Kraj

Duda to prezydent ludowo-narodowy

Lepiej niż w Sejmie Duda czuł się w kościele. A najlepiej czuł się na ulicach Warszawy.

Dynamika pierwszych wystąpień prezydenta Andrzeja Dudy może być zapowiedzią nowego formatu prezydentury.

W orędziu po zaprzysiężeniu Duda zapowiedział, jakie będą w najbliższym czasie jego najważniejsze cele. Pojawiły się zapowiedzi zmian w prawie (podniesienie kwoty wolnej od podatku, obniżenie wieku emerytalnego), powołania nowych instytucji (m.in. jakiejś formy Ministerstwa Dobrego Imienia Polski), zajęcia się problemami społecznymi (bieda, wykluczenie kulturowe mniejszych ośrodków, zadbanie o Polaków mieszkających za granicą). Nie pojawiły się tematy, których obecność wydawała się naturalna w obecnej sytuacji. Kiedy w sąsiadującej z Polską Ukrainie trwa wojna, niewspominanie o tym kraju jest zaskakujące. Usłyszeliśmy też odwołania do dorobku osób ważnych dla prezydenta Dudy. Te osoby to Jan Paweł II i Lech Kaczyński. I to dobrze definiuje Andrzeja Dudę.

Z Sejmu prezydent udał się na mszę. To znamienne, że w kościele spędził chyba więcej czasu niż w parlamencie.

Już w parlamencie użył słowa „wierzę” więcej razy niż jakiegokolwiek innego.

Wiara i religia są dla Dudy ważne, co podkreślał wielokrotnie. Dodawał co prawda, że chce być prezydentem także tych, którzy na niego nie głosowali, ale po czwartkowych uroczystościach trudno w to uwierzyć. W Sejmie mówił do polityków, i to do tych, którzy w dużej mierze go nie cenią, nie podziwiają i nie uważają za charyzmatycznego lidera. Nie dziwi to za bardzo, bo jako taki jeszcze nie dał się poznać. Sam musiał dodać sobie skrzydeł, podkreślając, że jest niezłomny. Mówienie o sobie w trzeciej osobie i powtarzanie, że jest się niezłomnym, jest raczej oznaką słabości niż siły.

Dużo lepiej czuł się w kościele. A najlepiej czuł się na ulicach Warszawy, gdzie witał go wiwatujący tłum.

Dla tego tłumu Duda jest bohaterem – ich prezydentem, ważną postacią. Nawet jeśli rok temu ludzie nie znali go, a jeszcze pół roku temu nic nie umieli na jego temat powiedzieć, dziś jest głową państwa.

To nobilituje. To dodało też Dudzie pewności siebie. W przemówieniu pod Pałacem Prezydenckim, słysząc okrzyki „Witaj w domu!”, mówił już do swoich, i widać było, że jest swobodniejszy. A najlepiej i najłatwiej poszło Dudzie wieczorne „orędzie facebookowe”.

Śledząc wczoraj reakcje publicystów, można było odnieść wrażenie, że część jest przerażona tym, jak wiele Kościoła, a jak mało państwa jest w tych uroczystościach. Transparent z napisem „Habemus presidentem” jak w pigułce pokazuje, że coś niedobrego stało się ze świeckością państwa. Ale to nie Kościół jest najważniejszym aktorem czwartkowych uroczystości. Tym, co ukształtowało Dudę, jest połączenie Kościoła i polityki historycznej.

Stojący na ulicach Warszawy tłum z biało-czerwonymi flagami przypominał ten, który znamy z pielgrzymek papieskich, ale też z obchodów rocznic wybuchu powstania warszawskiego. Obok flag można było zobaczyć i krzyże, i koszulki z odniesieniami do żołnierzy wyklętych. W zasadzie można by pomyśleć, że to ten sam tłum, który tydzień wcześniej przystawał na chwilę, gdy wyły syreny, a za tydzień pójdzie na uroczystości z okazji Wniebowzięcia NMP.

Andrzej Duda mówił dużo o potrzebie wspólnoty. Po Pałacem Prezydenckim wspominał momenty, kiedy Polacy się jednoczyli – za czasów Solidarności, kiedy umierał Jan Paweł II i po katastrofie smoleńskiej. Wspólnota, o której mówi Duda, to więc wspólnota flag i krzyży. Od lat taką wspólnotę kształtuje konsekwentnie prowadzona prawicowa polityka historyczna. W tej wspólnocie nie ma miejsca dla lemingów, które w czwartek albo siedziały w pracy, albo były na wakacjach.

Duda nie będzie budował wspólnoty – ona już została zbudowana, a on tylko wyszedł do niej uścisnąć dłonie.

Sejmowi oddał Duda, co sejmowe – poprawne orędzie nijakiego na razie polityka; Kościołowi, co kościelne – odniesienia do wiary, JPII i nawet styl biblijny, kiedy mówił: „Wielu ludzi do mnie przychodziło, ja im odpowiadałem”. A Polsce smoleńskiej oddał, co smoleńskie. I oto znów jesteśmy pod Pałacem Prezydenckim, gdzie staje krzyż.

Duda zapowiedział wyjazd w Polskę. Dudatour nie będzie tylko elementem zaczynającej się kampanii parlamentarnej, którym prezydent wesprze PIS; będzie też umacnianiem własnej pozycji. Duda nie będzie jej raczej budował w Warszawie, w środowisku politycznym i w mediach – to nie jego świat. Doskonale za to mogą mu wyjść spotkania z ludźmi, szczególnie że na razie przypominają one spotkania z wyznawcami. To może uśpić czujność prezydenta, ale nie musi. Może też być nową formą prezydentury: nie salonowej, nie medialnej, a ludowo-narodowej.

 

**Dziennik Opinii nr 220/2015 (1004)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij