Dlaczego w czasach postępu technologicznego i cywilizacyjnego wielu ludzi żyje w przekonaniu, że ich ciała i dusze zamieszkują niewidzialne istoty?
Czy XXI wiek będzie wiekiem demonów? Statystyki pokazują, że jest na to całkiem spora szansa. W 2005 roku – odpowiadając na powszechne, jak podkreślano, zapotrzebowanie – na papieskim uniwersytecie Regina Apostolorum utworzono specjalne czteromiesięczne studium dla egzorcystów, które cieszy się wśród księży z całego świata coraz większym zainteresowaniem. Jeden z jego pierwszych absolwentów, Amerykanin, ojciec Gary Thomas, stał się nawet swoistym medialnym celebrytą, po tym jak jego losy – opisane w książce Rytuał przez włoskiego dziennikarza Matta Baglio – stały się kanwą filmu fabularnego (pod tym samym tytułem) z Anthonym Hopkinsem w roli głównej.
Także w Polsce lawinowo przybywa specjalistów od walki z ciemnymi siłami. Jeszcze piętnaście lat temu można ich było policzyć na palcach jednej ręki, dzisiaj jest ich już ponad stu trzydziestu – a liczba ta wciąż rośnie. Egzorcyści organizują regularne konferencje, na których wymieniają się niuansami demonologicznej wiedzy, w prasowych i telewizyjnych wywiadach twierdzą zaś z pełnym przekonaniem, że zgłasza się do nich coraz więcej osób rozpoznających u siebie charakterystyczne symptomy duchowego zniewolenia.
Znawcy tematu zgodnie podkreślają, że mamy współcześnie do czynienia ze swoistą „złotą erą opętań”. Co ciekawe, podobną popularnością egzorcyzmy cieszyły się w historii właściwie tylko raz – a mianowicie w XVII wieku.
Skąd zatem renesans zjawiska kojarzącego się raczej z zamierzchłą epoką oraz cokolwiek egzotyczną wizją świata? Dlaczego w czasach ogromnego postępu technologicznego i cywilizacyjnego, rozwoju nauki i medycyny wielu ludzi żyje w przekonaniu, że ich ciała i dusze zamieszkują niewidzialne istoty, pozostające na usługach księcia ciemności? Czym tak naprawdę są egzorcyzmy: praktyczną konsekwencją religijnej interpretacji (czy raczej dezinterpretacji) zaburzeń psychicznych, zwykłym udawaniem, a może rodzajem specyficznej, nieświadomej gry prowadzonej między opętanym i egzorcystą? I wreszcie – co łączy wiek XXI i XVII? Jakiego rodzaju procesy kulturowo-cywilizacyjne odpowiadają za wspólną tym epokom nadgorliwość, jaką w nękaniu śmiertelników wykazują pochodzące z najodleglejszych piekielnych zakamarków demoniczne byty?
Przypadek Anneliese
Ostatni egzorcyzm Anneliese Michel odbył się 30 czerwca 1976 roku. Cierpiąca z powodu opętania przez demony dwudziestoczteroletnia dziewczyna otrzymała tego dnia rozgrzeszenie od salwatorianina Arnolda Renza, który – wraz z księdzem Ernstem Altem – przez ostatnie dziesięć miesięcy aż sześćdziesiąt siedem razy odprawił nad nią tak zwany rytuał rzymski. Na przeprowadzenie tych radykalnych duchowych interwencji – po wielu prośbach rodziny Anneliese oraz bardzo dokładnym zbadaniu sprawy – wydał zgodę biskup Würzburga Josef Stangl.
Dramat młodej Niemki ciągnął się od ośmiu lat. Nie pomagały ani kilkukrotne pobyty w klinikach neurologicznych i psychiatrycznych, ani żadne inne konwencjonalne terapie. Ataki epilepsji stawały się coraz częstsze, pogłębiała się awersja do wszelkich symboli religii katolickiej. Jak twierdzili świadkowie, Anneliese potrafiła godzinami wykrzykiwać najstraszniejsze bluźnierstwa, nie była w stanie patrzeć na krucyfiks, a pokropiona wodą święconą wzdragała się i reagowała agresją. Zdarzało się jej także przemawiać dziwnymi głosami, a niektórzy – przede wszystkim jej nadzwyczaj religijna matka – przekonywali nawet, że w trakcie tych specyficznych, transowych stanów dysponowała niezwykłą jak na swoją drobną posturę siłą. W rzadkich chwilach przytomności umysłu prosiła o pomoc Boga – w którego głęboko wierzyła od najmłodszych lat – błagając go o uwolnienie od demonicznego zniewolenia.
Kiedy więc tylko biskup Stengl sporządził na piśmie stosowne pozwolenie, dwóch zaprzyjaźnionych z rodziną Anneliese Michel księży natychmiast przystąpiło do dzieła. W trakcie sześćdziesięciu siedmiu egzorcystycznych sesji – o przebiegu niekiedy naprawdę drastycznym, pełnym symbolicznej i dosłownej przemocy, przekleństw, bluźnierstw, płaczu, modlitw, krzyku i fizycznej szarpaniny – ksiądz Alt i ojciec Renz zidentyfikowali sześć demonów, które przebywały w ciele Anneliese Michel. Wśród nich – jak z pełnym przekonaniem zeznawali na rozprawie sądowej rozpoczętej wkrótce po ostatnim egzorcyzmie – byli między innymi Neron, Adolf Hitler i Judasz Iskariota.
Żadnego nie udało się jednak wypędzić. 1 lipca, dzień po otrzymaniu rozgrzeszenia, Anneliese zmarła. Sekcja zwłok ujawniła, że przyczyną śmierci było zagłodzenie i wycieńczenie organizmu. Obydwaj księża zostali oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci, uznani za winnych i skazani na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Zeznający podczas rozprawy lekarze twierdzili, że był to klasyczny przypadek choroby psychicznej i epilepsji – historia, która zakończyła się tragicznie ze względu na niekompetencję i przesądy.
Po śmierci Anneliese Michel niemiecki Kościół oficjalnie zakazał odprawiania egzorcyzmów i zakazu tego nie cofnął do dzisiaj. Jej historia stała się za to po latach doskonałą pożywką dla kultury popularnej. Zainspirowała m.in. twórców wyświetlanego także na ekranie polskich kin filmu Egzorcyzmy Emily Rose.
To właśnie ten przypadek – twierdzi amerykański historyk i antropolog Brian P. Levack w swojej książce The Devil Within. Posession and Exorcism in the Christan West – stanowi graniczny punkt, od którego rozpoczyna się współczesny renesans opętań na Zachodzie. Wprawdzie już na trzy lata przed śmiercią Anneliese na ekranach kin zagościł słynny film Egzorcysta – również oparty na autentycznej historii egzorcyzmów przeprowadzonych w późnych latach 40. na jedenastoletnim chłopcu znanym jako Roland Doe – ale dopiero od czasu głośnego procesu sądowego opinia publiczna zorientowała się, że w przypadku demonicznych opętań mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko wyobraźnią hollywoodzkich scenarzystów.
Rosnąca od tego czasu liczba opętań i egzorcystów, wywołała reperkusje tak daleko idące, że w 1999 roku Kościół katolicki opublikował zmodyfikowaną wersję tak zwanego Rytuału Rzymskiego, czyli zestawu precyzyjnych instrukcji dotyczących między innymi wypędzania demonów i sprawowania modlitwy o uwolnienie. Pierwsza – obowiązująca w czasach egzorcyzmów Anneliese Michel – wersja Rytuału została opracowana i przedstawiona 17 czerwca 1614 roku na osobiste polecenie papieża Pawła V. Trwająca już niemal dwieście lat dominacja katolicyzmu w sferze walki z wysłannikami księcia ciemności wkroczyła wówczas w całkiem nowy wymiar.
Rytuał wczoraj i dziś
Rytuał Rzymski – przewidziany jako szczegółowa instrukcja dla egzorcystów, dotycząca zarówno diagnostyki, jak i działań „terapeutycznych” – bardzo precyzyjnie definiował oznaki demonicznego opętania, opisywanego przez teologów w kategoriach „przejęcia funkcji duszy” przez niematerialną, złą istotę.
Było to więc przede wszystkim mówienie w obcych, nieznanych opętanemu językach, wiedza o rzeczach ukrytych (jak na przykład myśli innych ludzi albo przyszłe zdarzenia) oraz manifestowanie niezwykłej siły. Te trzy podstawowe oznaki demonicznego opętania przetrwały ponad trzysta lat i – podobnie jak większość tez oryginalnego dokumentu – zajmują poczesne miejsce w odnowionej w 1999 roku wersji rytuału. Jednak dokument z 1614 roku zawierał znacznie więcej detali – egzorcyście zalecano na przykład pytanie o liczbę demonów, które wstąpiły w danego człowieka oraz nakłanianie ich do wymieniania swoich imion. Z tego u progu XXI wieku zrezygnowano, a tacy słynni egzorcyści, jak na przykład główny watykański specjalista od walki z szatanem Gabriele Amorth, podkreślali z niezadowoleniem, że jest to rezygnacja niczym nieuzasadniona. Biorąc pod uwagę charakter epoki – w której na terenie Europy rozprzestrzeniała się plaga procesów o czary, magia zaś traktowana była jako jedno z głównych zagrożeń dla wierzącego katolika, papieski dokument zawierał także liczne instrukcje dotyczące postępowania w przypadku uroku, złego oka oraz rzuconego zaklęcia. Przypadków takich notowano wówczas bardzo wiele, podobnie zresztą jak zbiorowych opętań.
Pomiędzy tekstem Rytuału Rzymskiego, a wcześniejszymi i późniejszymi opisami przypadków pracowicie spisywanymi przez egzorcystów zachodziła zresztą klasyczna relacja sprzężenia zwrotnego. Tekst rytuału precyzował objawy wywiedzione z rozmaitych fantastycznych doniesień, a zarazem spowodował, że relacje o egzorcyzmach następujące już po jego publikacji pisane były w pełnej zgodzie z jego założeniami. Niemiecki jezuita Georg Scherer opisywał egzorcyzm przeprowadzony w 1584 na młodej kobiecie Annie Schlutterbaurin w roku 1584, podczas którego okazało się, że zamieszkują w niej ni mniej ni więcej, tylko 12 652 istoty demoniczne. Inne doniesienie – tym razem z roku 1685 z Auxonne – informowało o pewnej opętanej zakonnicy, która dwoma palcami swobodnie unosiła gigantyczne naczynie wypełnione wodą. W roku 1630 natomiast, w klasztorze w Loudun, opętane zakonnice miały podobno godzinami unosić się w powietrzu. Stary Rytuał przewidywał także egzorcyzmowanie przedmiotów i miejsc, praktykę również intensywnie rozpowszechnioną w XVII wieku i wcześniej.
Ogromna popularność zjawiska opętania i egzorcyzmów w XVII-wiecznej Europie wiąże się – jak podkreślają badacze – ze swoistą konkurencją pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem, powstałym w wyniku reformacji w XVI wieku, a także z coraz poważniejszą rolą, jaką w teologii katolickiej zaczął od XIII stulecia odgrywać diabeł oraz negatywna waloryzacja czarostwa (wiek XVII to wszak jeszcze czas polowań na czarownice). Spór pomiędzy teologami katolickimi a protestanckimi dotyczący egzorcyzmów był więc w gruncie rzeczy fundamentalnym sporem o interpretację podstawowych doktryn religijnych. Wierni luterańskiej zasadzie sola scriptura (tylko pismo) protestanccy teologowie uznawali wprawdzie rzeczywistość demonicznego opętania – zgodnie z licznymi ich opisami na kartach Nowego Testamentu – ale odrzucali cały „magiczny” sztafaż charakterystyczny tak dla symptomów opętania demonicznego, jak i dla procedury egzorcyzmu.
Demon w ciele
W książce The Devil Within Brian Levack zwraca uwagę, że zjawisko rozkwitu opętań i egzorcyzmów w XVII i XXI wieku łączy nie tylko pokrewieństwo opisywanych przez egzorcystów fenomenów – wszystkie podstawowe kryteria z dawnych czasów są stosowane także dzisiaj – ale przede wszystkim okoliczność, że zdarzają się one wyłącznie w obrębie bardzo religijnych grup społecznych. Dodatkowo – twierdzi – zarówno u progu nowoczesności, jak i w czasach nam współczesnych, religia katolicka mierzy się z daleko idącym kryzysem. Wtedy związanym z reformacją i protestantyzmem, dzisiaj z postępującą laicyzacją. Opętanie demoniczne – spektakularne, przejmujące lękiem, stanowiące materialną realizację mitologicznych i teologicznych abstrakcji – wydaje się doskonałym narzędziem utrzymania wiernych przy sobie, a zarazem sugestywnego przekonania niedowiarków, że rzeczywistość, o której opowiada doktryna, jest rzeczywistością w dosłownym sensie namacalną i groźną. I tylko jedna instytucja posiada w swoim asortymencie środki pozwalające owo niebezpieczeństwo zażegnać.
Dokonując historyczno-antropologicznej analizy fenomenu opętań i egzorcyzmów, Levack formułuje hipotezę, że wszystkie najbardziej powszechne niereligijne próby ich ujęcia są w pewnym stopniu niewystarczające. W tradycji świeckiej, zwłaszcza w kręgach rodzącej się w XVIII wieku psychiatrii, formułowano zazwyczaj koncepcje albo odmawiające zjawisku opętania jakiejkolwiek realności i sprowadzające je do zwykłej imitacji, albo też klasyfikujące je jako poddane religijnej dezinterpretacji zaburzenia psychiczne. Levack przekonuje jednak, że możliwa jest także trzecia perspektywa. Jako historyk i antropolog odmawia, rzecz jasna, realności wszystkim opisom zjawisk nadnaturalnych, w rodzaju mówienia językami, unoszenia gigantycznych ciężarów czy lewitacji. Staje jednak po stronie realności doświadczenia i tego, że osoba „opętana” faktycznie postrzega samą siebie jako opanowaną przez zewnętrzną siłę. Tego rodzaju zjawiska są skądinąd dobrze znane medycynie, a w klasyfikacji zaburzeń ICD 10 występują od 1994 roku pod znacznikiem F44.3.
Skąd jednak składowe owego psychologicznego stanu? Rzecz jasna – z kultury, a konkretnie z całego symbolicznego układu projektowanego przez daną religię.
Zjawisko opętania – konkluduje Levack – jest więc z jednej strony odmianą teatru, gry pomiędzy „opętanym” a „egzorcystą” prowadzonej według reguł doskonale znanym obu stronom (z przekazu religijnego oraz – zwłaszcza w XX i XXI wieku – z wyobrażeń kultury popularnej), z drugiej zaś po prostu specyficzną formą ekspresji religijnej. Pośród wielu jej form – takich jak modlitwa i uczestnictwo w obrzędach – istnieje także forma ekstremalna, przejawiająca się w przekonaniu, że w wyznawcę wstępuje obca, nieprzyjazna Bogu siła, a jedynym sposobem, żeby się spod jej władztwa uwolnić, jest poddanie się odpowiednim zabiegom administrowanym przez dysponującą przekazem religijnym instytucję.
Tego rodzaju ujęcie nie przypadnie zapewne do gustu zwolennikom religijnej wykładni fenomenu egzorcyzmów, trudno się jednak oprzeć przypuszczeniu, że gdyby choć na chwilę skłonni byli oni odstąpić od literalnego pojmowania swojego światopoglądu, Anneliese Michel być może do dzisiaj by żyła.
Brian P. Levack, The Devil Within: Posession and Exorcism in the Christian West, Yale University Press 2013