Kraj

Suchowierska: Przedszkolanek spotyka prezydentkę (w Chorwacji)

Kiedy piszę ten tekst, polski edytor tekstu podkreśla mi na czerwono „marszałkinię” i „ministrę”. Gdy piszę w chorwackim Wordzie ministrica i predsjednica, system nie reaguje. Jakie to może być proste! I jakie praktyczne! Tekst Agnieszki Suchowierskiej. 

Dyskusje o tym, czy pani marszałek może być marszałkinią, a wicemarszałek wicemarszałkinią, czytałam, będąc jeszcze w Polsce. O tym, że Joanna Mucha woli, żeby tytułowano ją ministrą, dowiedziałam się, przebywając w Chorwacji. Okazało się, że to bardzo duża różnica. Tu nikogo to nie rozśmieszyło.

Wieczorne wiadomości telewizyjne „Dnevnik” w chorwackiej telewizji. Wypowiada się ministra (ministrica). Pięć minut później głos zabiera dyrektorka (direktorica) – tak wynika z podpisów umieszczonych pod twarzami mówiących kobiet. Reszty nie rozumiem. Rozglądam się uważnie, ale nikt nie wygląda na poruszonego. Nikt oprócz mnie. Tłumaczę więc mojemu towarzystwu powód swojego zdziwienia. Nie doczekuję się żadnej reakcji. Obok mnie siedzi dwóch Chorwatów, którzy zupełnie nie rozumieją, o czym mówię. Oglądają, jak gdyby nigdy nic, wiadomości z kraju i ze świata. W końcu jeden z nich, Mladen, namyśla się chwilę i stwierdza:
– Polska to chyba bardzo konserwatywny kraj?
A Davor dodaje: – I bardzo patriarchalny, tak słyszałem. To prawda?
– Ja z kolei słyszałam, że Chorwaci są straszni dla kobiet, biją je i ich nie szanują – dzielę się swoją wiedzą na temat chorwackiej kultury.

Przez najbliższe dwa dni nie daję spokoju znajomym Chorwatom, tym bardziej że do ucha wpadają mi kolejne podejrzane wyrazy: doktorica i profesorica. Tym razem trafiam na nie w codziennej gazecie „Glas Istre” („Głos Istrii”). Tego już za wiele!
– Jak to się stało, że w waszej telewizji pada słowo ministrica, a w poważnej gazecie, w rubryce „Wiadomości ze świata”, profesorica? – pytam.
– Normalnie – słyszę. – Kiedy w rządzie byli sami mężczyźni, to nazywali się ministrowie, a a jak teraz są też kobiety, to niby w jaki sposób mamy na nie mówić?
– Ale jak doszło do tego, że te słowa weszły do języka oficjalnego? – postanawiam trochę ich sprowokować, oczekując opowieści o złych, wąsatych feministkach.
– W sumie to nie wiadomo jak – odpowiada beznamiętnie Mladen.
– Nie wiadomo jak? – nie wierzę własnym uszom. – Kobiety walczyły? Mężczyźni nie protestowali? Nie śmiali się? Nie kpili?
– A z czego tu kpić? Co niby jest śmiesznego w ministricy?
Wtedy opadają mi ręce. Nie wytłumaczę mu tego. Nie jest z Polski.

Nazajutrz postanawiam zapytać kogoś innego. Mój wybór pada na Gorana, pracownika tutejszego urzędu skarbowego, specjalistę od technologii komputerowych:
– Czy to prawda, że są u was oficjalne żeńskie nazwy zawodów? – pytam.
– No pewnie – odpowiada trochę zaskoczony.
– A od kiedy?
Goran zaczyna się zastanawiać. – Nie wiem. Tak było chyba zawsze – odpowiada niezbyt pewnie.
– Przecież kiedyś kobiety wcale nie pracowały.
– No tak, ale potem poszły do pracy i powstały żeńskie nazwy zawodów – tłumaczy mi jak jakiejś głupiej.

Goran jest facetem po pięćdziesiątce i w jego ustach wyrażenie „tak było zawsze” oznacza, że to niesłychane zjawisko istnieje w Chorwacji od co najmniej czterdziestu lat. Goran nie przypomina sobie żadnych dyskusji, sporów czy kpin na ten temat. – Jeszcze nie wszędzie są żeńskie odpowiedniki, ale to tylko dlatego, że w niektórych zawodach kobiet po prostu nie ma. Jak będą, trzeba będzie szybko wymyślić słowa. Na przykład nie ma jeszcze majsterki, za to jest informatyczka.

Wtedy przypominam sobie jak przez mgłę, że w czechosłowackim filmie Arabela, który oglądałam w dzieciństwie (rok produkcji 1979), studenci zwracali się do pani docent „docentko”. Wtedy myślałam sobie: jacy ci Czesi zabawni – a teraz trochę mi wstyd za mój kraj i za dyskusje, które targają polskim internetem.

Kiedy piszę ten tekst, polski edytor tekstu podkreśla mi na czerwono „marszałkinię” i „ministrę”. Gdy piszę w chorwackim Wordzie wyraz ministrica i predsjednica („prezydentka”), system nie reaguje. Jakie to może być proste! I jakie praktyczne! Co się właściwie Polakom nie podoba w słowach „doktorka”, „ministra”, „prezydentka”, „kierowczyni” czy „weterynarka”? Przykład z życia znaczy więcej niż sto argumentów, dlatego zebrałam nazwy zawodów po chorwacku, mając przy tym wiele zabawy i satysfakcji. Dziękuję wam, Mladenie i Goranie. Dzięki wam dowiedziałam się, że w chorwackim jest polityczka (političarka), burmistrzka (gradanačalnica), wydawczyni (knižičarka), ale też przedszkolanek (odgajatjekj), striptizer (striper) i kosmetyczek (kozmetičar).

Niech te piękne, proste słowa płyną do Polski razem z ciepłym wiatrem znad Adriatyku i zmieniają ją na lepszą. Drodzy językoznawcy i językoznawczynie, kochane obywatelki i kochani obywatele – na czym polega problem? I czy w ogóle jest jakiś problem?

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij