Kraj

Szymon Hołownia: List do ludzi lewicy

Szymon Hołownia

Lewica to nie mój obóz, nie moja tradycja i nie moje przekonania. Ale lewicowa wrażliwość to coś, co w wielu sprawach jest mi bliskie – pisze kandydat na prezydenta Szymon Hołownia.

Nie jestem człowiekiem lewicy. Nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób. Nie przekonywały mnie próby dialogu z marksizmem podejmowane przez środowiska katolickie w połowie poprzedniego stulecia. Przez lata historyczną lewicę utożsamiałem z odległą legendą PPS, a tę realną, współczesną z ugrupowaniami postkomunistycznymi. Dopiero pojawienie się nowych grup ideowych, tworzonych zwykle przez ludzi ode mnie młodszych, pozwoliło mi zmienić punkt widzenia.

Wielu z tych ludzi postrzega mnie dziś jako politycznego konkurenta. Czasami piszą o mnie ironicznie jako o „kandydacie na prymasa Polski” albo wprost przestrzegają przede mną swoich ideowych kolegów. Ale Polska, o jakiej marzę, to kraj, w którym odmienne poglądy polityczne nie są żadną przeszkodą w rozmowie, w słuchaniu argumentów.

Cześć, Szymon, podobno chciałbyś wiedzieć, jak to jest z tabletkami 72 po

Doceniam konsekwencję lewicy w prezentowaniu wyrazistego stanowiska w sprawach ochrony środowiska, walki o klimat, troski o prawa zwierząt. Odpowiada mi to stanowisko, bo dotyka naszych wspólnych spraw, mówi o kwestiach kluczowych dla wszystkich Polaków, niekoniecznie podzielających lewicowe poglądy. Przekonują mnie lewicowe teksty o prawach pracowniczych i równości praw kobiet. Dogadałbym się z lewicą w kwestii realizacji przez państwo prawa do mieszkania. Poważne traktowanie losu ludzi z problemem bezdomności również byłoby jednym z oczywistych punktów wspólnych. Tych punktów jest zresztą dużo więcej: od stosunku do ruchów miejskich, przez potrzebę decentralizacji urzędów, aż po politykę historyczną wokół Tadeusza Kościuszki. Mamy szansę na realny dialog, w którym upatruję szerokiego pola do naturalnej afiliacji. Polityka musi zacząć polegać na szukaniu podobieństw, a nie na wzniecaniu kolejnych wojen.

Od kilku tygodni żyjemy w rzeczywistości, która zbuduje nowe podziały i nowe sojusze. To okazja do tego, żeby uważniej czytać diagnozy i recepty. Także te, których punktem wyjścia jest wizja państwa inspirowana wrażliwością lewicy. W tym sensie w minionym trzydziestoleciu nie mieliśmy lewicowych rządów. Środowiska postkomunistyczne przyjęły za własne wiele liberalnych przekonań w sprawach gospodarczych, nie budowały lepszych warunków funkcjonowania sektora publicznego. Nawet ich antyklerykalizm często bywał fasadowy i na pokaz. To nie zarzut, raczej proste stwierdzenie faktów. Nawet w tych miastach, których prezydenci wywodzili się z SLD, trudno było odnaleźć wyrazistą politykę lewicową. To się z pewnością zmieni. Nie tylko dlatego, że duża część młodego pokolenia, dzisiejszych nastolatków ma bardzo wyraziste przekonania antyklerykalne, często także egalitarne, stanowiące wyraźny kontrast wobec wieloletniej dominacji zwolenników pewnego starszego pana z muszką. Wiem, że z nimi – podobnie jak z tą częścią lewicy, która jest nastawiona bardzo krytycznie wobec religii – przyjdzie mi się spierać. Ale kluczem do sprawy jest oddzielanie tego, z czym rzeczywiście się nie zgadzam, od tego, co w tych poglądach jest słuszne. Czasami warto się wycofać i uznać rację oponentów. Skończyć z obyczajem polityki głuchej i ślepej na wszystko.

Ci z Was, którzy są aktywni politycznie, określają nie tylko stanowisko lewicy, ale także jej polityczną metodę. To bardzo ważny punkt, o którym powinniśmy rozmawiać. I wzajemnie się pilnować, gdy ponoszą nas emocje lub – co gorsza – wiara w skuteczność konfliktu, w sens dzielenia ludzi. Konflikt interesów i racji jest nieuchronny. Taka jest natura polityki. To, jak się konflikt rozgrywa, jest już kwestią wyboru. Chciałbym z ludźmi lewicy zawrzeć koalicję w sprawach, które są dla nas równie ważne. Chciałbym w sprawach, które nie muszą być przedmiotem konfliktu, poszukiwać kompromisów. A w tych, o które będziemy się kłócić zawsze – nakreślić ramy politycznego sporu, uznać wspólne reguły i respektować wyniki ich stosowania.

Ściągawka z praw reprodukcyjnych dla kandydata Szymona Hołowni

Politycy często mówią tak, jak gdyby tylko ich polityczny obóz i ich zwolennicy byli w stanie rozwiązać polskie problemy. Jak gdyby polityczny pluralizm był ponurą koniecznością. Widzę to inaczej – lewica jest potrzebna, bo stanowi naturalny czynnik równowagi. Bo reprezentuje poglądy znaczącej części obywateli, bo zwraca uwagę na sprawy, o których powinniśmy pamiętać. Lewica to nie mój obóz, nie moja tradycja i nie moje przekonania. Ale lewicowa wrażliwość to coś, co w wielu sprawach jest mi bliskie. I choć nie moje – to polskiemu państwu i polskiej polityce z pewnością bardzo potrzebne.

**

Gdyby inni kandydaci na prezydenta chcieli się zwrócić do lewicy na łamach KrytykaPolityczna.pl, prosimy o kontakt z redakcją.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij