Kraj

Stawiszyński: Czy można wynająć ludzkie ciało?

Założenie, że seksualność nie wiąże się z psychiką i emocjami, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Polemika.

Są w tekście Dawida Krawczyka o książce Melissy Grant Playing the Whore tezy niekwestionowane.

 

Choćby taka, że legalizacja prostytucji – objęcie sekspracowniczek i sekspracowników programem ubezpieczeń zdrowotnych, przyznanie im praw pracowniczych i podmiotowe włączenie w krajobraz społeczny – to najlepsze możliwe antidotum na liczne patologie obficie towarzyszące dzisiaj tej działalności: handel ludźmi i narkotykami, gwałty, przemoc, uzależnienia itp. itd. I taka jeszcze, że w naszym stosunku do seksualności w ogóle, a do kobiet, które wyłamują się z prostego purytańskiego wzorca „matki i żony” w szczególności, pełno jest hipokryzji. Pełno pogardy oraz pozorowanego moralnego oburzenia maskującego mentalną agresję, prymitywizm albo – co nader częste – własne latentne perwersje i fantazje. Takie, którym dajemy ujście pod bezpieczną osłoną anonimowości, ale których pod żadnym warunkiem nie ujawnilibyśmy innym „porządnym obywatelom”.

 

Wszystko to prawda, Grant trafia w punkt, wywodzi – a za nią Krawczyk – przekonująco, logicznie i bez emocji. Pozostaje się wyłącznie zgodzić – i wypatrywać jakiejś praktycznej, politycznej aplikacji tych zdroworozsądkowych uwag, wypowiadanych nie tyle nawet w porządku refleksji moralnej, ile raczej w porządku pragmatyki życia społecznego.

 

Jednak konsensus co do pragmatyki nie musi oznaczać konsensusu co do całej reszty diagnoz, z których Grant buduje swój subwersywny wywód. Przeciwstawiając się „esencjalistycznej” wizji prostytutki „sprzedającej siebie” czy też „sprzedającej swoje ciało”, autorka Playing the Whore przekonuje, że sprzedawane, w zmiennych zresztą warunkach i na różne sposoby, jest tutaj nie tyle ciało, ile enigmatycznie brzmiąca „usługa seksualna”. W „Feminist Current” odpowiada jej na to bardzo sensownie i merytorycznie Sarah Ditum.

 

Po pierwsze, twierdzi Ditum, Grant robi zwinny unik, wyłączając z pola swojego zainteresowania czynnik, który jest warunkiem możliwości istnienia prostytucji, a mianowicie – męskie pożądanie (ograniczmy się, podobnie jak autorka, do prostytucji heteroseksualnej) oraz jego rozmaite ukierunkowania i jakości. Po drugie, niezależnie od tego, w jaki sposób zdefiniujemy „usługę seksualną”, praktyka społeczna, badania socjologiczne, a także lektura komentarzy, jakie klienci prostytutek umieszczają w internecie, wskazują, że ową „usługę” postrzegają oni właśnie jako „kupowanie ciała” czy raczej licencję na jego użytkowanie – w określonym czasie i pod określonymi warunkami, rzecz jasna.

 

W tym sensie antyesencjalistyczna argumentacja Krawczyka – jakoby każde inne niż proponowane przez Grant rozumienie tego, co wydarza się między sekspracownicą a klientem, musiało nas doprowadzić do aliansu z wątpiącym w możliwość „gwałtu na prostytutce” Andrzejem Lepperem – nie wydaje się mimo wszystko konkluzywna. Prostytucja jest sprzedawaniem własnego ciała, choć nie w takim znaczeniu – to znowu Ditum – w jakim mówimy o dystrybucji innych dóbr materialnych, ale właśnie w znaczeniu udzielania licencji czy też wypożyczania. Jakkolwiek jednak by na to patrzeć – klient jest dysponentem, który płaci za możliwość używania ciała prostytutki, zakres tej możliwości natomiast jest oczywiście negocjowalny. W ramach tej negocjacji spotykają się indywidualne fantazje i preferencje usługobiorcy oraz fizyczne i psychiczne zasoby oraz granice usługodawczyni/usługodawcy.

 

Pytanie, które należałoby tutaj postawić – a którego Grant, jak się zdaje, albo nie stawia, albo milcząco zakłada, że twierdząca odpowiedź nie niesie ze sobą żadnych kulturowych, mentalnych i psychologicznych konsekwencji – brzmi: czy powinniśmy traktować ludzkie ciało jak towar, którym można handlować, który można wynajmować do czasowego użytkowania, celem zaspokojenia fantazji, potrzeb i popędów wynajmującego?

 

Albo mówiąc inaczej – czy seks jest wyłącznie rodzajem ekscytującej gimnastyki, czy też może raczej przestrzenią, w której dochodzi do głosu bardzo intymna, częściowo także nieświadoma, sfera emocjonalna? I w której na równi uczestniczy tak ciało, jak i psyche?

 

Zrównanie seksualności z każdą inną czynnością, a „usługi seksualnej” z każdą inną usługą zapoznaje cały psychologiczny i emocjonalny wymiar kontaktów cielesnych, sprowadza je wyłącznie do płytko pojmowanej fizycznej przyjemności – na dodatek takiej, która nie jest konsekwencją realnego zaangażowania, elementem składowym wielowymiarowego kontinuum relacji pomiędzy równymi sobie ludźmi, ale dobrem dostępnym ad hoc, za pieniądze, „usługą”, którą można kupić, a która siłą rzeczy jest ekspresją władzy jednego człowieka nad drugim, nawet jeśli odbywa się to za obopólną zgodą. Jeśli jednak seksualności nie da się z tego wszystkiego wyabstrahować, zrównanie prostytucji z innymi zawodami – nie w sensie pragmatycznego rozwiązania palącego społecznego problemu, a w sensie kulturowej proklamacji – byłoby nie tyle moralnym (sfera moralna w tym kontekście w ogóle mnie nie interesuje), ile po prostu psychologicznym nadużyciem. Czym innym bowiem, jeśli nie psychologicznym nadużyciem, jest radykalne utowarowienie intymności, bliskości, miłości? Arbitralne wyjęcie ich – by tak rzec – z krajobrazu, w który są przecież wielowarstwowo wtopione?

 

Stojące za tym projektem przekonanie, że da się zgodnie z mniej lub bardziej ideologiczną wizją stuprocentowo wymodelować psychologiczny wymiar relacji międzyludzkich – zwłaszcza ten najbardziej intymny, najmocniej podatny na zranienia i nadużycia, najsilniej sprzężony z obrazem siebie, poczuciem tożsamości i wartości, z umiejętnością wchodzenia w podmiotowe kontakty z innymi, umiejętnością zdefiniowania i zakreślania granic – wydaje mi się klasycznie naiwną wizją pewnego siebie, całkowicie ślepego na konsekwencje swoich działań i gestów ego.

 

Założenie, że seksualność jest samotną wyspą, zupełnie osobną aktywnością cielesną niewiążącą się z psychiką, emocjami, tożsamością, wizją siebie i innych, jednym słowem: nieniosącą żadnych psychologicznych konsekwencji dla tego, kto się jej oddaje, najzwyczajniej w świecie nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.

 

Nie wytrzymuje konfrontacji z elementarzem wiedzy o człowieku – niezależnie od tego, czy podstawimy za ów elementarz paradygmat psychoanalityczny, silnie akcentujący fundamentalną rolę seksualności we wszystkich dosłownie sferach życia, czy z pozoru bardzo od niego odległy paradygmat ewolucjonistyczny, poszukujący źródeł ludzkich zachowań w mechanizmach decydujących o przetrwaniu gatunku, czy też statystyki wskazujące, że przedmiotowy stosunek do seksu jest silnie skorelowany z występowaniem depresji, poważnych zaburzeń obrazu siebie, a nawet PTSD (Zespołu Stresu Pourazowego) itp. itd. (przytacza je m.in. Katarzyna Charkowska, autorka monografii Zjawisko prostytucji w doświadczeniach prostytuujących się kobiet).

 

Także konsekwencje społeczne, które niesie ze sobą afirmacja prostytucji, to oczywiście temat licznych żarliwych dyskusji. Wiele lewicowo usposobionych badaczek i badaczy dostrzegało prostą zależność pomiędzy zgodą na utowarowienie kobiecego ciała a generalnym sposobem postrzegania kobiet i ich roli w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn, będących przecież głównymi odbiorcami usług seksualnych.

 

Jednak poza sensu stricto feministyczną kwestią, wchodzi tu w grę także sfera znacznie bardziej ogólna. A mianowicie – nasz generalny stosunek do tego, na czym opierać się mają relacje międzyludzkie, czym jest bliskość, intymność, miłość i jakie miejsce w tym złożonym uniwersum zajmuje nasze własne ciało oraz jakie miejsca zajmują w nim ciała innych ludzi.

 

Rozpatrując poszczególne problemy, szukając zadowalających rozwiązań, zastanawiając się nad wprowadzeniem określonych regulacji, a także uruchamiając jakąkolwiek dyskusję – warto zwrócić się w stronę tych fundamentalnych wyobrażeń, które zawiadują naszym myśleniem, często w sposób na pierwszy rzut oka niedostrzegalny. To właśnie bowiem o te bazowe obrazy toczy się tak naprawdę spór.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij