Twój koszyk jest obecnie pusty!
W obronie praw Holochera
Czy naprawdę uznajemy wycieki prywatnej korespondencji za pełnoprawną metodę walki politycznej? Komentarz odredakcyjny Jakuba Dymka.

Wyciek zawartości konta na Facebooku Przemysława Holochera potwierdza to, co wiadomo było już wcześniej – że Ruch Narodowy gloryfikuje przemoc i nawołuje do nienawiści. Warto więc zapytać o coś innego: czy naprawdę chcemy uznać wycieki za pełnoprawną metodę walki politycznej?
Kontekst tej sprawy to szeroki ruch solidarności z Chelsea Manning i Edwardem Snowenem. Aprobujemy metody whistleblowerów jako sposób na walkę z rządami i międzynarodowymi organizacjami gwałcącymi prawa, w imię których zostały powołane. I słusznie. Jednak nierówne starcie z NSA, a wycieki jako poręczne narzędzie dyskredytowania przeciwników politycznych to dwie różne sprawy.
Uznanie naruszenia prywatności i publikowania prywatnej korespondencji za pełnoprawny sposób prowadzenia konfliktu politycznego to świadome wejście na ścieżkę brudnej wojny. Wojny, której narzędziem jest poniżenie, a u końca której wcale nie leży ten sam cel, który przyświecał Manningowi: transparentność. Jeśli naprawdę zgadzamy się na publikację zdjęć z kotem i SMS-ów do bliskich w imię ideologicznej walki – to ja zaczynam się bać.
Chcielibyśmy, aby osoby i organizacje nawołujące do przemocy zniknęły z życia publicznego. Ale niech to się stanie dzięki odpowiednim artykułom kodeksu karnego lub po prostu dlatego, że nikt już nie uwierzy w słuszność ich idei.
Ktoś powie, że dzięki wyciekowi tych wiadomości znajdzie się na narodowców wiele paragrafów. Tyle że większość z nich głosi te same nienawistne tezy jawnie, w ramach otwartych profili i na publicznie dostępnych forach. I nic się nie dzieje. Dlaczego więc prywatne wiadomości miałyby popchnąć aparat państwa do działania, skoro nie reaguje on na te same jawne treści? I jaki pożytek ma policja i prokuratura z informacji zdobytych nielegalnie? Nie tylko w amerykańskich filmach sądy odrzucają tego rodzaju „dowody”.
I najważniejsze: ile znaczą apele o poszanowanie prywatności, pod którymi tak chętnie się podpisujemy, ile znaczą nasze głosy sprzeciwu wobec panoptycznego państwa i ciekawskich korporacji, jeśli prywatność jest dla nas wartością tylko wtedy, gdy mówimy o niej w pierwszej osobie?

















Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.