaprosiliśmy prof. Grossa oraz Aleksandra Smolara, autora najostrzejszej krytyki jego tekstu, a także znawców tematu – prof. Marcina Zarembę oraz pisarkę i publicystkę Annę Bikont – do pogłębionej dyskusji na temat stosunku Polaków do Polaków pochodzenia żydowskiego i w ogóle do każdej odmienności religijnej, narodowej i kulturowej, wliczając w to dzisiejsze reakcje na dramat uchodźców i imigrantów napływających do Europy. Dyskusja odbędzie się w warszawskiej siedzibie Krytyki Politycznej na ul. Foksal 16 w poniedziałek o godz. 18.00.
***
Podczas gdy w ucieczce przed horrorem wojny do Europy napływają tysiące uchodźców, z których wielu po drodze ponosi śmierć, w wielu nowych państwach Unii Europejskiej rozgrywa się inny rodzaj tragedii. Państwa te, nazywane zbiorczo Europą Wschodnią, w tym moja rodzinna Polska, okazały się nietolerancyjne, nieliberalne, ksenofobiczne, niezdolne do przypomnienia sobie ducha solidarności, który doprowadził je do wolności ćwierć wieku temu.
To te same narody, które przed upadkiem komunizmu i po nim wołały o „powrót do Europy”, dumnie głosząc, że współdzielą jej wartości. Ale jakie, w ich mniemaniu, są to wartości? Od 1989 – a zwłaszcza od 2004, kiedy weszły do Unii – korzystały z ogromnych transferów pieniężnych w postaci funduszy strukturalnych i funduszu spójności. Dziś są niechętne jakkolwiek przyłożyć się do rozwiązania największego kryzysu uchodźczego od czasów drugiej wojny światowej.
Na oczach całego świata rząd Węgier, członka UE, brutalnie obchodzi się z tysiącami uchodźców. Premier Viktor Orbán nie widzi powodu, dla którego miałby zachować się inaczej: uchodźcy nie są europejskim problemem, powiedział, są oni niemieckim problemem. Orbán nie jest osamotniony w swej opinii. Zgodnie z jego linią wypowiadają się nawet węgierscy biskupi katoliccy, w tym László Kiss-Rigó, biskup diecezji szegedsko-csanádzkiej, mówiący, że muzułmanie chcą „przejąc kontrolę”, a papież, nawołujący do przyjęcia po jednej uchodźczej rodzinie przez każdą parafię w Europie, „nie zna sytuacji”.
W Polsce, czterdziestomilionowym państwie, rząd wstępnie zadeklarował gotowość przyjęcia dwóch tysięcy uchodźców – ale tylko chrześcijan (podobny warunek zaproponowała Słowacja). „Uchodźcy to nie wschodnioeuropejski problem”, powiedział polski dziennikarz amerykańskiemu National Public Radio, „ponieważ nasze państwa nie brały udziału w bombardowaniu Libii” (no ale Niemcy przecież też nie brały udziału).
Czy mieszkańcy Europy Wschodniej nie mają poczucia wstydu?
Przez wieki ich przodkowie tłumnie emigrowali, uciekając przed niedostatkiem i politycznymi prześladowaniami, a dziś obojętne zachowanie i bezduszna retoryka ich przywódców współgrają z powszechnymi odczuciami wschodnioeuropejskich społeczeństw – w elektronicznej wersji największego polskiego dziennika, „Gazety Wyborczej”, na koniec każdego artykułu o uchodźcach publikuje się notkę: „Z powodu wyjątkowo agresywnych treści propagujących przemoc, sprzecznych z prawem, wzywających do nienawiści rasowej, etnicznej i wyznaniowej zamykamy możliwość komentowania pod naszymi tekstami o uchodźcach”.
Nie tak dawno temu, w latach powojennych, wschodnioeuropejscy Żydzi, którzy ocaleli z Holocaustu, uciekali przed zabójczym antysemityzmem ich polskich, węgierskich, słowackich czy rumuńskich sąsiadów. Uciekali do obozów dla uchodźców nie gdzie indziej, jak w w Niemczech. Bezpieczni pośród Niemców brzmi tytuł ważnej książki historyczki Ruth Gay na temat tych dwustu pięćdziesięciu tysięcy ocalałych. Teraz muzułmańscy uchodźcy i ocaleńcy z innych wojen, nie mogąc znaleźć spokoju w Europie Wschodniej, również uciekają do Niemiec.
W tym przypadku historia nie jest metaforą.
Wręcz przeciwnie, korzenie brutalnego stanowiska wschodnich Europejczyków można odszukać w postawach z czasów drugiej wojny światowej i tuż po wojnie.
Zwróćmy uwagę, że Polacy, słusznie dumni ze swojego antynazistowskiego ruchu oporu, w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców*. Chociaż polscy katolicy byli okrutnie prześladowani podczas niemieckiej okupacji, odnaleźli w sobie niewiele współczucia dla losu głównych ofiar nazizmu. Jak napisał Józef Mackiewicz, konserwatysta i antykomunistyczny pisarz o nienagannie patriotycznym życiorysie: w okresie okupacji nie było dosłownie ani jednego człowieka, który by nie słyszał powiedzonka: „Jedną rzecz Hitler dobrze zrobił, że zlikwidował Żydów, tylko nie trzeba o tym głośno mówić”.
Byli, rzecz jasna, Polacy pomagający Żydom podczas wojny. Jak wiadomo, liczba polskich „Sprawiedliwych Między Narodami”, uznanych przez izraelski instytut Yad Vashem za ich heroiczną postawę podczas wojny. jest najwyższa w całej Europie (czemu się nie należy dziwić, zważywszy że przed wojną Polska miała zdecydowanie najliczniejszą ludność żydowską). Jednak ci niezwykli ludzie działali zazwyczaj w samotności, wbrew panującym normom społecznym. Byli odmieńcami, którzy jeszcze długo po zakończeniu wojny utrzymywali w tajemnicy przed sąsiadami swój heroizm z czasów okupacji w obawie, że w przeciwnym wypadku zostaną odrzuceni, zastraszeni i wykluczeni przez własną wspólnotę.
Wszystkie okupowane narody Europy do pewnego stopnia wzięły udział w nazistowskim przedsięwzięciu wyniszczenia Żydów. Każdy miał inny wkład, w zależności od specyficznych dla danego kraju okoliczności i warunków niemieckiej okupacji. Jednak Zagładę najokrutniej przeprowadzono w Europie Wschodniej, ze względu na samą liczbę Żydów w regionie i szczególne okrucieństwo niemieckich reżimów okupacyjnych.
Kiedy skończyła się wojna, Niemcy – z powodu polityki denazyfikacji prowadzonej przez zwycięzców i swojej odpowiedzialności za przygotowanie i przeprowadzenie Zagłady – nie mieli wyboru, jak tylko „przepracować” swoją zbrodniczą przeszłość. Był to długi i trudy proces, ale za to teraz niemieckiemu społeczeństwu, świadomemu swoich historycznych nieprawości, udało się skonfrontować z moralnymi i politycznymi wyzwaniami, jakie stawia dzisiejszy napływ uchodźców. Zaś kanclerz Angela Merkel w kwestii uchodźców dała przykład, jak się należy zachować, zawstydzający przywódców Europy Wschodniej.
Europa Wschodnia musi jeszcze przepracować swoją zbrodniczą przeszłość. Dopiero wtedy jej mieszkańcy będą umieli uznać za własny obowiązek niesienia pomocy ludziom, którzy uciekają przed złem.
* Obliczenia te, jak wszelkie liczby ukazujące straty w trakcie drugiej wojny światowej, podaje się w przybliżeniu; jednak w tym wypadku są raczej proste: niemieckie straty w Polsce w trakcie kampanii wrześniowej w 1939 roku – liczba Niemców zabitych przez Polaków w Polsce podczas wojny – to w przybliżeniu 16 tysięcy. Zakładam, że kolejne 8 tysięcy zostało zabite w trakcie okupacji przez polskie podziemie. To przeszacowanie uczynione na użytek uproszczenia obliczeń. Dla jeszcze większej pewności załóżmy, że w czasie wojny w Polsce Polacy zabili 30 tysięcy Niemców. Liczba Żydów zamordowanych przez Polaków w trakcie wojny jest znacznie wyższa. Pierwsza fala zabójstw, w pogromach towarzyszących niemieckiemu atakowi na Związek Radziecki i zaraz po nim, latem i wczesną jesienią 1941, wynosi do kilku tysięcy ofiar. Mordy w Jedwabnem, będące przedmiotem mojej książki „Sąsiedzi”, były tylko jednym z wielu epizodów, co udokumentowały następnie badania polskiego Instytutu Pamięci Narodowej, opublikowane w dwóch grubych tomach („Wokół Jedwabnego”, red. Paweł Machcewicz, Krzysztof Persak, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa, 2002, 2 tomy).
Potem przyszedł najbardziej krwawy okres polskich mordów dokonanych na Żydach przez Polaków: w polskiej historiografii znany jako trzecia faza Holocaustu, po tym jak większość żydowskiej populacji zginęła w wyniku niemieckich Aktionen, czyli transportów do obozów zagłady. Według ustaleń polskich historyków, około 10% mieszkańców żydowskich gett w Polsce – ok. 200-250 tys. ludzi – próbowało ratować się uciekając z getta i ukrywając się po tzw. stronie aryjskiej. Z całej tej populacji wojnę przetrwało ok. 40 tysięcy Żydów. Znaczna większość żydowskiej populacji zginęła albo bezpośrednio, zabita w tym czasie przez Polaków (albo Ukraińców), wśród których się ukrywała, zdradzona i dostarczona do niemieckich placówek policyjnych, lub wydana w ręce tzw. policji granatowej przez miejscową ludność. Publikacje polskich historyków związanych z Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk w Warszawie – Jana Grabowskiego, Barbary Engelking, Dariusza Libionki, Aliny Skibińskiej, Jakuba Petelewicza czy Jacka Leociaka – zawierają szczegółową dokumentację tego zjawiska (przyp. autora).
***
DEBATA: KOMU WOLNO ŻYĆ W POLSCE?
Gross / Smolar / Bikont / Zaremba / Sierakowski
21 września, poniedziałek, godz. 18.00, Krytyka Polityczna, ul. Foksal 16, II p., Warszawa
**Dziennik Opinii nr 260/2015 (1044)